John Barry

Somewhere in Time (Gdzieś w czasie – nowe nagranie)

Somewhere in Time (Gdzieś w czasie – nowe nagranie) - okładka
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

Pochodzący z 1980 roku melodramat Somewhere in Time opowiada o mężczyznie, który zakochuje się w kobiecie, która mieszkała w tym samym hotelu parędziesiąt lat wcześniej. W filmie zagrali znani już Christopher Reeve i Jane Seymour, reżyserem był Jeannot Szwarc, który potem zrobi karierę w serialach sensacyjnych, takich jak chociażby JAG. W kinach był finansową klapę, ale stał się bardzo popularny parę miesięcy później, kiedy trafił do telewizji kablowych w Stanach. Dzisiaj ma status kultowego.

Muzykę zrobił John Barry, który niedługo wcześniej stracił rodziców (to była jego pierwsza partytura po tej tragedii). Kompozytora zaproponowała Jane Seymour. Reżyser stwierdził, że po prostu go nie stać na Barry’ego, ale aktorka powiedziała, że z nim porozmawia. Projekt się Anglikowi spodobał i napisał do niego partyturę, jak się mówi, dość przełomową, będącą nieoficjalnym (nie ma tego na okładce, chociaż podobno Barry tak o tej ścieżce mówi) hołdem dla zmarłych rodziców. Muzyka została wydana dwukrotnie, raz był to re-recording samego Barry’ego, który nagrał całość muzyki od nowa. w 1998 muzykę wydało Varese Sarabande i był to jeden z ich re-recordingów. Często współpracującą z wytwórnią Royal Scottish National Orchestra dyrygował John Debney, też jeden z ich etatowych dyrygentów (obok m.in. Jerry Goldsmitha i Frederica Talgorna). Do Somewhere in Time Barry stworzył dwie partytury, jedną specjalnie dla filmu, druga jest reorkiestracją specjalnie na płytę. Debney korzystał z tej pierwszej. I to właśnie nowe nagranie jest przedmiotem tej recenzji.

Sam, rozpoczynający płytę, temat główny jest przepiękny i bardzo emocjonalny. Barry zaczyna dość tradycyjnie od fletu. Melodia ta jest wzorowana na muzyce genialnego austriackiego kompozytora Gustava Mahlera, co jego znawcy dość szybko wychwycą (czasami dość specyficzna harmonia). Po orkiestrze temat przejmuje fortepian i znowu wraca flet, potem smyczki. Jest to jeden z najpiękniejszych tematów Johna Barry’ego, którego talentu melodycznego przecenić się nie da.

Cała partytura jest bardzo emocjonalna. Poza orkiestrą i fortepianem, kompozytor wykorzystał solowe skrzypce, które nadają całości jeszcze bardziej emocjonalnego charakteru. Utwory na płycie są krótkie, najdłuższe End Credits ma niecałe 5 minut, większość ma ok jednej minuty, jest to zgodne z użyciem muzyki w filmie (kolejność i zapewne czas trwania poszczególnych utworów). Główny temat powtarza się dość często, ale nie za często.

Utwory szósty, siódmy i ósmy są mroczne, niepozbawione dysonansów (co może trochę burzyć wizję wiecznie-harmonijnego kompozytora, ale to moim zdaniem przemawia akurat na jego korzyść). The Attic jest jednym z dłuższych i bardziej dramatycznych utworów na całej płycie. Pod koniec Barry nie wystrzega się nawet progresji rodem z horroru, ale kończy cały utwór optymistycznie. Near the Lake to powrót do tematu, po bardzo ładnej partii na harfę. Piękna Rapsodia na temat Paganiniego nie została oczywiście skomponowana przez Barry’ego (jak ktoś kiedyś stwierdził w jakimś komentarzu), tylko przez Sergiusza Rachmaninowa. Ciekawe jest to, że klasyczny utwór wcale nie zakłóca nastroju muzyki Barry’ego, wręcz przeciwnie, dobrze się uzupełniają.

Is He the One wprowadza nowy motyw, łącznie z pięknym solem na róg. Bardzo ładny jest też następny utwór. Bardzo często Barry tworzy więcej niż 2/3 mocne tematy do ścieżki, w przypadku Somewhere in Time jest ich co najmniej 4, czasami też kompozytor ma tendencje do nadużywania swoich tematów. Nie jest tak w tej partyturze, jest ona różnorodna, a sam główny temat jest bardzo piękny i muzyka ta byłaby piękna nawet, gdyby Barry powtarzał go cały czas. Tak samo jest z instrumentacją, od pewnego czasu Anglik ma tendencje do nadużywania fletu, tu przeważa jednak harfa, smyczki i róg. Pięknie współbrzmi flet z obojem w Razor, który jest jednym z wielu powtórzeń tematu.

Muzyka przez cały czas jest bardzo emocjonalna, zawsze ma jakąś tematyczną podstawę, nawet jeśli dysonuje (jedno drugiemu wcale nie przeszkadza, warto przypomnieć chociażby muzykę Dmitrija Szostakowicza i Jamesa Hornera, który, tak jak i Barry zresztą, jest pod wpływem Rosjanina). Bardzo ciekawy jest mroczny i pełen napięcia Coin.

Partyturę Barry’ego uznaję za jedną z najlepszych w jego karierze. Przepiękny temat, bardzo emocjonalny charakter muzyki, bardzo dobre orkiestracje, przy zachowaniu technicznej prostoty (w podobnym stylu będzie komponował, chociaż bardziej skomplikowanie technicznie, James Horner we wczesnych latach 90.). Znakomite są partie na róg, solowe skrzypce i fortepian, flet brzmi jak na kompozytora dość tradycyjnie, chociaż na pochwałę zasługuje fakt, że w tej partyturze go nie nadużywa, bo później w niektórych przypadkach będzie można wręcz przewidzieć, kiedy ten instrument wejdzie. Re-recording wykonany dobrze. Bardzo piękna i poruszająca muzyka.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.