Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Burkhard Dallwitz

Way Back, the (Niepokonani)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 19-04-2011 r.

Ależ ładną laurkę wystawił nam- Polakom Peter Weir. Australijski reżyser dokonał tego, co nie udawało się rodzimym twórcom i przedstawił portret Polaka jako człowieka odważnego, sprawiedliwego, roztropnego, uczciwego, dobrego i na dodatek człowieka czynu, który nie zamierza za coś cierpieć i umierać, ale dla czegoś żyć, do czegoś dążyć i do działania pociągać nie tylko swoich rodaków ale i przedstawicieli innych nacji. The Way Back opowiadający o grupce uciekinierów z gułagu, którzy przemierzają mroźną Syberię, gorące piaski Mongolii i zaśnieżone pasma Himalajów, by dotrzeć na piechotę do Indii, zdecydowanie nie jest niestety arcydziełem. Ale jest przyzwoitym filmem, w którym wszystko zdaje się być na swoim miejscu i na w miarę dobrym poziomie. Bez zarzutu grają aktorzy (chociaż wybija się jedynie Colin Farrell w roli rosyjskiego kryminalisty), czasem całkiem zgrabnie wypowiadając coś po polsku, eleganckie zdjęcia oddają zarówno piękno jak i niebezpieczeństwo otaczającej przyrody, a odpowiednio dawkowana muzyka dodaje temu właściwych emocji gdy trzeba.

Tak, muzyki autorstwa Burkharda Dallwitza w filmie nie ma za dużo. Nie zdziwiłbym się, gdyby 42 i pół minuty zawarte na krążku stanowiło całość lub zdecydowaną większość score użytego w filmie. Jednak Weir operuje ścieżką dźwiękową z umiarem i rozsądkiem, wychodząc z założenia, że czasem lepiej sprawdza się cisza. Dzięki temu, muzyka w znacznej większości nie ginie pod warstwą dialogową i to, co stworzył na potrzeby obrazu niemiecki kompozytor osiadły w Australii, jest wyeksponowane całkiem wyraźnie.

Kiedy widziałem pierwsze zwiastuny Niepokonanych, przepełnione pięknymi ujęciami odległych zakątków świata, zastanawiałem się czy piękno i majestat Bajkału, Tybetu albo pustyni Gobi podkreślone będzie epicką a może etniczną muzyką. Nic takiego jednak nie ma miejsca. Dallwitz nie podkreśla piękna natury, która jest przecież w filmie dla bohaterów zdecydowanie bardziej źródłem problemów i wyzwań, niż obiektem podziwu, a zatem przez reżysera i kompozytora traktowana jest w sposób bardziej surowy i nie wymagający muzycznej ilustracji. Ta skupia się raczej na bohaterach i ich przeżyciach. Na tym koncentruje się kompozytor nawet w takich utworach jak Lake Baikal, Tibet czy India, niejako wbrew temu co sugerować mogłyby tytuły i nie doświadczymy tu żadnego elementu wskazującego na geograficzne umiejscowienie akcji. Jedynie we Freedom? oraz Mirages Don’t Have Birds kompozytor decyduje się na dość standardowe zabiegi nadające muzyce nieco etnicznego charakteru. Odpowiednie brzmienie fletu, gitary i perkusji przywołuje skojarzenia z muzyką Bliskiego Wschodu, a zatem jak łatwo się domyśleć, fragmenty te towarzyszą podróży bohaterów filmu przez pustynię. Dlaczego akurat tylko piaski Mongolii doczekały się tak oczywistego muzycznego wyróżnienia trudno ocenić. Można się z jednej strony zastanawiać czy nie jest to jakiś brak konsekwencji w przyjętym sposobie ilustrowania, z drugiej strony być może Dallwitzowi nie o pustynię chodziło a o podróżników, chcąc podkreślić ich zmęczenie marszem w upale, pragnienie i widziane miraże. Pytanie też czy przyjęty sposób ilustracji nie jest aż nadto przewidywalny i oczywisty.

Owa oczywistość czy standardowość cechuje zresztą nie tylko fragmenty z podróży przez pustynię. Pozbawione etnicznego rysu underscore, suspens, muzyka akcji czy najczęstsza na krążku muzyka stricte dramatyczna także raczej nie imponują jakimiś nowatorskimi rozwiązaniami czy pomysłami. Ten ostatni element (i nie tylko ten) utrzymany jest w stylistyce, którą w muzyce filmowej dobrze czuje się inny Niemiec. Muzyka oparta na prostych, powtarzalnych motywach, akordowych progresjach, smyczkowych ostinatach, bardziej niż w tematyczność, popadająca w swoisty dramatyczny underscore… tak, to domena Hansa Zimmera, także wielu jego podopiecznych, choć oczywiście nie tylko ich. Czy w tej stylistyce Dallwitz ma do zaoferowania coś interesującego? I tak, i nie. Takie utwory jak wspomniana we wcześniejszym akapicie trójka z „gerograficznymi” tytułami to kawał dobrze napisanej współczesnej muzyki dramatycznej, może nie jakiś skomplikowany od strony technicznej ale całkiem efektywny. Jednakże choćby takie Lake Baikal przypominające może nawet bardziej akurat niektóre fragmenty partytur Davida Julyana niż Zimmera, nie wywiera jakiegoś kolosalnego wrażenia ani w filmie, ani na płycie i wydaje się być odrobinę typowe, oklepane, niczym nie zaskakujące i nie wbijające się szczególnie w pamięć. Tak samo i inne fragmenty muzyki dramatycznej.

Oprócz niej i muzyki „pustynnej” sporo na soundtracku takiej klimatycznej muzyki tła, chyba nazbyt surowej by mogła zainteresować słuchacza. Jeszcze niepokojące brzmienia Interrogetion mogą zaciekawić, ale już takie The Abandoned Temple czy Water nie wywołują zbytnio emocji przy odsłuchu płytowym, sprawdzając się głównie w kreowaniu nastroju w filmie. Nieco lepiej wypada tu jedyny fragment action-score, czyli Escape, choć i on blednie nieco na płycie, skoro Dallwitz przez 2 minuty wałkuje ino te same perkusyjne rytmy wzbogacane etnicznie brzmiącym fletem czy gitarą elektryczną (w efekcie przypominając nieco jeden z motywów z Czarnego deszczu Zimmera). Żeby tego było mało, to chronologiczny układ utworów sprawia, że często obok siebie mamy podobne motywy a później czy wcześniej ich nie uświadczymy. Obok siebie są np. brzmienia odnoszące się do pustyni czy dramatyczny temat z finału (Tibet oraz India). Może to pogłębić wrażenie pewnej monotonii przy słuchaniu krążka.

Czym jest więc w gatunku muzyka filmowa kompozycja Burkharda Dallwitza do Niepokonanych? Niczym wybitnym na pewno. Ot, solidną, funkcjonalną muzyką, dobrze radzącą sobie w obrazie, nieco mniej ciekawą w wydaniu płytowym, ścieżką która pewnie wkrótce popadnie w zapomnienie, ale jednak taką, którą trzeba ocenić pozytywnie. W końcu w roli filmowej ilustracji spisała się więcej niż poprawnie. A że pewnie nam, polskim słuchaczom, do takiego filmowego hołdu dla naszych rodaków marzyłaby się bardziej pamiętliwa i znacząca muzyka, to już inna kwestia.

Najnowsze recenzje

Komentarze