Zdążyliśmy już się przyzwyczaić do filmów przenoszących na duże ekrany fabuły gier komputerowych. Ale tworzenie obrazu o historii wprowadzenia na rynek jednej z nich jest czymś nietuzinkowym. Czy na tyle interesującym, aby bez problemu przyciągnąć uwagę widza na dwie godziny seansu?

Tetris jest wyjątkowym przykładem elektronicznej rozrywki, która sama w sobie nie dostarcza absolutnie żadnego materiału na film, ale historia jej powstawania, to istny rollercoaster, gdzie duże pieniądze mieszają się z wielką intrygą i rozgrywkami politycznymi. Film Jona S. Bairda opowiada te wydarzenia z perspektywy Henka Rogersa, właściciela niszowej firmy Bulle-Proof Software, który pewnego dnia spotyka na swojej drodze równie niszowy produkt zwany Tetris. Zauroczony prostą ale wciągającą grą rozpoczyna batalię o pozyskanie licencji do jej dystrybucji dla Nintendo. Problem w tym, że właścicielem praw do tej gry jest pewna firma znajdująca się na terenie Związku Radzieckiego. Proste z pozoru zadanie staje się więc elementem gry politycznej i przepychanek między konkurencyjnymi przedsiębiorstwami. Trzeba przyznać, że film Bairda jest wciągającym i dobrze realizowanym widowiskiem, gdzie odpowiednia oprawa stylistyczna i dynamika prowadzenia narracji, sprawiają, że nie ma mowy o jakiejkolwiek nudzie. Nie dziwią więc pozytywne oceny wśród krytyków i widzów.
Co ciekawe jednym z najczęściej chwalonych elementów tego filmowego przedsięwzięcia jest warstwa muzyczna. Nie chodzi tylko o ilustrację, którą na potrzeby Tetrisa skomponował Lorne Balfe, ale i o piosenki, jakich w obrazie Bairda znalazło się całkiem sporo. Do stworzenia części z nich zatrudniono rosyjskich i japońskich wykonawców aranżujących w typowy dla siebie sposób i przy wykorzystaniu narodowych języków popularne szlagiery z lat 80. Niezwykle efektownie wypada więc rosyjska wersja Holding Out for a Hero czy też Heart of Glass. Mimo wszystko nie zabrakło również oryginalnych wersji kultowych songów, czy też nowych treści, które mimo wszystko giną w nietuzinkowych nawiązaniach do stylistyki lat 80.
Odwołań do tej epoki nie unikał kompozytor muzyki ilustracyjnej, Lorne Balfe. Na potrzeby obrazu Bairda stworzył całkowicie elektroniczną ilustrację, która nie dość że bardzo mocno osadzona jest na analogowych brzmieniach, to na dodatek nawiązuje do popularnego tematu z gry Tetris opartego na tradycyjnej rosyjskiej przyśpiewce Korobeiniki. Świat 8-bitowych dźwięków jakie otwiera przed nami brytyjski kompozytor jest z jednej strony bardzo fascynujący i urzekający prostotą przekazu. Z drugiej natomiast przytłacza surowością i przygnębiającą wymową treści. Oczywistym sprawcą takowego stanu rzeczy jest sam film, który mimo dosyć lekkiego sposobu prowadzenia narracji, w głównej mierze jest dramatem z elementami szpiegowskimi.

Znajduje to swoje odzwierciedlenie zarówno w tworzonych przez Lone Balfe tematach, jak i sposobie ich aranżacji. W niczym nie przypominają one współczesnych ilustracji zanurzonych w nurcie retrowave. Balfe wchodzi w epokę rozgrywającej się akcji w stu procentach, serwując odbiorcy proste konstrukcje oparte na narkotycznych arpeggiach i prostych liniach basowych. Innym razem oddala się od tych wzorców, pozwalając sobie na odrobinę postprodukcyjnego szaleństwa. A wszystko to okraszone analogowo-monofonicznym posmakiem w miksie. Można zaryzykować stwierdzenie, że ta kompozycja nie wymagała wiele pracy ze strony kompozytora, ale chyba o to chodzi w muzyce filmowej, aby jak najmniejszym nakładem sił osiągnąć zamierzony cel. W tym przypadku cel ten został osiągnięty, choć o zachwycie ze strony odbiorcy można zapomnieć. Charakter i brzmienie kompozycji skutecznie spycha cały materiał ilustracyjny w ciasne objęcia szorstkiego, skąpanego w odcieniach szarości obrazu.
Z tego też powodu po zakończeniu seansu raczej mało który odbiorca będzie szukał indywidualnego kontaktu z warstwą muzyczną. Jeżeli już nawet, to głównie z oryginalnie zaaranżowanymi piosenkami dostępnymi na soundtracku wydanym przez Parlaphone. Niespełna godzinny album wypełniony jest coverami kultowych hitów, nowo powstałymi na potrzeby tego obrazu piosenkami, a także fragmentami oryginalnej oprawy skomponowanej przez Lorne Balfe. Natomiast tych, którzy poczuli niedosyt materiału ilustracyjnego, odsyłam do osobnego wydawnictwa poświęconego tylko i wyłącznie muzyce szkockiego kompozytora. 75-minutowy album wydany (paradoksalnie) drogą cyfrową przez Lakeshore Records stawia przed nami praktycznie cały materiał, jaki wybrzmiał w filmie Bairda. Trudno nazwać go jednak przebojowym. Na pewno świetnie oddającym ducha kompozycji, jak i jej zaplecza tematycznego. Niezbyt imponującego zresztą, bo opierającego się na dwóch nowo stworzonych melodiach i tych, które skojarzyć możemy z kultową grą.
Mimo wszystko Tetris jest ciekawym tworem w morzu soundtrackowych nowości podpisanych nazwiskiem Balfe. Może niezbyt oryginalnym i łatwym w obyciu, ale zdecydowanie odcinającym się od orkiestrowo-elektronicznych hybryd z jakimi na co dzień mamy do czynienia. Mając świadomość, że album z oryginalną ilustracją jest na dłuższą metę po prostu męczący, odsyłam od razu do podstawowego soundtracku, gdzie nostalgia idzie w parze z dobrą rozrywką.