Po sukcesie Ptaka o kryształowym upierzeniu Dario Argento na początku lat 70. nastąpił wysyp innych filmów utrzymanych w nurcie giallo. Część z nich nawet nie ukrywała inspiracji słynnym włoskim thrillerem, czerpiąc od niego nie tylko formę, ale nawet „zwierzęcy” tytuł. Jednym z tych obrazów jest Czarny odwłok tarantuli Paola Cavary, z młodym Giancarlo Gianninim w roli głównej. Fabuła jest dość schematyczna dla gatunku. Mamy detektywa, denatów, piękne kobiety, trochę nagości, no i oczywiście tajemniczego zabójcę, który tym razem najpierw paraliżuje swoje ofiary, a następnie rozpruwa im brzuch – dokładnie tak, jak w przyrodzie osa zabija tytułowego pająka.
Jak w wielu innych giallo z tamtego okresu, także i tutaj usłyszymy muzykę Ennio Morricone. Ścieżka dźwiękowa przygotowana przez włoskiego kompozytora jest zbudowana w typowy sposób. Morricone napisał bowiem dwa chwytliwe tematy, a reszta utworów posłużyła mu głównie za okazję do wykazania swoich modernistycznych ciągotek.
Temat główny usłyszymy w L’abbraccio caldo della tarantola. Stanowi on przede wszystkim ilustrację całkiem rozbudowanych jak na giallo wątków obyczajowych, w tym miłostek filmowego detektywa. Gitarowo-perkusyjna sekcja rytmiczna stanowi podkład dla lirycznej, ale i nieco złowrogiej melodii wiodącej. Wykonywana jest ona głównie na skrzydłówce. Aranżacyjnymi dodatkami są sekcja smyczkowa, klawesyn oraz najważniejszy element – oniryczne i intymne wokalizy Eddy Dell’Orso, utrzymane w stylu charakterystycznym dla giallo, nie dla westernów Sergio Leone. Głos włoskiej śpiewaczki pojawia się również w drugim temacie, tym razem przyjmującym formę swoistej piosenki. Towarzyszy napisom początkowym, natomiast podczas reszty seansu wykorzystywany jest znacznie rzadziej, najpewniej ze względu na swój względnie lekki i sielski charakter. Także i tutaj Morricone nie odkrywa nowych kart. Kobiecy śpiew połączony z aranżacją w stylu muzyki lounge lat 60. i 70. to klasyczny przepis dla tego gatunku. Mimo wszystko obydwa tematy z pewnością mogą się podobać.
Drugą płaszczyzną są stricte eksperymentalne utwory, najczęściej tworzące suspens, głównie podczas scen morderstw. Tak jak zazwyczaj w giallo, Morricone sięga do modernizmu, wprowadzając elementy aleatoryzmu i jazzu fuzyjnego. Pojawiają się m. in. gitary, gitary elektryczne, klawesyn, fortepian, wibrafon, perkusja oraz piskliwa sekcja smyczkowa. Część instrumentów jest celowa rozstrojona, a wprowadzane partie są nieschematyczne i potrafią pojawić się znienacka, co świetnie buduje atmosferę psychodelii. Potęgują ją syntezatory, których rola sprowadza się głównie do dwóch zadań: wprowadzania krótkich burdonów oraz miksowania długich smyczkowych nut, które po takowej obróbce brzmią niczym borujące wiertło. Wyróżnikiem są też nuty fortepianu z kompletnie rozstrojonymi (albo wręcz zniszczonymi) strunami.
Skłamałbym, gdybym napisał, że Czarny odwłok tarantuli wyróżnia się czymś naprawdę nietuzinkowym wśród innych partytur Ennio Morricone z nurtu giallo. Skłamałbym także twierdząc, że odsłuch tej partytury sprawił mi wielką trudność. Tematy, jak to u Włocha, bronią się same, natomiast materiał modernistyczny z pewnością potrafi zaintrygować formą oraz niektórymi rozwiązaniami harmonicznymi i artykulacyjnymi. Jestem jednak świadom, że takowe eksperymenty będą dla wielu odbiorców zupełnie nieakceptowalne. Dlatego też recenzowany soundtrack pozostanie obiektem zainteresowań głównie największych fanów twórczości geniusza z Rzymu.