Mick Giacchino

Star Wars: Skeleton Crew (Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków)

(2025)
Star Wars: Skeleton Crew (Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków) - okładka
Tomek Goska | 28-01-2025 r.

Uniwersum Gwiezdnych Wojen rozrasta się pod szyldem Disneya. Nie zawsze w takim kierunku, jaki byśmy sobie tego życzyli, ale czasami zdarzają się projekty przykuwające uwagę. Także pod względem muzycznym.

Serial Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków (Star Wars: Skeleton Crew), to zupełne przeciwieństwo udostępnionego rok wcześniej Akolity. Tym razem zamiast wymyślnych polityczno-społecznych bzdur, oraz łamania kanonu, podarowano nam to, czym Gwiezdne Wojny stały u ich źródeł – rodzinnej rozrywki. Historia koncentruje się wokół grupki dzieciaków z tajemniczej planety At Attin, którzy znużeni swoimi codziennymi uczniowskimi obowiązkami szwędają się tu i tam w poszukiwaniu wrażeń. Pewnego dnia odkrywają zakonspirowany w lesie statek kosmiczny, który uaktywnia się i opuszcza planetę. Przerażona grupka dzieciaków stara się ustalić drogę powrotną do domu, a w poszukiwaniach tych pomocą okazuje się droid i pewna zagadkowa postać władająca Mocą. Ten ogólnikowy zarys fabularny zwiastował ciekawą rozrywkę i muszę przyznać, że doskonale bawiłem się podczas tego ośmioodcinkowego serialu. Swoją stylistyką przypominał familijne produkcje tworzone pod szyldem Stevena Spielberga. Kreacje okazały się zaskakująco dobre, a dialogi – w porównaniu do wcześniejszych gwiezdnowojennych seriali Disneya – również pozytywnie zaskoczyły. Potężny nakład finansowy czuć było również w warstwie wizualnej w niczym nieodbiegającej od standardów kinowych. Po Andor jest to drugi gwiezdnowojenny serial, który można polecić bez cienia wątpliwości.

Na brak wrażeń nie mogą narzekać również miłośnicy orkiestrowych, skonstruowanych w klasycznym stylu, ścieżek dźwiękowych. Bardzo długo twórcy kazali nam czekać z ujawnieniem osoby, która odpowiadać miała za muzykę do serialu Załoga rozbitków. W końcu na kilka tygodni przed premierą ujawniono, że będzie to Mick Giacchino – syn słynnego kompozytora Michaela Giacchino. Jako że ojciec od wielu już lat żyje w bardzo dobrych relacjach z Disneyem; tworzył m.in. muzykę do gwiezdnowojennego filmu Łotr 1 i ma na koncie wiele animacji Pixara oraz filmów Marvela, można tylko przypuszczać, w jaki sposób projekt ten powędrował na ręce Micka. Nie tylko znajomości odegrały tu kluczową rolę. Mick jest ostatnio bardzo aktywny w branży i to nie umyka uwadze decydentów. Niemniej okazja, aby wejść z przytupem w uniwersum Gwiezdnych Wojen była nie lada wyzwaniem. Jak z tego wybrnął?

Moim zdaniem bardzo dobrze. Ścieżka dźwiękowa jest bardzo aktywnym uczestnikiem filmowych wydarzeń. Wypełnia niemalże każdą istotną pod względem fabularnym przestrzeń, odwołując się przy tym do klasycznych wzorców w budowaniu narracji muzycznej. I w przeciwieństwie do omawianej pół roku temu kompozycji Abelsa z Akolity, jest ona naznaczona charakterystyczną melodyką z nutką przebojowości.

Mick Giacchino nie odkrywa w Załodze rozbitków koła na nowo. W jego pracach można rozpoznać styl ojca, co jest oczywiście naturalnym procesem przejmowania umiejętności po wielu latach współpracy, tworzenia zza pleców życiowego mentora i przede wszystkim obcowania z jego warsztatem. Nie dziwią więc stylistyczne nawiązania do Łotra 1 i zapożyczone z tej kompozycji brzmienia perkusyjne. Z drugiej strony Mick stara się trzymać pewnych ram stylistycznych, jakie w Gwiezdnych wojnach pozostawił John Williams. I tak oto słuchając niektórych fragmentów Załogi, możemy poczuć się, jakbyśmy brylowali gdzieś pomiędzy Przebudzeniem Mocy a Nową Nadzieją. Oczywiście współczesny, giacchinowski vibe bierze tu górę i nawet najbardziej wymyślne tricki nie zasłonią popcornowego stylu, w jakim młody kompozytor komunikuje się z odbiorcą. Nie stanowi to większego problemu o tyle, o ile muzyka spełnia swoje podstawowe funkcje. A takowe spełnia z powodzeniem, dając od siebie coś więcej – klarowną melodykę.

Ścieżka dźwiękowa zbudowana jest na dwóch potężnych filarach tematycznych. Pierwszy z nich dedykowany został młodym bohaterom widowiska. Jest to więc energetyczna fanfara, z której emanuje duch przygody typowy dla familijnego kina akcji. W kontraście do niego pojawia się temat piratów przybierający bardziej złowrogą, poważną formę. Po raz kolejny nie jest to jakiś wyjątkowo skomplikowany zestaw, który wpisze się w annały gatunku. Jednakże swoją funkcję spełnia znakomicie, a we fragmentach akcji skutecznie buduje emocje, napięcie i odpowiednie zaplecze dramaturgiczne. A przy tym nie można odmówić im pewnej dozy przebojowości.

Dobre wrażenie, jakie pozostawia po sobie muzyka w serialu, skłania również do sięgnięcia po album soundtrackowy, który został upubliczniony w dniu emisji ostatniego odcinka. I tradycyjnie już w przypadku wytwórni sygnowanej logiem Disneya można mieć kilka uwag pod adresem gotowego tworu. Pominę kwestie techniczne i dziwnie brzmiącego miksu, nad którym można prowadzić wielowątkowe dyskusje. Największym mankamentem wydaje się programowy czas trwania albumu zawierającego najprawdopodobniej kompletny zestaw utworów, jaki wybrzmiał w serialu Załoga rozbitków. W moim odczuciu dwie i pół godziny to stanowczo za dużo, choć gdy sięgniemy pamięcią wstecz do analogicznego soundtracku z Akolity trwającego szalone 4 godziny… Cóż, elektroniczna forma dystrybucji sprzyja selektywnemu podejściu, wiec powinniśmy z tego skorzystać, wertując zgromadzone a albumie 50 utworów.

Pierwsze minuty spędzone przy tym albumie upływać nam jednak będą pod znakiem siermiężnej, przygodowej rozrywki w akompaniamencie wyraźnie wyeksponowanej tematyki. Suita z napisów końcowych oraz sceny otwierającej serial Disneya skutecznie przykuwają uwagę. Tak samo zresztą jak sekwencja niespodziewanego startu znalezionego statku. Kompozycja łapie lekką zadyszkę w połowie albumu, ale i tam znajdziemy kilka „perełek” wartych większej uwagi. Wśród nich między innymi sekwencja ucieczki z księżyca-obserwatorium. Najwięcej wrażeń czeka nas pod koniec soundtracku, gdzie znajdziemy oprawę do finałowego odcinka z decydującą konfrontacją. Odsłuch kończymy suitą koncernową zestawiającą w ośmiominutowym programie cały potencjał tematyczny partytury.

No i cóż na koniec można powiedzieć poza tym, że było to całkiem miło zagospodarowane siedem godzin mojego życia – te poświęcone na serial Gwiezdne wojny: Załoga rozbitków, jak i na muzykę od Micka Giacchino. Pomimo młodego wieku, kompozytor ten udowadnia, że w przyszłości może dużo zdziałać w branży. Przy odpowiedniej determinacji i pomocy ze strony ojca, zdobycie Hollywood będzie tylko kwestią czasu.

 

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.