Hans Zimmer

Thelma & Louise (Thelma i Louise)

Thelma & Louise (Thelma i Louise) - okładka
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

Thelma i Louise to słynna historia dwóch kobiet, które, po zamordowaniu przez jedną z nich niedoszłego gwałciciela drugiej, uciekają do Meksyku. Reżyserował, uważany za wielkiego stylistę, Ridley Scott i film ten przyniósł mu pierwszą w karierze nominację do Oskara za reżyserię. Główne role zagrały Susan Sarandon i Geena Davis. Film jest godny uwagi też z powodu świetnej roli Harveya Keitela i jednej z pierwszych większych ról Brada Pitta.

Muzykę zrobił Hans Zimmer, który miał już za sobą jedną współpracę z Ridleyem Scottem, przy thrillerze Black Rain. Tamta partytura uważana jest za jedną z najbardziej wpływowych w muzyce filmowej przełomu lat 80./90. Tym razem Niemiec postawił na brzmienia bluesowe, związane z muzyką country, czasem nawet posuwa się do bluegrassu, całą partyturę opierając na swojej elektronice i gitarze elektrycznej Pete’a Haycocka, z którym kompozytor będzie jeszcze parę razy pracował. Powstała partytura wciąż brzmiąca dość świeżo, całkiem oryginalna i melodyjna. Muzyki Zimmera oficjalnie nie wydano. Na soundtracku z filmu jest tylko jeden utwór Zimmera, Thunderbird, i to z adnotacją, że nie pojawia się w filmie (zresztą, to jedyny utwór na płycie, którego w filmie nie ma, zgodnie z informacjami podanymi na okładce). Niedługo potem pojawił się więc bootleg, zawierający całą pojawiającą się w filmie muzykę, plus Thunderbirda.

Płytę rozpoczyna Going to Mexico, które zapowiada właściwie cały klimat ścieżki, dużo elektroniki, bluesowe solówki Haycocka. Całość jest dość melodyjna, prosta i raczej smutna. Później dochodzi harmonijka i perkusja. J.D.’s Blues to jak sama nazwa wskazuje zupełnie porządny blues, z wokalem. (pomruki).

Gwiazdą partytury jest zdecydowanie Haycock, który swoje partie wykonuje z wielką klasą, czasami dochodzi banjo. Partie syntezatorowe wykonuje oczywiście najprawdopodobniej sam Zimmer. Z wyjątkiem gitary nie ma tu chyba żadnych żywych instrumentów, może poza skrzypcami w The Chase/Grand Canyon, ale one też mogą być zsamplowane. Haycock stara się trzymać wytyczonej konwencji, czasami trochę improwizuje, ale Zimmer, samemu przez pewien czas grający na gitarze (uważa, że jest beznadziejnym gitarzystą), na pewno wziął te improwizacje pod uwagę i mieszczą się one w konwencji.

Muzyka jest raczej przyjemna w słuchaniu, z wyjątkiem bardziej dramatycznych utworów, jak Cops, The FBI czy końcówce The Chase. Muzyka jest wtedy dość brutalna, czasami atonalna. Poza tymi utworami jest raczej refleksyjnie, dość smutno. Interesujące są też utwory bardziej dynamiczne, czasami pełne swoistego humoru, Zimmer stawia w nich na brzmienie country, które może być czasami dość irytujące, tak jak w przypadku Bitches from Hell,

Druga połowa partytury oparta jest właściwie na trzech powtarzających się (w różnej konfiguracjach) motywach, z których suitą będzie potem Thunderbird. Być może z tego powodu Zimmer twierdzi, że oficjalne wydawanie Thelmy nie ma sensu, bo nie za bardzo jest co wydać (może to sam kompozytor zablokował wydanie albumu z muzyką ilustracyjną?). Mimo to zajmująca niecałe 40 minut całość nie wydaje się specjalnie nużąca i jest dość zróżnicowana.

Przyjrzyjmy się bliżej znakomitemu The Chase. Utwór jest bardzo dynamiczny. Elektronika jest tu dość ostra, ale przy scenie pościgu nie ma się czemu dziwić. Nie jest to tradycyjna muzyka w stylu Media Ventures (który zresztą się wtedy kształtował), partie na banjo zapowiadają jednak późniejsze Broken Arrow. Haycock jest jak zwykle świetny, dochodzą też bardzo mocno dysonujące solowe skrzypce. Bardzo prosty temat akcji jest też bardzo dynamiczny i świetny. Elektronika tu nie irytuje, być może dlatego, że brzmi jak elektronika, a nie próbuje udawać (z wyjątkiem klasycznego Zimmerowskiego sampla z crescendo na smyczki) instrumentów żywych, co później kompozytorowi zdarzy się nieraz. Na końcu wraca temat policji (z The Cops), cały czas przy świetnej perkusji (dobra rytmika charakteryzuje całą partyturę), potem wchodzą mroczne syntezatory, brzmiące trochę jak Backdraft i organy. Końcówka tego utworu może przypominać trochę temat Vangelisa do Bounty. Pojawia się perkusja, syntezatory przyspieszają. Muzyka co raz bardziej przypomina Backdraft, wraca banjo i (na pewno zsamplowane, chociaż w tej konwencji to nie przeszkadza) smyczki. Cały utwór kończy brutalny fragment na perkusję. Jest to jeden z najlepszych utworów akcji wczesnego Zimmera. End Credits zaczyna znany już temat, potem wchodzi chór gospel, utwór kończy się znakomitym fragmentem na cały zespół i chór, na swój sposób patetycznym. Trochę dziwi, że Zimmer wybrał właśnie takie wokale, nie mniej brzmi to świetnie zarówno w filmie i na płycie.

Thunderbird to bardzo ładna suita ze wszystkich tematów z Thelmy i Louise. Trzeba powiedzieć, że znakomicie zabrzmiał na koncercie w Ghent (płyta Wings of a Film: The Film Music of Hans Zimmer wydana przez Decca). Jest to jeden z najlepszych utworów Zimmera w karierze, dość emocjonalny, ze znakomitymi partiami Haycocka (któremu ta partytura zawdzięcza swój sukces).

Muzyka w filmie działa bardzo dobrze, najgorzej działające na płycie utwory dość dobrze wspomagają najbardziej humorystyczne (i czasem bardzo ważne dla fabuły) sceny. Na płycie muzyka jest przyjemna, trudno nazwać Thelmę i Louise muzyką bardzo tematyczną, z drugiej strony nie jest to jednak zwyczajne underscore. Bardzo ciekawa, oryginalna, nawet jeśli czasem irytująca, muzyka.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.