Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tom Holkenborg

Sonic The Hedgehog 2 (Sonic 2. Szybki jak błyskawica)

(2022)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 20-05-2022 r.

Któż by pomyślał, że po prawie trzydziestoletnich próbach oraz licznych problemach na etapie produkcji, film Sonic. Szybki jak błyskawica spotka się z tak pozytywnym odbiorem. Studio Paramount wyciągnęło lekcję z krytyki, jaka spadła na nie po prezentacji pierwszego zwiastuna i stworzyło widowisko, które przykuło uwagę wielu pokoleń widzów – nie tylko tych, którzy z łezką sentymentu wspominali kultową grę wideo. W świetle tego sukcesu realizacja kontynuacji była zatem tylko kwestią czasu. Za kamerą sequela znów stanął Jeff Fowler, a scenariuszem zajęli się autorzy sukcesu pierwszego obrazu: Pat Casey i John Miller. Roszad nie było również wśród aktorów wcielających się w główne role. Można więc napisać, że producenci postawili na sprawdzone rozwiązania. Po raz kolejny obserwujemy potyczkę tytułowego bohatera z szalonym naukowcem, Dr. Robotnikiem, choć okoliczności, w jakich dochodzi do konfrontacji, są już inne. Tym razem stawką jest kryształ dający moc spełniania wszelkich zachcianek, a do rywalizacji o tajemniczy kryształ przystępuje też jeszcze jeden gracz – Knuckles. Wszystko to skąpane jest w kanonadzie absurdów i dobrego humoru, co sprawia, że sequel Sonica chłonie się z nie mniejszym zainteresowaniem niż pierwszy film.

Wśród wielu zaskoczeń jakie zafundował nam kinowy Sonic było również to muzyczne. Kiedy świat obiegła informacja o angażu na stanowisko kompozytorskie Toma Holkenborga, chyba mało kto wierzył, że będzie z tego coś dobrego. Przypomnijmy, że holenderski twórca miał za sobą kilka niezbyt dobrych prac, wśród których najmniej korzystnie prezentowała się najnowsza odsłona Terminatora. Holkenborg udowodnił, że paradoksalnie w kinie familijnym ma o wiele więcej do powiedzenia niż w gatunku spod znaku fantastyki i akcji. Werbując uznanych w branży orkiestratorów stworzył kompozycję schludnie prezentującą się zarówno od strony technicznej, jak i melodycznej. Dobrze poruszającą się pomiędzy filmowymi kadrami, jak i w starciu z indywidualnym odbiorcą na soundtracku. Zasadniczym pytaniem, jakie pojawiało się w kontekście sequela był kierunek, w jakim tym razem zechce pójść Holkenborg. Ostatecznie okazało się, że i pod tym względem druga odsłona Sonica nie poddaje się eksperymentatorstwu.

Holenderski kompozytor dostarczył nam produkt, jakiego oczekiwaliśmy po tej serii. Film wypełnił podniosłą symfoniką sprawnie utylizującą wszelkiego rodzaju zabiegi charakterystyczne dla kina familijnego. Jest więc nie tylko pompatycznie, ale przede wszystkim dynamicznie i interesująco pod względem melodycznym oraz aranżacyjnym. Oglądając film Fowlera nie sposób nie zwrócić uwagi na muzykę, która szczelnie wypełnia niemalże każdą minutę widowiska. Nawet pojawiające się tu i ówdzie piosenki nie zawłaszczają sobie tak dużej przestrzeni jak muzyka ilustracyjna – trafnie punktująca wylewające się z obrazu emocje i wyraźnie wyeksponowana w dźwiękowym miksie. Przysłuchując się tej kompozycji można dojść do wniosku, że jest ona bardziej dojrzała wersją ścieżki dźwiękowej do pierwszego filmu. Nieco mniej opierającą się na elektronice dynamizującej akcję, a zwracającą się raczej ku klasycznym środkom muzycznego wyrazu. W kontekście tak szeroko krytykowanej twórczości Holkenborga jest to więc miłe zaskoczenie.

Przedłużeniem tego przyjemnego doświadczenia jest album soundtrackowy wydany wspólnymi siłami przez Paramount Music oraz La-La Land Records. Na krążku znalazła się godzinna selekcja z prawie dwukrotnie dłuższej partytury stworzonej na potrzeby filmu. Mimo dłuższego czasu trwania niż analogiczne wydawnictwo z poprzedniej części Sonica nie można napisać, że jest to bardziej wymagający album. Polichromatyka brzmienia wsparta kilkoma charakterystycznymi motywami skutecznie umilają czas spędzony przy soundtracku, a to rzadko kierowany w stronę Toma Holkenborga komplement.

Mimo tego festiwalu zachwytów nie powinno być jakichkolwiek wątpliwości, że w kontekście całego gatunku muzyki do kina familijnego, kompozycja ta w żaden sposób nie zapisuje się na kartach historii. To po prostu uszyta na miarę filmowych potrzeb partytura, która przy okazji zadaje kłam twierdzeniom, że Tom Holkenborg nie nadaje się do tego typu projektów. Nadaje się. Może nawet bardziej „czuje” kino familijne niż fantastykę czy filmy akcji, z którymi przecież jest utożsamiany.

Najnowsze recenzje

Komentarze