W czasach kiedy kino komiksowe łapie zadyszkę, a odbiorcy znużeni są tworzonymi naprędce, widowiskowymi wydmuszkami, są jednak produkcje, które fascynują zarówno swoją oryginalnością, jak i treścią.
Spider-Man: Uniwersum okazał się w roku 2018 wielkim hitem. Animacja w której podziwiać mogliśmy czarnoskórego pajączka przeżywającego swoje przygody w multiwersum, przyciągnęła do kin mnóstwo widzów. Upojone sukcesem studio Sony dało więc zielone światło do realizacji kolejnych części. I tak prawie 5 lat po tym wydarzeniu na duże ekrany trafił Spider-Man: Poprzez multiwersum (Spider-Man: Across the Spider-Verse). Dwu i półgodzinne widowisko kontynuuje opowieść o młodym Spider-Manie, Milesie Moralesie, który z trudem łączy swoje superbohaterskie obowiązki z szarą codziennością nastolatka. Kiedy pewnego dnia jego wymiar odwiedza stara przyjaciółka Gwen, niewinne spotkanie przeradza się w nie lada dylemat. Chłopak stanąć musi przed dramatycznym wyborem, czy w imię wyższych celów warto poświęcić życie najbliższych. Jakie to wszystko znajduje rozwiązanie? Tego nie dowiemy się z drugiej odsłony animowanego Spider-Mana. Film stawia kropkę w najbardziej dramatycznym momencie, każąc wygłodniałej widowni czekać na kontynuację. A biorąc pod uwagę gigantyczny sukces finansowy tej produkcji, takowej możemy być pewni.
Jedną z najmocniejszych stron animowanego Spier-Mana jest jego oprawa stylistyczna – zarówno ta związana z wizualiami, jak i muzyką. Specyficzny styl animacji połączony z dynamicznym montażem oraz świetnymi dialogami, sprawiły, że przed twórcą muzyki otworzyły się drzwi, które do tej pory zamykano przed historiami osadzonymi w świecie komiksowym. Nie bez znaczenia było tu zanurzenie projektu w całej masie hip-hopowych i elektronicznych piosenek, nadających całości bardziej teledyskowego, młodzieżowego wydźwięku. Zaangażowany do tworzenia oryginalnej ścieżki dźwiękowej, Daniel Pemberton, mógł się poczuć jak ryba w wodzie. Brytyjczyk znany z nietuzinkowego podejścia do tworzenia muzyki otrzymał niepowtarzalną szansę eksperymentowania z całą paletą stylów. W wywiadzie dla portalu Collider mówił, że ten projekt (Spider-Man) dał mu możliwość powrotu do brzmień z dzieciństwa. Oprócz hip-hopowych i rockowych fragmentów dobrą zabawę miał również z materiałem stricte orkiestrowym, który po zarejestrowaniu przetwarzał do woli, stosując nawarstwianie innych elementów, skreczując i „wykrzywiając” co się da. Niby nic nowego w przypadku tego twórcy, ale jednak za każdym razem tak samo fascynujące.
Już w przypadku pierwszej części tej animacji zachwycałem się tym, jak dobrze takie rozwiązania funkcjonowały w połączeniu z obrazem. W drugiej odsłonie animowanego Spier-Mana jest pod tym względem tylko lepiej. Warstwa muzyczna będzie tym czynnikiem, który spowoduje, że czas spędzony przy obrazie upłynie niesłychanie szybko. Wszystko dzięki niesamowitej wręcz jednolitości przekazu pomiędzy wykorzystanymi w filmie piosenkami, a oryginalną oprawą muzyczną. Ścieżka dźwiękowa szczelnie wypełnia niemalże każdą przestrzeń tego widowiska, a dynamiczny montaż nie pozostawia miejsca na jakąkolwiek nudę. W efekcie otrzymujemy więc szalenie przebojowy miszmasz, który przy umiejętnie dawkowanej dramaturgii i świetnie opowiadanej historii skutkuje jednym z lepszych filmów komiksowych, jakie dane mi było oglądać. Przypomnijmy, mówimy tu o filmie animowanym, który deklasuje większość fabuł aktorskich.
Również pod względem muzycznym więcej się tu dzieje niż w statystycznym blockbusterze komiksowym. Pemberton stawia co prawda na eksperymenty z elektroniką przypisując każdemu ze światów inną stylistykę, ale nie rezygnuje z orkiestrowego, epickiego grania. Przykładem jest motyw przewodni tytułowego bohatera, który wybrzmiewa potężnym, symfonicznym patosem. Jest on rzecz jasna poddawany licznym zabiegom edycyjnym, aby w odpowiednich do tego warunkach wkomponować się w stylistykę przedsięwzięcia. Równie interesująco prezentuję się temat Spider-Mana z Ziemi-2099, przypominający elektroniczny sygnał przepuszczony przez wtyczki pogłosowe. Nie zmienia to jednak faktu, że ścieżka dźwiękowa do Poprzez multiwersum ma bardziej „klasyczny” wydźwięk niż oprawa do części pierwszej. Niewątpliwie jest to zasługą intymniejszej dla głównego bohatera historii. Z tego też powodu częściej aniżeli w Uniwersum spotkamy tu również smyczkowy lub ambientowy underscore. A wszystko tak umiejętnie wyważone i stonowane, że trudno znaleźć jakąkolwiek przestrzeń do malkontenctwa.
Takowej nie zabraknie natomiast w przypadku albumu soundtrackowego. Właściwie dwóch albumów w ramach których tradycyjnie podzielono materiał na ten grupujący zestaw piosenek oraz oryginalnie stworzone na potrzeby filmu utwory. Pierwszy z nich ukazał się nakładem Republic Records i zawierał wyprodukowane przez Metro Boomin, hip-hopowe kawałki. Ten drugi, bardziej interesujący nas soundtrack wydany został nakładem Sony Classical i zawierał skomponowane przez Daniela Pembertona utwory. Już przy okazji analogicznej ścieżki dźwiękowej do pierwszej części animacji, narzekałem, że długi czas trwania albumu niekorzystnie wpływa na jego odbiór. Wydawać by się mogło, że tym razem powodów do malkontenctwa będzie znacznie więcej, ponieważ wydawcy postanowili umieścić na soundtracku praktycznie całą wybrzmiewającą w filmie muzykę. Paradoksalnie jednak ten 107-minutowy kolos „wchodzi” znacznie lepiej niż krótszy o pół godziny odpowiednik z części pierwszej. Jak to możliwe?
Po prostu położono większy nacisk na wykorzystanie materiału tematycznego. Heroiczna, orkiestrowa melodia jest świetnym spoiwem wszelkiej maści eksperymentów, a już na pewno doskonałym paliwem napędzającym muzyczną akcję. Jest więc przestrzeń do zachytu nad oryginalnymi pomysłami kompozytora, ale i miejsce na tradycyjne, superbohaterskie granie. Mimo wszystko taki układ treści nie wydaje się najbardziej optymalnym rozwiązaniem. O ileż bardziej album ten zyskałby na swojej przebojowości, gdyby zastosowano jakąkolwiek selekcję? Tak naprawdę każdy może się o tym przekonać dowolnie modyfikując proponowaną przez wydawców playlistę, co rzecz jasna tyczy się tylko wydania cyfrowego. Z dwupłytowym soundtrackiem wypuszczonym trzy miesiące po premierze filmu jest już gorzej.
Mimo wszystko płyta z muzyką do Spider-Man: Poprzez multiwersum trafia do mojej kolekcji. To jedna z tych prac, które nawet jeżeli w oderwaniu od obrazu wypadają troszkę słabiej, to jednak przywołują same najlepsze wspomnienia związane z doświadczeniem filmowym. Trudno byłoby mi wyobrazić sobie finał trylogii animowanego Spier-Mana bez udziału Daniela Pembertona. Równie trudno wyobrazić sobie, co jeszcze ciekawego może on tam zaprezentować. Czekam z niecierpliwością.
P.S. W połowie sierpnia 2023 roku ukazało się rozszerzone, cyfrowe wydanie soundtracku wzbogacone o 3 nieopublikowane w filmie utwory. Tym samym łączy czas trwania soundtracku wydłużył się do 114 minut.
Inne recenzje z serii: