Bear McCreary

The 4:30 Movie

(2024)
The 4:30 Movie - okładka
Tomek Goska | 04-04-2025 r.

Bear McCreary świetnie bawi się tym, co robi. Radość ta udziela się również odbiorcom, którzy słuchając najnowszej pracy Amerykanina, mają prawo zatracić się w nostalgicznej rozrywce. 

Od ponad dekady Hollywood żyje przesadnym sentymentem względem lat 80. Niezliczona ilość produkcji tworzonych na duże i małe ekrany, sprawiła, że odmieniane przez wszystkie przypadki retro-stylizacje zaczęły powoli nużyć. I w takich okolicznościach na scenę wszedł Kevin Smith ze swoim autobiograficznym obrazem traktującym o początkach jego filmowej przygody. The 4:30 Movie powstawało w głowie nietuzinkowego reżysera przez długi czas, ale dopiero sukces serialowej kontynuacji Władców wszechświata dał wiatr w skrzydła i uruchomił proces realizacji. Nie jest to żadna skomplikowana historia porywająca w wir przygody. To prosta opowieść o dorastającym nastolatku, który wraz z kolegami połowę swojego życia spędza w ciemnych salach lokalnego kina. I właśnie tam przeżywa swoje pierwsze miłości, a w jego głowie dojrzewają niekonwencjonalne pomysły podlewane kampowymi treściami wyświetlanymi na dużym ekranie. Któż z nas tego nie przeżył? Być może właśnie dlatego The 4:30 Movie, mimo dosyć statycznego przebiegu, będzie bardziej wiarygodnym listem miłosnym względem lat 80. niż niejeden, najstaranniej wykonany pastisz.

Współpraca Smitha z Bearem McCreary układa się coraz lepiej. Jeszcze podczas tworzenia ścieżki dźwiękowej do Władców wszechświata reżyser często wspominał o nadchodzącym projekcie. Zaciekawiony kompozytor nalegał wręcz, aby dać mu szansę i tak oto pewnego dnia na jego ręce trafił wstępny szkic scenariusza The 4:30 Movie. Zaskoczyła go przede wszystkim prostota przekazu i barwna paleta postaci przywołujących wspomnienia z dzieciństwa. Ale największym zaskoczeniem było to, co nastąpiło po oficjalnym angażu – totalne zaufanie, jakim obdarzył go Kevin Smith. Jedynym uzgodnieniem z jakim Bear powrócił do swojego studia było przekonanie, że film potrzebuje hybrydowej, orkiestrowo-syntezatorowej oprawy odwołującej się do ikonicznych ścieżek i twórców z lat 80. Wyzwanie było spore, bo oprócz perypetii głównych bohaterów, film serwował również przebitki z fikcyjnych produkcji odwołujących się do epokowych klasyków. Zanim więc kompozytor zaczął cokolwiek pisać, wraz ze swoimi ludźmi ze Sparks & Shadows spędził całe tygodnie na budowaniu zaplecza brzmieniowego. Ilość wirtualnych instrumentów wykorzystywanych do produkcji była imponująca – ponad cztery tysiące ścieżek gotowych do skutecznego balansowania pomiędzy orkiestrowymi i elektronicznymi dźwiękami. Reszta potoczyła się błyskawicznie…

Na pierwszy rzut poszła oczywiście tematyka – chwytliwa melodia o lirycznym zabarwieniu skojarzona z Brianem Davidem oraz saksofonowy, romantyczny motyw odnoszący się do relacji z Melody Barnegat. Jednakże w trakcie komponowania powstał również pomysł na stworzenie piosenki opartej na temacie przewodnim. Do napisania tekstu i wykonania Bear McCreary zaangażował swojego brata Brendana. Powstałe w ten sposób 24 Karat Case of Love okazało się strzałem w dziesiątkę, stając się tym samym wizytówką The 4:30 Movie. Idąc więc za ciosem braterski duet napisał również pastiszowy anthem nawiązujący do kultowego tematu z Flasha Gordona. Astroblaster and the Beaver Men bierze w obroty wątki z fikcyjnego widowiska towarzyszącego kinowym pogaduszkom bohaterów. Co ciekawe do realizacji szalonego pomysłu kompozytorów brakowało kilku dialogowych sekwencji, które specjalnie na potrzeby piosenki zarejestrowano podczas dokrętek do filmu. Efektem tego jest wywołujący uśmiech na twarzy pastisz zapisujący się w pamięci na długo po wysłuchaniu.

Warte zapamiętania będą również fragmenty zdobiące fikcyjne zwiastuny oglądane przez młodych bohaterów. Filmowe zlepki inspirowane kultowymi slasherami lub filmami s-f otrzymały adekwatne do epoki kompozycje, nawiązujące do twórczości Jerry’ego Goldsmitha, Johna Carpentera, Dave’a Grusina oraz niegdysiejszego mentora Beara, Elmera Bernsteina. Choć w obrazie Smitha stanowią przerywnik pomiędzy kolejną porcją dialogów, na albumie soundtrackowym uporządkowano je w ramach jednego utworu Trailers. Wyjątkiem jest Major Murder przypominający marszowy motyw z Drużyny A. Temat „gwiazdy” wrestlingowej jest zresztą jednym z najlepiej działających w połączeniu z obrazem fragmentów, jakie powstały na potrzeby The 4:30 Movie.

Tak naprawdę każdy z utworów zaprezentowanych na krótkim, 46-minutowym soundtracku, stanowić może jakość samą w sobie i wdzięczny materiał do licznych powrotów. Problem pojawi się wtedy, gdy te wrażenia zechcemy skonfrontować z trudno dostępnym dla polskiego widza filmem Smitha. Wtedy okaże się, że starannie przygotowany, przebojowy miszmasz jest produktem rozwijającym swój największy potencjał właśnie na soundtracku. W samym obrazie te same utwory podzielone zostały na fragmenty i pozbawione niektórych elementów aranżacyjnych. Tego materiału jest również zdecydowanie mniej przez co można odnieść wrażenie, że muzyka jest luksusem, na który twórcy pozwalają sobie niezwykle rzadko. Nie umniejsza to jednak walorom estetycznym pracy i dobremu wrażeniu, jakie pozostawiają po sobie te umuzycznione sekwencje. Widać że kompozytor odrobił swoją pracę domową, a każde podejmowane przez niego brzmienie oraz melodie oddychają prawdziwą miłością do kina z lat 80. I szkoda, że film Smitha nie obił się szerszym echem po światowym rynku, bo tak skonstruowana ścieżka dźwiękowa miałaby szansę zyskać większe grono entuzjastów. W tej sytuacji pozostanie tylko perełką, którą odkrywać będziemy w sposób najczęściej przypadkowy.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.