Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Edward Artemiew

Utomlyonnye Solntsem (Spaleni słońcem)

(1994)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 04-06-2007 r.

Nikita Michałkow, to bez wątpienia jedna z największych ikon współczesnej kinematografii – rosyjski Spielberg – apostoł trudnego, dającego do myślenia kina, które znajduje uznanie wśród koneserów. Spośród bogatego dorobku Rosjanina na szczególną uwagę zasługuje dzieło, które w 1994 roku odbiło się szerokim echem po całym świecie – Spaleni Słońcem. Pochlebne opinie krytyków pod adresem tego obrazu i liczne nagrody jakimi go obsypano (m.in. Oscar za najlepszy film nieanglojęzyczny oraz Grand Prix w Cannes) skłoniły mnie do zapoznania się z tym dziełem. Nie sądziłem jednak, że wywrze ono na mnie takie wrażenie. Film, którego akcja osadzona jest w stalinowskim Związku Radzieckim, opowiada o dniu z życia pewnego wysokiego rangą generała, który będąc na urlopie, chce jak najlepiej spędzić ten czas w rodzinnej, miłej atmosferze. Spokój tego wypoczynku burzy jednak pewien dawny znajomy żony generała, który pojawia się niespodziewanie w jego domu. Choć od strony wizualnej i technicznej Spaleni Słońcem nie grzeszą zachodnim nowatorstwem, sam scenariusz i gra aktorska (w roli gen. Kutowa sam Michałkow) fenomenalnie rekompensują braki w warstwie wizualnej.

Niezwykle ważnym elementem tego dzieła jest również jego ścieżka dźwiękowa. Autor owej, to jeden z najwybitniejszych i najbardziej „produktywnych” rosyjskich kompozytorów muzyki filmowej, Edward Artemiew. Mimo swojego niesamowitego wkładu w kinematografię rosyjską, postać ta pozostaje ciągle mało znana dla wielu entuzjastów gatunku na zachodzie. Głównie dlatego, że kompozytor stroni od propozycji pracy poza swoim krajem i niemal w zupełności poświęca się rodzimym produkcjom. Były jednak okresy, gdy nazwisko Artemiewa odbijało się echem poza granicami Rosji. Taki pogłos przyniosła mu wieloletnia współpraca z Nikitą Michałkowiem, a w szczególności omawiana ścieżka do Spalonych Słońcem oraz ich późniejszy, także stosunkowo popularny projekt, Cyrulik Syberyjski. Te dwie partytury uważane są za jedne z najlepszych w karierze Rosjanina, choć gdybym miał wybierać, to zapewne palmę pierwszeństwa przyznałbym Spalonym Słońcem. Czemu? Partytura do tego filmu jest esencją europejskiego ekspresjonizmu ilustracyjnego – fantastycznym muzycznym zabarwieniem obrazu, w żaden sposób nie narzucającym się widzowi, a wręcz przeciwnie, pomagającym mu „wejść głębiej” w poruszane na ekranie problemy. Jakby tego było mało, jest to twór oryginalny, odstający od typowych zachodnich tapet symfonicznych, a przy tym nawiązujący nić porozumienia ze słuchaczem chcącym mierzyć się z kompozycją poza obrazem.

Autonomiczność partytury do Spalonych Słońcem, jak większość prac Artemiewa, ma oczywiście swoje granice. Granice te wytycza strategia wydawnicza firm publikujących soundtracki. Jako iż w Rosji nikt po premierze filmu nie kwapił się, by umieścić na krążku tą jakże intrygującą kompozycję, zrobiła to (po wielkim sukcesie w Cannes) francuska firma Auvidis Travelling. Ideą jaka przyświecała wydawcom było chyba upchnięcie na krążek jak największej ilości utworów, co jak można się domyśleć, nie koniecznie korzystnie odbiło się na końcowym efekcie słuchalności. Album tworzy bardzo różnorodną mozaikę stylistyczną. Miota on słuchacza pomiędzy muzyką tradycyjną, lirycznymi, wręcz narkotycznymi, pięknymi tematami, a różnymi dziwolągami brzmieniowymi i eksperymentami na jakie od czasu do czasu pozwala sobie kompozytor. Ogólne wrażenie po przesłuchaniu krążka pozostaje jednak pozytywne, a napotkane po drodze zgrzyty melodyjne, skutecznie rekompensuje warstwa tematyczna.

Tematyka, to bez wątpienia największe dobro jakie wypływa z partytury do filmu Michałkowa. Opiera się ona na bardzo prozaicznym, staroświeckim, ale jakże pięknym utworze zbudowanym w rytmicznym szkielecie tanga, Outomlionne Solntce. Pieśń ta lub sama jej melodia wielokrotnie pojawiają się w filmie w formie muzyki źródłowej – wygrywanej z gramofonu, bądź nuconej przez bohaterów. Zabiegi te świetnie utożsamiają partyturę Artemiewa z dziejącą się na ekranie akcją. Na podstawie tej melancholijnej melodii rodzi się w dalszej części albumu fantastyczny temat przewodni kompozycji. Cechuje się on niesamowitą dramaturgią owiniętą niepozornym płaszczem łagodności i liryzmu. Płaszczem, który opadając od czasu do czasu odsłania prawdziwe, głebokie emocjonalnie oblicze motywu. Wśród licznych aranżacji rozsianych po płycie na szczególną uwagę zasługują te w Souvenirs de famille. Słuchając owego utworu (jak i kilku innych zawartych na krążku) nie unikniemy wrażenia, że Artemiew posługuje się językiem muzycznym Ennio Morricone. Wrażenie to potęguje się im bardziej zwracamy uwagę na orkiestracje i strategię ciągłego powracania do głównego motywu w różnych zestawieniach instrumentalnych. Zupełną odskocznią od tego schematu jest z kolei mój ulubiony utwór tej partytury, Manuscrit oublie. Dźwięki fortepianu i orkiestry rozbijają się tam o siebie niczym fale w czasie sztormu. Siły płynącej z tego baletu dźwięków i melodii nie da się opisać prostymi słowami. Zupełnie jakbyśmy słuchali koncertu fortepianowego jakiegoś wybitnego XIX-wiecznego kompozytora.

Podobnych chwil muzycznego uniesienia soundtrack do Spalonych Słońcem serwuje wiele, mimo tego jest on jednak polem, gdzie ścierają się ze sobą różne style i formy muzyczne. Kompozytor nie zamyka zatem swojego dzieła tylko obrębie samej orkiestry symfonicznej i chóru. Ucieka się miejscami do tak lubianych przez siebie zabaw z ortodoksyjnie sztucznym dźwiękiem elektronicznym (np.: La construction du Zeppelin), a nawet… gitarami elektrycznymi (Portrait de Staline)! W myśl zasady „coś za coś”, Artemiew, czyniąc ze swojej partytury laboratorium muzyczne, musiał poświęcić pierwiastek jej subtelności. Z jednej strony to i lepiej, bo mamy przetasowany materiał, który ciągle potrafi zaskakiwać czymś nowym. Z drugiej jednak, diametralne przejścia z jednego stanu emocjonalnego do innego potrafią wpłynąć destrukcyjnie na odbiór całości. Pojawiające się fragmenty piosenek źródłowych bynajmniej nie pogarszają tego stanu rzeczy.

Pomimo niedogodności na jakie możemy się natknąć odsłuchując Spalonych Słońcem, z całego serca zachęcam do sięgnięcia po ten album. Wiem, że problemem stwarzać może sam fakt zdobycia soundtracku na naszym rodzimym rynku, ale w dobie sklepów i aukcji internetowych problem ten wydaje się być miałki. Jeżeli jesteś miłośnikiem dobrej i interesującej muzyki filmowej powinieneś przynajmniej raz przesłuchać tą partyturę Artemiewa… Na pewno Cię ona nie spali.

Najnowsze recenzje

Komentarze