Flash, czyli przedostatni przystanek przed wielkim resetem DC Extended Universe miał zmazać plamę po rozczarowujących wynikach poprzednich filmów serii. Czy to uczynił? Na pewno nie od strony muzycznej…
Ten film przyprawiał o ból głowy niejednego decydenta ze studia Warner Bros. Bynajmniej nie z powodu jakości produkcji, ale przez trudny charakter wcielającego się w główną rolę Ezry Millera. Superbohater postanowił bowiem w życiu prywatnym być antybohaterem, a ciągnący się za produkcją negatywny PR skutecznie odwracał uwagę fanów od tego ważnego dla studia przedsięwzięcia. Nie dziwne zatem, że jeszcze na kilka miesięcy przed premierą ruszyła ofensywa budowania wokół tego widowiska pozytywnego wydźwięku. Niestety nie pomogły astronomiczne sumy przeznaczone na promocję. Flash przemknął niczym błyskawica przez weekend otwarcia pozostawiając widzów obojętnymi na jego los. W moim przypadku widowisko Andy’ego Muschettiego okazało się zaskakująco przyjemnym doświadczeniem. Zdziwiony byłem jak wiele frajdy sprawiło mi oglądanie przygód Barry’ego Allena, który obdarzony został unikatową mocą poruszania się z prędkością światła. Pod płaszczykiem komediowego wydźwięku reżyser sprzedaje nam angażującą historię człowieka, który na pewnym etapie swojego życia uczy się, że trudy życiowe są tym, co kształtuje naszą osobowość. Mimo wielkiego bólu rozrywającego serce są one swoistą lekcją życia. Flash to obok świetnego spektaklu również wzruszające powroty, między innymi Michaela Keatona do roli Batmana. Tym, co jednak kuleje w tym widowisku, to właśnie jego widowiskowość w postaci efektów specjalnych. Nie potrafię zrozumieć jak film wart 250 mln dolarów może wyglądać gorzej niż dwa razy tańsze produkcje tworzone ponad 20 lat temu. A tak niestety to wszystko wygląda w nowym widowisku Warnera.
Kiedy ogłoszono nazwisko reżysera stojącego za sukcesem remake’ów słynnego klasyka grozy To, ruszyła giełda ewentualnych nazwisk, które pojawić by się miały w kategorii muzycznej. Muschetti postawił na sprawdzoną osobę – Benjamina Wallfischa, który całkiem udanie wbił się w mroczną wymowę dwóch części To. Na realizację swojego zadania Brytyjczyk miał prawie dwa lata i najwyraźniej traktował ten projekt priorytetowo, gdyż w międzyczasie zdążył odsunąć się od kilku innych zleceń spływających na jego biurko (między innymi druga część komiksowego Shazama). Wydawać by się mogło, że zaangażowanie i duża swoboda twórcza będą tymi czynnikami, które przełożą się na analogiczną jakość oprawy muzycznej. Okazało się, że byliśmy w błędzie.
Trzeba przyznać, że Benjamin Wallfisch mocno i skutecznie bije w dzwon sentymentalnych nastrojów wylewających się z obrazu. Brytyjski kompozytor wziął na warsztat pokaźną ilość tematów stworzonych do wcześniejszych historii komiksowych od studia Warner Bros., a których bohaterowie w ten czy inny sposób wpływają na wydarzenia w filmie Flash. Mamy więc fragmenty ikonicznej melodii z Supermana Johna Williamsa. Pojawiają się nawiązania do motywów z Wonder Woman oraz Ligi Sprawiedliwości, ale najbardziej ingerującym w strukturę ścieżki jest temat Batmana stworzony przez Danny’ego Elfmana w 1989 roku. Szkoda tylko, że kompozytor z taką pieczołowitością nie podszedł do materiału melodycznego skojarzonego wokół tytułowego bohatera. Jeżeli fanfara przypominająca motyw Ligi Sprawiedliwości miała być tym spoiwem łączącym pozostałe frakcje partytury, to Benjamin Wallfisch w moim odczuciu się przeliczył. O wiele ciekawiej prezentują się tu smyczkowe ostinata podkreślające zawrotne tempo w jakim porusza się bohater. A wszystko to całkiem zgrabnie łączy z bardzo intensywnymi orkiestracjami wyciskającymi maksimum z symfonicznych instrumentów. Niestety w warunkach filmowych, gdzie zasypywani jesteśmy wieloma efektami dźwiękowymi te starania niejako giną w tle. Nie pomaga miks samego nagrania, który u brytyjskiego kompozytora z roku na rok coraz bardziej przypomina wojny na decybele, jakie w branży od lat uprawia Tom Holkenborg. Tym bardziej dziwi obojętność ze strony producentów weryfikujących każdy etap powstawania muzyki. Pewne jest jedno. Wychodząc z sali kinowej niewiele wyniesiemy poza wrażeniem, że muzyka często odwołuje się do tematów Danny’ego Elfmana.
Wątpię by statystyczny popcornożerca uznałby to za powód do sięgnięcia po soundtrack z tego filmu, zwłaszcza że odpowiedzialna za wydanie tego albumu wytwórnia WaterTower Music nie idzie na kompromisy odnośnie ilości publikowanego materiału. Śladem wcześniejszych produkcji na nasze ręce trafia 83-minutowy zestaw utworów, które trudno nazwać przyjemnym w obyciu zestawem muzycznym. O ile więc przyjemne mogłyby się okazać niuanse tematyczno-aranżacyjne, o tyle efekt tych starań psuje fatalny miks utworów atakujących odbiorcę wynaturzoną dynamiką i agresywną kompresją. Na tyle skutecznie, by po kilku otwierających film sekwencjach akcji mieć już serdecznie dosyć tego hałaśliwego zestawu. A przecież najlepsze czeka nas w dalszej części albumu…
Nie będę ukrywał że tym, co według mnie jest najlepsze i co najbardziej zwróciło moją uwagę podczas męczącego półtoragodzinnego odsłuchu były kawałki nawiązujące bezpośrednio do motywów Danny’ego Elfmana. Wallfisch doskonale poradził sobie z przywróceniem specyficznego klimatu, jakim emanowały ścieżki dźwiękowe do pierwszych dwóch Batmanów. Nawet detale aranżacyjne i stylistyczne markery tego twórcy zostały tu uwzględnione, co rzadko się zdarza przy tego typu przedsięwzięciach. Szkoda tylko, że wysiłek ten rozmieniany jest na drobne przez wspomniany wyżej, toporny miks. Przebrnięcie przez utwory z finalnej konfrontacji wydaje się prawie że niemożliwe… A może to po prostu malkontenctwo słuchacza przyzwyczajonego do klarowności brzmienia, odpowiedniej separacji w zakresie pasm, szerokiego zakresu dynamiki oraz przestrzeni dającej wrażenie uczestniczenia w tym muzycznym przekazie? Posłuchajcie i zdecydujcie sami…
Mimo wszystko muszę przyznać, że miło zaskoczyłem się filmowym Flashem. Widowisko, które w związku z ekscesami Ezry Millera miało podzielić los jednego ze skasowanych projektów Warnera, okazało się całkiem wciągającym spektaklem, solidną rozrywką i sentymentalnym powrotem do kultowych kreacji komiksowych. Czasami warto więc odłożyć na bok uprzedzenia i dać się porwać przygodzie. Nie zawsze i ze wszystkim się da, co dobitnie pokazuje soundtrack od WaterTower Music, więc tym bardziej odsyłam do filmu Muschettiego, gdzie przemawia najmocniejszy argument ścieżki dźwiękowej do Flasha – doskonała funkcjonalność.