Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

The Piper (Fletnik)

(2024)
4,7
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 05-06-2024 r.

Kompozytor wykonał tu kawał fantastycznej pracy i mimo dosyć słabego filmu do jakiego powstawała ta muzyka, potrafi się ona wybić ponad przeciętność.

Fletnik (The Piper) trafił do polskich kin pod koniec października ubiegłego roku, ale zrobił to tak subtelnie, że nawet nie odnotowałem tej premiery. Najpewniej gdzieś w ciemnych salach kin studyjnych przy skromnej widowni, bo i jakiegoś specjalnego zainteresowania tym tytułem na zachodzie nie było. O czym jest ten film? W centrum wydarzeń stoi młoda kompozytorka, która po tajemniczej śmierci swojego mentora otrzymuje zadanie dokończenia tworzonego przezeń koncertu dla dzieci. Dosyć szybko przekonuje się, że wykonywanie tej muzyki budzi demoniczne siły… Opis jest dosyć obiecujący, ale niestety realizacja daleka od satysfakcjonującej. Miłośnicy grozy słusznie narzekali na liczne klisze i fatalnie prowadzoną narrację, która grubi niektóre wątki. Jednakże jedno w tym filmie zagrało w sposób niemalże idealny – muzyka.

Do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowany został amerykański kompozytor, który z gatunkiem grozy związał niemalże całą swoją karierę. Christopher Young był swojego czasu jednym z aktywniej pracujących w branży twórców, ale ostatnie lata nie były dla niego łaskawe. Brodzenie w niszowych projektach niejako zepchnęło go na margines, co tylko rozbudziło na nowo ambicje kompozytora. Doskonałym przykładem jest omawiany tutaj Fletnik, który wychodzi dalece poza standardy ilustrowania filmów grozy.

Pisząc się na udział w projekcie, Young wiedział, że oprócz zapewnienia widowisku odpowiednich emocji lub chwil grozy, będzie musiał również wejść w historię głębiej, tworząc poruszany w fabule koncert. Mimo że w samym obrazie słyszymy tylko jego fragmenty, to jednak dwa światy diegetycznej i niediegetycznej muzyki jakoby się przenikają, wpływając na bohaterów. Zarówno koncert, jak i oryginalna ilustracja musiały się zatem opierać na podobnym fundamencie stylistycznym i melodycznym. Mamy więc bardzo rozbudowany aparat orkiestrowy wzbogacony o partie chóralne i solowe partie na flet. Nie jeden ale kilka, jak się okazuje. W toku prac Christopher Young dokonał bowiem kilku zmian aranżacyjnych. Natomiast sam proces powstawania koncertu był misterną i tytaniczną pracą, która stanowiła przecież tylko wstęp do właściwiej części ilustracji. Mając jednak ten fundament – 30 minutowy koncert, który równie dobrze mógłby zagościć w repertuarach wielu filharmonii – przeszedł do dalszych czynności. A było to wypełnianie wolnych przestrzeni niezbędną materią ilustracyjną. Tutaj także należy zwrócić uwagę na większą niż zazwyczaj wylewność z jaką muzyka buduje świat przedstawiony. Towarzyszy bohaterce podczas jej prac nad rekonstrukcją koncertu, ale i bierze odpowiedzialność za wszelkie emocje, jakie towarzyszą widzom w odkrywaniu kolejnych przerażających faktów związanych z pisaną muzyką. Amerykański kompozytor jest tutaj w stu procentach sobą, wyciskając z orkiestrowego instrumentarium ile się da, a przy okazji eksperymentując z nowymi nietuzinkowymi brzmieniami. Ścieżka dźwiękowa po prostu błyszczy na tle dosyć nijakiego filmu Erlingura Thoroddsena.

Nie dziwne, że zanim jeszcze kurz opadł po premierze widowiska, w środowisku miłośników muzyki filmowej podniosły się głosy, że mamy do czynienia z jedną z najciekawszych prac w dorobku Amerykanina. Osobiście byłbym ostrożny z tak entuzjastycznym ocenianiem Fletnika, choć trzeba przyznać, że w zestawieniu z poprzednimi wynurzeniami tego kompozytora, prezentuje się on nad wyraz okazale. Na tyle, by pomimo niesprzyjających warunków rynkowych i finansowej porażki filmu zwrócić uwagę wydawców z Intrada Records. Wytwórnia współpracująca od wielu lat z Youngiem podjęła się wydania na płycie CD specjalnie przygotowanego przez Younga zestawu utworów. Christopher bardzo dużą wagę przywiązuje do sposobu prezentacji swoich kompozycji, więc i tym razem nie obyło się bez ciekawych rozwiązań. Na godzinnym krążku dostępnym tylko na amerykańskim rynku znalazły się tylko 4 utwory. Pierwsze trzy kawałki to koncert na orkiestrę i flet, który stoi w centrum filmowej opowieści. Ostatni, 20 minutowy kawałek, to miks wybranych fragmentówzdobiących film. A jak ten materiał prezentuje się w praktyce?

Moim zdaniem znakomicie! Składający się z trzech części koncert przenosi nas jakby do zupełnie innego świata, odcinając tylko pozornie od filmowej wymowy. Prym wiedzie charakterystyczny temat intonowany przez solowy flet. Motyw, który później przejmowany jest przez inne instrumenty orkiestrowe oraz chór. Oczywiście w tym zestawie nie brakuje elementów grozy, dysonansów napisanych z wielką starannością detali i napięcia budowanego w formie crescenda. Wszystko prowadzi do monumentalnego finału, po którym nabieramy ochotę na kolejne odsłuchy. Ale zanim to nastąpi przed nami dwudziestominutowa podróż przez fragmenty filmowej ilustracji. Trzeba przyznać, że w kontekście wcześniej usłyszanego materiału nie robi on większego wrażenia, ale należy docenić umiejętny sposób doboru i łączenia poszczególnych elementów ilustracji.

Fletnik jest tego typu albumem, którego słucha się z wielkim zaangażowaniem oraz przyjemnością. Kompozytor wykonał tu kawał fantastycznej pracy i mimo dosyć słabego filmu do jakiego powstawała ta muzyka, potrafiła się ona wybić ponad przeciętność. Można zaryzykować stwierdzeniem, że jest to jedna z lepszych prac Christophera Younga ostatniej dekady. Miejmy nadzieję, że twórca ten na stałe powróci do gatunku, w którym zdaje się czuć najlepiej – kina grozy.

Najnowsze recenzje

Komentarze