Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Venexiana, la / Mosca addio (Wenecjanka / Żegnaj Moskwo)

(1986/1987/1995)
4,0
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 29-02-2008 r.

Mauro Bolognini, nieżyjący już włoski reżyser, który w swej karierze próbował sił chyba w każdym filmowym gatunku, współpracował z różnymi kompozytorami. Jednak da się zauważyć, iż od czasu pierwszego wspólnego projektu z Ennio Morricone, a mianowicie od komedii Arabella z drugiej połowy lat 60-tych, to właśnie ten mistrz filmowych nut stał się ulubieńcem Bologniniego, czemu w sumie dziwić się nie można. W 1986 r. Morricone zilustrował dla reżysera film La Venexiana, a w rok później Mosca Addio. Pierwszy z nich to kostiumowy, historyczny… erotyk z Jasonem Connerym (synem sławnego Seana), zaś drugi to dramat z akcją rozgrywającą się w komunistycznym ZSRR. Ścieżki dźwiękowe z nich, poza osobą kompozytora, więcej więc powinno różnić niż łączyć, a mimo to w 1995 r. wydawnictwo GDM zdecydowało się wypuścić obie partytury, wcześniej wydane tylko na winylach, na jednym krążku. Co w efekcie otrzymali słuchacze?

Jako pierwsza na albumie zaprezentowana zostaje Wenecjanka, która przywita słuchacza całkiem udanym i interesującym tematem głównym. Podobnie jak reszta score’u poprzez odpowiednią stylistykę i instrumentarium będzie on oddawał atmosferę XVI-wiecznych Włoch, w których toczy się akcja filmu. Usłyszymy więc, obok tradycyjnej sekcji smyczkowej, która jednak z reguły robić będzie tylko za tło i stanowić dyskretne wsparcie, takie instrumenty jak klawesyn, mandolina, gitara, czy flet prosty, przywodzący na myśl skąpane w słońcu śródziemnomorskie pejzaże. Całości dopełni żeński chórek, pojawiający się już w pierwszym utworze, dodający całości nieco erotycznego charakteru. Najbardziej erotyczną wymowę ma jednak Attesa D’Amore z niezwykle zmysłowym żeńskim wokalem. Pozostałe utwory to przede wszystkim inne aranżacje tych tematów, oraz kolejnych urokliwych melodii zaprezentowanych w ścieżkach drugiej i trzeciej. Raz na pierwszym planie będzie flet, raz klawesyn, innym jeszcze razem mandolina. Nieco wyróżniać się z tej stylistyki będą oparte praktycznie tylko o mandolinę i akompaniującą jej gitarę akustyczną Innamorarsi A Prima Vera oraz Forse Basta Solo Un Fiore brzmiące już wyjątkowo „włosko”. Najbardziej odmienny od innych będzie jednak Ave Maria Seconda, w którym żeński chór pięknie zaśpiewa pieśń kościelną, poprzedzoną średniowiecznymi (czy może raczej renesansowymi) fanfarami. Wszystko jednakże zachowuje stylistyczną spójność, być może nawet za bardzo, bo w pewnym momencie zaczyna się robić nieco monotonnie. Na szczęście właśnie wtedy półgodzinny score z Wenecjanki kończy się i przechodzimy do Żegnaj Moskwo.

Rozpocznie go 16-sty na płycie utwór Mosca Addio, w którym usłyszymy temat główny następnej ścieżki dźwiękowej. Będzie to standardowy Morricone w swojej dobrej formie. Prezentowana przez różne instrumenty główna melodia raz po raz uzupełniana jest krótkim motywem wygrywanym na gitarze, pojawiającym się i zanikającym falowo. Melodia ta, bardzo morriconowska, w wymowie jest raczej smutna i melancholijna. Kolejna ścieżka jeszcze bardziej podkreśla przygnębiający nastrój score, dodatkowo dodając mu sporo mroku i tajemniczości. Niemal horrorowemu underscore towarzyszą w niej zimne pasaże smyczków. Kolejne fragmenty zasadniczo nie będą odbiegały od charakteru i stylistyki wcześniejszych, balansując na granicy underscore i delikatnie zarysowanych melodii, nielicznych fragmentów akcji typowo przez Morricone rozpisanych na sekcję dętą, smyczki i ewentualnie fortepian oraz kilkukrotnych powtórzeń main theme. Album zamyka klasycznie brzmiąca melodia zagrana na solowym fortepianie. Choć w tytule filmu mamy Moskwę, niech nikt nie liczy na jakiekolwiek rosyjskie ludowe elementy wplecione w partyturę. Tylko bijący z muzyki przenikliwy chłód (choćby w utworze o wymownym tytule Siberia) zdaje się wskazywać na to, iż miejsce akcji skąpane jest w mroźnej zimie. Jednak patrząc z perspektywy ścieżki dźwiękwoej, film równie dobrze mógłby być zatytułowany Żegnaj Oslo, czy nawet …Warszawo. 😉 Warto z kolei zwrócić uwagę na ciekawy zabieg w dynamicznej aranżacji tematu głównego w utworze Viaggio (powtórzony w Partenza), w którym zamiast tradycyjnej perkusji do dodatkowego zdynamizowania prowadzonej przez sekcję smyczkową melodii, kompozytor używa najpewniej uzyskanego za pomoca syntezatora odgłosu imitującego przejeżdżający pociąg! Utwór ten wieńczy wzniosła, jakby fanfarowa krótka interpretacja tematu, jednak jej wymowa, podobnie jak zresztą całości kompozycji, zdaje się być raczej pesymistyczna.

Mamy więc na płycie dwa skrajnie różne score’y. La Venexiana to słoneczna, renesansowa Wenecja, pełna erotycznego napięcia, do której wysłuchawszy muzyki Włocha niejeden chciałby się wybrać, a z kolei Mosca Addio to zimna Moskwa w nieprzyjaznych czasach Związku Radzieckiego, z której każdy, podobnie jak główna bohaterka filmu, chciałby czym prędzej się wydostać. Osobiście chętniej wracam do lżejszych, przyjemniejszych klimatów Wenecjanki (może przez te seksowne wokale, kto wie…;)), niżli do cięższej gatunkowo drugiej ze ścieżek, która jednak może bardziej spodobać się lubiącym te cięższe, bardziej wymagające ścieżki, pełne mrocznego underscrore. Aczkolwiek te elementy Żegnaj Moskwo w mojej opinii i tak są lżejsze i łatwiejsze, jeśli tak można to określić, od adekwatnych fragmentów na przykład La Tenda Rossa. Jedni polubią więc bardziej pierwszy score, inni drugi, ale to już kwestia gustów, bo w swojej stylistyce, oba prezentują się bardzo dobrze. Żadne z nich nie jest oczywiście dziełem wybitnym, ale na pewno też oba warte są poznania. Jako, że na pierwotne, oddzielne wydania to już tylko we włoskich antykwariatach z winylami chyba można trafić, pozostaje to łączone wydanie GDM, które jednak też do łatwo dostępnych nie należy, zwłaszcza, że ukazało się jedynie w limitowanej edycji 1000 egzemplarzy. Gdyby jednak ktoś miał okazję nabyć, a zalicza się do fanów Ennio Morricone, to radzę brać bez wahania. Dwie bardzo solidne, dobre pozycje z filmografii włoskiego maestro na jednym krążku, to korzystna inwestycja. Nawet jeśli w połowie płyty odczujemy gwałtowną zmianę klimatu.

PS: W 2007 r., dzięki hiszpańskiej wytwórni Saimel, ukazał się wydany osobno, poszerzony o kilka niepublikowanych wcześniej utworów, soundtrack z Mosca Addio. La Venexiana póki co nie miała tego szczęścia.

Najnowsze recenzje

Komentarze