Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Laura Karpman

The Marvels

(2023)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-11-2023 r.

Nawet jeżeli nie ulegniemy magii tematyki proponowanej przez Laurę Karpman, to należy docenić ogólną przebojowość jej ścieżki dźwiękowej.

Po kiepskiej Kwantomanii oraz szeroko krytykowanym czwartym Thorze, przyszedł czas na kontynuację losów słynnej Kapitan Marvel, która po zniszczeniu Najwyższego Intelektu ściąga na siebie gniew całej kasy Kree. W wyniku pewnych działań jej moce łączą się z nadprzyrodzonymi zdolnościami wpatrzonej w nią z uwielbieniem Kamali Khan oraz kapitan Moniki Rambeau. Kobiety łączą siły i jako drużyna Marvels ruszają, by ocalić wszechświat przed demonicznym planem Dar-Benn. Komiksowe widowisko w reżyserii Nia DaCosty, delikatnie rzecz ujmując, do najlepszych nie należy. To kolejny projekt z Kinowego Uniwersum Marvela, który wywołuje więcej skrajnych dyskusji niż entuzjazmu ze strony fanów. Niemniej jako rozrywka jednorazowego użytku może się sprawdzić. Na pewno na plus zaliczyć należy świetną kreację Iman Vellani wcielającej się w sympatyczną Ms. Marvel. Aczkolwiek kiepska fabuła i zadziwiająco słaba strona wizualna (przy budżecie rzędu 280 mln $!), sprawią, że trudno będzie studiu zwrócić koszt tej produkcji. Czyżby szykował się pierwszy w przypadku MCU finansowy blamaż? Wszystko na to wskazuje…

Blamażem nie jest na pewno oprawa muzyczna sporządzona na potrzeby tego obrazu. Można wręcz zaryzykować stwierdzeniem, że jest najlepszym czego widz doświadczy podczas seansu. Do jej stworzenia zaangażowano kompozytora, który nie raz miał już do czynienia z marvelowskimi historiami komiksowymi. Dla Laury Karpman The Marvels było drugą, a nie jak można było przypuszczać trzecią przygodą z tym uniwersum. Pracę nad filmem DaCosty zaczęła bowiem pod koniec roku 2021, kiedy projekt nabierał dopiero wiatru w żagle. Serial Ms. Marvel „wydarzył się” po drodze, ale jak się okazuje, był budującym doświadczeniem pozwalającym na eksperymentowanie z różnego rodzaju stylami i brzmieniami. Kinowe przygody Carol Danvers i Kamali Khan odcinały się co prawda od tej kwiecistości, ale nie rozstawały z przygodą. Reżyserka chciała, aby ścieżka dźwiękowa przemawiała klasycznym, space operowym stylem, więc w ruch musiał pójść potężny aparat wykonawczy w postaci orkiestry oraz chóru. Są to jednak tylko narzędzia, którymi kompozytorka starała się osiągnąć zamierzony cel.

Takowym była monumentalna w brzmieniu i intensywna w przebiegu ilustracja oparta na charakternym motywie przewodnim. Skonstruowany w formie fanfary, inspirowany był co prawda analogicznym tematem Alana Silvestriego stworzonym na potrzeby Avangersów, choć pierwsze frazy odsyłać mogą naszą wyobraźnię do patetycznej wizytówki agenta 007. Cóż, baza tematyczna stara się unikać identyfikowania poszczególnych postaci, stawiając na zbiorowego bohatera i towarzyszące ich działaniom emocje. Aczkolwiek tu i ówdzie pojawiają się skromne nawiązania do motywu Kamali z serialu Ms. Marvel. I choć melodia przypisana Kapitan Marvel nie jest w tej partyturze cytowany bezpośrednio, to w aranżacjach nowego tematu daje się odczuć bliskie pokrewieństwo. Zresztą melodyka jest istotną częścią kompozycji Karpman i nawet jeżeli nie ulegniemy jej magii, to należy docenić ogólną przebojowość muzyki. Ścieżka dźwiękowa sprawuje się w widowisku DaCosty bardzo dobrze i gdyby filmowy miks dał jej nieco więcej przestrzeni, mogłaby stać się najbardziej atrakcyjnym elementem The Marvels. Niestety, przez wzgląd na kiepskie przyjęcie obrazu również i o muzyce świat dosyć szybko zapomni. A szkoda, bo kompozycja Karpman wyrasta na najlepszą oprawę do filmów 4 fazy MCU.

Album z oryginalną muzyką do The Marvels ukazał się pod wspólnym szyldem Hollywood Records i Marvel Music w dniu premiery widowiska – oczywiście na streamingu. Na soundtracku znalazło się 75 minut muzyki, która nie daje przejść wobec siebie obojętnie. Nie tylko dzięki ponadprzeciętnej przebojowości proponowanych kawałków akcji oraz klasycznej, orkiestrowo-chóralnej formule w jakiej je zamknięto. Ilustracja Karpman pod wieloma względami zaskakuje. I tak, jak oprawa muzyczna do Ms. Marvel, ma ona wiele barw i odcieni.

Przygodę z soundtrackiem zaczynamy od prezentacji tematu przewodniego w pełnej krasie. Patetyczna wizytówka ubrana w marszowe rytmy budzi apetyt na więcej i w ciągu kolejnych kilkudziesięciu minut nie powinniśmy poczuć się zawiedzeni. Do heroicznych w wymowie fanfar dołączają również minorowe w nastroju, opatrzone ciekawymi eksperymentami wokalnymi, charakterne utwory skojarzone z bezwzględną rasą Kree. Laura Karpman wykonuje świetną robotę blendując to wszystko do przebojowej i zwracającej uwagę odbiorcy, mieszanki muzycznej. Są oczywiście momenty, kiedy poczuć się możemy przygniecieni nadmiarem stale repetowanych tematów, ale tu i ówdzie czaić się będą przeróżne niespodzianki. Jedną z nich jest z pewnością musicalowy fragment odwołujący się do wydarzeń na planecie Aladna. Zaskakujące okażą się również nawiązania do słynnego „czteronutowca” Hornera w finałowej sekwencji bitewnej. I choć można narzekać, że czasami brakuje w tym wszystkich chwili oddechu, to w czasach, kiedy wydaje się wszystko albo nic warto docenić, że ktoś jednak włożył minimalny wysiłek, aby dokonać jakiejkolwiek selekcji.

Na pewno wysiłek (i to nie mały) włożyła w ten projekt autorka ścieżki dźwiękowej, Laura Karpman. Podejmując się w międzyczasie pracy nad serialem Ms. Marvel stworzyła potężną bazę melodyczno-stylistyczną, z której nie omieszkała skorzystać przy okazji omawianego tu filmu. Styl w jakim porusza się amerykańska kompozytorka idealnie trafia w moje wyobrażenie ścieżki dźwiękowej do superbohaterskiego kina komiksowego. A roztaczany nad partyturą płaszczyk mistycyzmu świetnie koresponduje z miejscem, gdzie toczy się większość filmowej akcji – kosmosem. Nie miałbym więc nic przeciwko, gdyby Laura Karpman częściej wracała do tego typu projektów… Może niekoniecznie obrandowanych tylko firmowym znakiem Marvela.

Najnowsze recenzje

Komentarze