Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Tempo di uccidere (Czas zabijania)

(1990)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 30-06-2008 r.

Czas zabijania to europejski dramat wojenny z Amerykaninem Nicolasem Cage’m, oparty na powieści Ennio Flaiano i wyreżyserowany przez Giuliano Montaldo, który po tym obrazie zrobił sobie 18-letnią przerwę w kręceniu filmów. Tempo di uccidere (w wersji anglojęzycznej Time to Kill) opowiada o losach stacjonującego w Afryce włoskiego żołnierza, który z pozornie błahych powodów odłącza się od oddziału i napotykając piękną miejscową kobietę, pakuje w poważne kłopoty. To właśnie nazwisko wówczas jeszcze bardzo słabo znanego odtwórcy głównej roli jest obecnie jednym z niewielu magnesów przyciągających do tej zapomnianej produkcji. Magnesem numer dwa, a dla wszystkich fanów muzyki filmowej tak naprawdę magnesem numerem jeden jest nazwisko kompozytora ścieżki dźwiękowej, którym jest sam Ennio Morricone. Dla maestro nie była to pierwsza współpraca z Montaldo. Obaj panowie mieli już na koncie m.in. Sacco & Vanzetti i Marco Polo, które to wyróżniały się znakomitą oprawą muzyczną. Ten fakt, a także to, że rok wcześniej Morricone skomponował tak dobre partytury jak Ofiary wojny i Narzeczeni, pozwalał mieć nadzieję na kolejną doskonałą pracę mistrza filmowych nut.

Soundtrack otwiera pierwsza z prezentacji tematu przewodniego kompozycji. Jest to kolejny z całego tabunu interesujących tematów tego kompozytora, do których inwencja zdawała mu się nigdy nie wyczerpywać. Jak zwykle u Morricone będąc jednocześnie miły dla ucha (choć tutaj bez tak chwytliwej, wyrazistej melodii), jest niebanalny i emocjonalnie głęboki. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do na przykład wspomnianych już Ofiar Wojny ta emocjonalność nie jest tak mocno intensywna, a on sam mając dosyć smutną wymowę, jest spokojny i emocje przekazuje w sposób bardziej subtelny. Czyni go to raczej bliższym pięknemu tematowi Alego z Bitwy o Algier niż genialnej suicie z Casualties of War, co oczywiście niczego mu nie ujmuje. W pierwszym utworze albumu, po dość istotnym wprowadzeniu z pierwszoplanową rolą fletni Pana temat przedstawi nam pełna orkiestra (a przynajmniej jej znacząca część). W kolejnych utworach usłyszymy różne aranżację, m.in. na gitarę (Tempo Di Angoscia), która przyniesie skojarzenia ze spaghetti westernami, czy spodziewane chyba flety (Tempo Di Vivere). Pięknie brzmieć będą towarzyszące gitarze smyczki w Una Lontana Italia, które zapowiedzą też temat w Tempo Di Amare.

Czas zabijania należy do tych, dość licznych w sumie, score’ów Morricone, w których wszystko opiera się tak naprawdę o jeden temat i jego wariacje. Cała reszta zaś to w praktyce underscore i suspens. Takie podejście niewątpliwie pozwalało Morricone napisać przez okres kariery te parę setek ścieżek, ale też, choć najczęściej bezbłędnie sprawdzało się w obrazie, dawało w konsekwencji albumy nierówne, w których genialna tematyka mieszała się z asłuchalną resztą. W przypadku Tempo di uccidere na całe szczęście nie ma tak dużych kontrastów. Specyfika tematu sprawia, że dość płynnie przechodzi w pozostałą część kompozycji, często wręcz w obrębie jednego utworu nie będziemy w stanie wyróżnić, gdzie jest jeszcze muzyka tła a gdzie już zaczyna temat. Ów suspens i underscore przypomina nieco analogiczne fragmenty Ofiar wojny. Bardzo istotną rolę odgrywać tu będą fletnie Pana i znany choćby z Tajemnic Sahary flet basowy, które wsparte przez dość ponure smyczki i wystukujące rytm etnicznie brzmiące bębny czy kołatki wytwarzać będą specyficzną, duszną i tajemniczą atmosferę Czarnego Lądu.

Jak na soundtrack zbudowany wokół jednego dobrego, choć może niewybitnego tematu, słucha się tego zaskakująco nieźle. Moim zdaniem lepiej niż podobnie monotematycznego Cacciatori di Navi. Tempo di uccidere jest jednak po pierwsze blisko 20 minut krótsze, a po drugie zupełnie inne są tu proporcje pomiędzy main theme a całą resztą. Także ta reszta jawi się tu jako rzecz ciekawsza i bardziej atrakcyjna dla słuchacza i wydaje mi się dużo przyjemniejsza niż część nietematyczna Casualties of War chociażby, o wielu innych cenionych soundtrackach Włocha nie wspominając. Wydany przez włoską filię EMI album jest zresztą skrojony zupełnie nieźle, prezentując wszystko co trzeba w wystarczającej ilości, a jednocześnie nie przedobrza i nie zanudza słuchacza zbyt długim czasem odsłuchu. Czas zabijania nie jest z pewnością osiągnięciem na miarę tych najwybitniejszych dokonań Ennio Morricone, niemniej jest to kompozycja, którą włoski twórca może śmiało zapisać po stronie swoich udanych dzieł. Warto sięgnąć po nią: dla tematu, dla klimatu i dla klasy prawdziwego mistrza muzyki filmowej.

Najnowsze recenzje

Komentarze