W 2020 roku w katalogu wytwórni płytowej GAD Records pojawił się soundtrack z serialu
W słońcu i w deszczu. Dziś nieco zakurzona produkcja, wyreżyserowana przez Sylwestra Szyszkę na przestrzeni siedmiu odcinków, przedstawiała obraz polskiej wsi z przełomu lat 70. i 80. Historia skupia się na perypetiach Bolka Małolepszego, który przejmuje po ojcu gospodarstwo i planuje je unowocześnić. Napotyka jednak liczne problemy. W tych realiach musiał odnaleźć się autor muzyki – Piotr Hertel, twórca mający na koncie przede wszystkim animacje Studia Filmowego Se-ma-for, m.in. Misia Uszatka oraz Małego Pingwina Pik-Poka.
Hertel już od napisów początkowych próbuje nas przenosić do miejsca akcji serialu. Muzyka z czołówki, choć nie posiadająca chwytliwej melodii wiodącej, zwraca uwagę swoją formą. Tryle sekcji smyczkowej i fortepianu oraz imitacje hukania sowy i stukania dzięcioła rysują przed słuchaczem obraz wiejskich łąk i lasów. Polski kompozytor rozwija tę myśl w innych kompozycjach, dorzucając dialogi solowych skrzypiec z obojem lub klarnetem, ponownie nie stroniąc od „ptasich” tryli. Z tego materiału wyrasta również główny temat, czyli rzewna melodia prowadzona zazwyczaj przez instrumenty solowe. Większość materiału stricte ilustracyjnego utrzymana jest właśnie w takim nastroju – nieco sennym i sielankowym, jednocześnie jakby zdystansowanym do ciągle powracających problemów i dramatów głównego bohatera.
Drugą sferą ścieżki dźwiękowej są nawiązania do ówczesnej muzyki popularnej, które stanowią głównie ilustrację dla scen toczących się podczas rozmaitych festynów i wesel. Do ich nagrania Hertel zatrudnił popularnego ówcześnie muzyka sesyjnego Karola Nicze oraz jego zespół. Polak nawiązuje w tej materii głównie do muzyki jazzowej, bluesowej oraz funky. Nie zabraknie zatem nieodzownych saksofonów, a przy tym również trąbek, gitar elektrycznych, fortepianowych improwizacji, pianina Fendera, syntezatorów oraz perkusyjnych beatów. Hertel opiera się na sprawdzonych środkach wyrazu, słychać inspiracje chociażby Herbie’em Hancockiem i Billem Contim. Stanowią one pewną cząstkę nowoczesności, kontrastującą z bardziej klasycznymi stylizacjami zobligowanymi do odzwierciedlenia wioskowego klimatu.
Rzeczony dualizm stylistyczny wychodzi soundtrackowi na dobre. Zaprezentowany materiał jest całkiem zróżnicowany i nie nudzi, pokazując przy tym Hertla jako artystę wszechstronnego. Mimo wszystko nie jest to jednak topowy score z katalogu GAD Records. Aranżacyjne triki z materiału lirycznego na pewno zwracają uwagę, ale brak solidnego ogniwa tematycznego jest wyczuwalny. Ponadto omawiana we wcześniejszym akapicie muzyka źródłowa, w książeczce celnie określona „gastronomiczną”, mija przyjemnie, ale nie pozostawia słuchacza z potrzebą ponownego jej odsłuchu.
W słońcu i w deszczu nie uznałbym za pozycję obowiązkową dla statystycznego miłośnika filmówki. Jest to bowiem muzyka budująca przyjemne i relaksujące słuchowisko, ale w gruncie rzeczy nie zapadające w pamięć na dłuższą metę. Tytuł ten powinien się jednak znaleźć w kolekcji każdego amatora polskiej muzyki filmowej – przypomnienie osoby zasłużonego dla branży Piotra Hertla zasługuje wszak na odnotowanie. Jak zostało to ujęte w dołączonej do wydawnictwa książeczce, ta płyta to zaledwie drobny przyczynek do szerszego odkrycia dorobku Hertla. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak napisać: czekamy na więcej!