Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joseph Trapanese

Spiderhead (Pajęcza głowa)

(2022)
3,5
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 27-06-2022 r.

Pajęcza głowa (w oryginale Spiderhead), to supernowoczesny zakład karny, gdzie pojęcie izolacji praktycznie nie istnieje. To ośrodek penitencjarny bez cel, specyficznych uniformów oraz stojących pod bronią strażników. Zarządzana przez ekscentrycznego naukowca, Steve’a Abnestiego, placówka, to również unikalna szansa dla samych osadzonych na skrócenie ich wyroków. Warunek jest jeden. Muszą oni wyrazić zgodę na wzięcie udziału w eksperymencie medycznym, pozwalając testować na sobie działanie różnego rodzaju psychodelików. W pewnym momencie eksperymenty Abnestiego zaczynają wymykać się spod kontroli, a bohaterowie stają przed dylematem czy kontynuować udział w projekcie, czy też zrobić wszystko, by zachować resztkę człowieczeństwa.

Film Josepha Kosinskiego skupia się na postaci Jaffa oraz jego relacji z inną skazaną, Lizzie. I o ile właśnie ta dynamika relacji między bohaterami jest w widowisku Netflixa stosunkowo mocną stroną, to trudno to samo powiedzieć o sposobie prowadzenia narracji. Nie można nie odnieść wrażenia, że w montażu panuje lekki chaos, a twórcy sami do końca nie wiedzieli co chcą osiągnąć sięgając po tak trudny temat. Z jednej strony nie brakuje tu bowiem lekkich, humorystycznych wstawek. Z drugiej podejmowane w tym obrazie wątki przemocy, straty i radzenia sobie z tym wszystkim, zasługiwały na dłuższą chwilę zatrzymania. Efektem tego jest średnio absorbujący film, który wpisuje się w równie przeciętną klasę produkcji serwowanych nam przez wspomniany wcześniej serwis streamingowy.

Tym, co szczególnie zwróciło moją uwagę w kontekście Pajęczej głowy była to muzyka. Nie dlatego, że w filmie Kosinskiego zaprezentowała się ona nadzwyczaj dobrze. A już na pewno nie dlatego, że jej autor – Joseph Trapanese – zalicza się do najbardziej pretensjonalnych twórców Hollywood. Prawdę powiedziawszy, gdybym nie miał wcześniej do czynienia z albumem soundtrackowym opublikowanym w dniu premiery filmu, to prawdopodobnie w ogóle nie zwróciłbym uwagi na muzykę. Czemu? Otóż całkiem spora przestrzeń w tym obrazie zarezerwowana została dla różnego rodzaju piosenek, które wybrzmiewają w scenach podróży lub w kontekście Lizzie. Pierwszy akt widowiska jest wręcz wypełniony szlagierami i klasykami muzyki popularnej, wypychając z kręgu zainteresowania tę ilustracyjną. Rola takowej zyskuje dopiero na dalszym etapie opowiadanej historii, kiedy przybliżona nam zostaje natura więziennego eksperymentu. I to, w jaki sposób owa ilustracja zaczyna wpływać zarówno na dynamikę, jak i sferę emocjonalną Pajęczej głowy warte jest większej uwagi.

Ścieżka dźwiękowa nie zamyka się w kręgu jednakowych, monotonnych brzmień. W jednej chwili potrafi zauroczyć pięknymi, minimalistycznymi formami tworzonymi na kwartety smyczkowe i spreparowane wokale, by w innym miejscu uderzyć szorstkim, dronowym dźwiękiem. Nie ma w tym ni krzty przypadku. Za to mnóstwo inspiracji twórczością takich tuż jak Johannsson czy Glass.

I tak oto bardziej klasyczne brzmienia zarezerwowane są dla wątku eksperymentu, który obnaża nienaturalne, czasami dziwaczne wręcz zachowania więźniów po zażyciu określonego specyfiku. Świetnie sprawdza się tutaj doświadczona w tego typu wykonawstwie, London Contemporary Orchestra – szczególnie, gdy zarzucany jest pomost pomiędzy klasyką, a nowoczesną elektroniką. Rola tej drugiej wydaje się nie do przecenienia w scenach, gdzie jesteśmy świadkami skutków ubocznych działania psychodelików. I choć jest to najsprawniej działający element ścieżki dźwiękowej, to można mieć pretensję pod adresem kompozytora w jaki sposób korzysta z poszczególnych narzędzi. Nie umknie naszej uwadze olbrzymie rozdarcie pomiędzy klasycznym brzmieniem pracy, a mainstreamowym wypełnianiem przestrzeni elektroniczną hybrydą i napastliwymi dźwiękami. W ścieżce dźwiękowej Trapanese pojawia się również muzyka dronowa, ale ona tworzona jest także w sposób tożsamy z twórczością Johana Johannssona. Mamy więc fascynujący spektakl narastających i padających, nisko schodzących smyczków okraszonych ambientową elektroniką. Najważniejsze, że w kwestiach funkcjonalnego spełniania swoich powinności, ścieżka dźwiękowa Josepha Trapanese radzi sobie całkiem nieźle. Aczkolwiek nie można nie odnieść wrażenia, że więcej o tej pracy mówi nam przygoda z albumem soundtrackowym aniżeli sam film. Głównie z tego powodu, że miks dźwięku obchodzi się z muzyką ilustracyjną po macoszemu.

Ale czy warto sięgać po 65-minutowy, toporny w treści album soundtrackowy, aby się o tym przekonać? Moim zdaniem warto, choć na pewno nie w takim układzie treści, jaki proponuje nam wydawca, Netflix Music. Streamingowa forma dystrybucji daje jednak możliwość dowolnej selekcji, więc jeżeli miałbym coś zasugerować, to skoncentrowanie się na pierwszej połowie albumu, gdzie doświadczamy największej różnorodności w brzmieniu. Choć nie wykluczone, że zajdzie się ktoś, kogo zauroczy mroczna, miejscami senna, a innym razem oniryczna atmosfera wylewająca się z końcowej części soundtracku. Rzecz gustu.

Ponad estetyką oraz indywidualnymi preferencjami warto byłoby postawić jeszcze jedno. Mianowicie wartość tego, co zaprezentował Joseph Trapanese w kontekście całej jego twórczości. Pajęcza głowa jest pewnego rodzaju rodzynkiem, który może (aczkolwiek nie musi) zmienić spojrzenie na tego twórcę. Miejmy tylko nadzieje, że będzie to początkiem większej różnorodności w brzmieniu serwowanym nam przez Amerykanina.

Najnowsze recenzje

Komentarze