Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Keiichi Suzuki, zespół Moonriders

Tokyo Godfathers (Rodzice chrzestni z Tokio)

(2003)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 10-12-2019 r.

Ze wszystkich filmów Satoshiego Kona, jednego z moich ulubionych twórców anime, Rodziców chrzestnych z Tokio wspominam z najmniejszym entuzjazmem. Bynajmniej nie dlatego, że jest to zły obraz. Po prostu w stawce trzech pozostałych dzieł pełnometrażowych Kona, ten prezentuje się najmniej nieszablonowo. To bowiem prosta opowieść o trójce bezdomnych, którzy w wigilię Świąt Bożego Narodzenia próbują odszukać rodziców przypadkowo znalezionego na śmietniku niemowlaka. Rodzice chrzestni z Tokio to sympatyczne i przyjemne kino (choć niewolne od bardziej dramatycznych wątków), ale w odróżnieniu od innych produkcji japońskiego reżysera, nie towarzyszy mu, mówiąc kolokwialnie, efekt „wow”.

Film ten jest jedynym projektem Kona z pierwszej dekady XXI wieku, przy którym nie pracował z Susumu Hirasawą. Tym razem o napisanie ścieżki dźwiękowej poprosił inną osobę nie wywodzącą się bezpośrednio z muzyki filmowej – Keiichiego Suzukiego, który jeszcze w tym samym roku miał sposobność pracować przy słynnym Zatoichim Takeshiego Kitano. Angaż Suzukiego pociągnął za sobą pozostałych pięciu członków jego rockowego bandu, Moonriders. Ostatecznie każdy z „księżycowych jeźdźców” przygotował własne kompozycje. Czy zatem w przypadku Rodziców chrzestnych z Tokio aktualne będzie powiedzenie „gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”? Otóż nie. Powstał bowiem score bogaty w wiele ciekawych pomysłów i zabaw z brzmieniem oraz instrumentacjami.

Głównodowodzący Moonriders, czyli Suzuki, skomponował temat tytułowy (celowo nie używam słowa „przewodni”, bo pojawia się w filmie tylko jeden raz). To doprawdy oryginalna, skoczna i stworzona z humorem kompozycja, rozpisana na syntezatory i odpowiednio nastrojoną trąbkę. Najczęściej przewija się temat Gina, bardzo melancholijna i urokliwa melodia, przy tym obdarzona w pewnym sensie europejskim kolorytem (także ze względu na wykorzystanie akordeonu). Z wiodących pomysłów wyróżnia się jeszcze figlarny motyw poszukiwań, a także świetny, jazzujący i odprężający temat z Hoboes Standing in a Park.

Powyższe motywy wiodące uzupełnia kilka dodatkowych melodii. Niestety powtarzane idee muzyczne powracają zazwyczaj pod postacią około minutowych utworów, co oczywiście nastręcza pewnych problemów z odbiorem. Z drugiej jednak strony, bogactwo brzmieniowe oraz humor, z jakim grajkowie z Moonriders podchodzą do filmu Kona, skutecznie potrafią utrzymać uwagę słuchacza. Ponadto jest tu wiele okolicznościowych kompozycji – warto wymienić chociażby vangelisowskie Tenderness; Gentleness, klawo miksujące retro elekronikę i westernową gitarę Chase, a także paradne Young Scavengers,

Jakby mało było jeszcze eklektyzmu niniejszej pracy, to Moonriders sięgają także po muzykę źródłową. Znajdziemy tu np. śpiewaną po japońsku Cichą noc Franza Grubera i zaaranżowaną na pseudo country Odę do radości z 9. symfonii Ludwika Van Beethovena. Do tego muzycy pokusili się o własną piosenkę elektro-rockową N”9, również w żartobliwy sposób parafrazującą ostatnią symfonię Beethovena.

Ścieżka dźwiękowa z filmu Kona powstawała najpewniej metodą burzy mózgów. W związku z tym miks stylistyczny czasem aż nadto daje po uszach, jak gdyby każdy z członków kapeli próbował dodać coś od siebie, nie bacząc na poczynania kolegów. Skutkiem tego powstał score różnorodny, ale niestety miejscami odrobinę zbyt chaotyczny. Zauważalne jest to także podczas seansu. Muzyka co prawda ubarwia ruchome kadry, ale nie wpływa raczej na sposób postrzegania przez widza perypetii głównych bohaterów.

Soundtrack z Rodziców chrzestnych z Tokio to pozycja wpadająca w ucho, różnorodna, a do tego napisana z nutką ironii. Nie wszystko działa tu dobrze – doskwiera chociażby zbyt krótki czas trwania niektórych utworów, a wspomniany eklektyzm może wywoływać u słuchaczy ambiwalentne odczucia. Warto jednak dać szansę tej muzyce, zwłaszcza jeśli poszukuje się czegoś świeższego i nietuzinkowego.

Najnowsze recenzje

Komentarze