Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Miklós Rózsa

Sodom and Gomorrah (Sodoma i Gomora) [nowe nagranie]

(1962/2015)
-,-
Oceń tytuł:
Michał Turkowski | 24-08-2016 r.

Oparty na starotestamentowej historii, Sodom and Gomorrah, w reżyserii Roberta Aldricha, był jednym z wielu, masowo produkowanych filmów epickich lat 60. Po sukcesie Ben-Hura, wiele wytwórni postawiło sobie za cel, stworzenie bliźniaczego, epickiego widowiska. Niestety, większość tych dzieł cechował przerost formy nad treścią, gdzie to rozbuchana warstwa wizualna, częstokroć okazywała się jedynym pozytywnym aspektem obrazu. Podobny los, spotkał Sodom and Gomorrah. Film został fatalnie przyjęty przez widownię, doprowadził do bankructwa studia, w którym powstał, a dziś jest kompletnie zapomniany, dostępny jedynie na krążku DVD, z okropną jakością obrazu i dźwięku. Można jednak stwierdzić, że dokonanie Aldricha to film z gatunku tak złych, że aż dobrych. Sodom and Gomorrah ogląda się dość przyjemnie, szczególnie, że mamy tu do czynienia z nakręconymi z rozmachem, epickimi wydarzeniami, w których to duża ilość statystów, barwne kostiumy, dobre (jak na czas powstania) efekty specjalne i znakomite zdjęcia, stanowią niewątpliwe atuty widowiska. Niemniej jednak, scenariusz zakrawa o kpinę, dialogi są okropne, biblijna historia potraktowana jest po macoszemu, a teatralne, nadęte aktorstwo jest momentami nie do zniesienia.



Reżyser obrazu, wybierając kompozytora muzyki do swojego filmu, pierwotnie postawił na Dimitri Tiomkina, który to podpisał z włoskim studiem kontrakt, gwarantujący mu kolosalne w tamtych czasach wynagrodzenie za skomponowaną partyturę, wynoszące 62,5 tysiąca dolarów. Kłopoty zdrowotne sprawiły jednak iż ukraiński kompozytor zmuszony był w ostatniej chwili opuścić projekt. Po rezygnacji Tiomkina, włoski producent Goffredo Lombardo, z propozycją pracy nad filmem zgłosił się do Miklósa Rózsy, który to krótko po rozwiązaniu kontraktu ze studiem MGM miał wolną rękę w wyborze projektów. Węgierski kompozytor był bardzo zainteresowany biblijną historią, w związku z czym entuzjastycznie przyjął możliwość pracy nad Sodom and Gomorrah. Co więcej, cieszyła go niezwykle perspektywa ponownej pracy w bliskim jego sercu Rzymie. Gdy jednak Rózsa zapoznał się z gotowym już obrazem, był sromotnie rozczarowany tym co dane było mu zobaczyć. Opinię na temat dokonania Aldricha, Węgier przedstawia krótko w swojej autobiografii – Film okazał się parodią gatunku – miał fatalny scenariusz, złe aktorstwo, niekiedy zadowalające sceny batalistyczne, interesujące zdjęcia. Kompozytor czuł się jednak zobowiązany pomóc filmowcom najlepiej jak potrafił, zarówno przez wzgląd na przyjaźń łączącą go z Goffredo Lombardo, jak i oczywiście wysokie wynagrodzenie czekające go za wykonaną pracę.



Warto w tym miejscu przytoczyć fragment wypowiedzi Miklósa Rózsy, pochodzący z książki Tony Thomasa, zatytułowanej Music from the Movies, w której to kompozytor szerzej wypowiada się na temat Sodom and Gomorrah:



Z muzykologicznego punktu widzenia, było to zbyt fascynujące by odmówić. Ponowna możliwość zagłębienia się w starożytności, dająca sposobność odkrycia czegoś innego, czegoś co pomoże kompozytorowi opisać zło i wypaczenie miast grzechu, dzieje Hebrajczyków, miłość Lota i Ildith, rozpacz Lota po zamianie ukochanej w słup soli oraz Exodus ludu hebrajskiego opuszczającego Sodomę i Gomorę. Jak mógłbym porzucić takie wyzwanie? Poszukiwania inspiracji, poprowadziły mnie do Idelsohna i jego zbiorów muzyki jemeńskich i babilońskich Żydów, w których to zawarte tematy muzyczne, podobnie jak w moich poprzednich partyturach Biblijnych, stały się głównym punktem odniesienia. Owe tematy muzyczne, wespół z Żydowskimi chórami oparte są w całości na autentycznym materiale, który to zdaje się powracać do biblijnych czasów.



Efektem tytanicznej pracy Miklósa Rózsy jest wyśmienita, epicka partytura, definitywnie zamykająca „historyczno-biblijny” okres twórczości węgierskiego kompozytora.


Oryginalne nagranie Sodom and Gomorrah, zrealizowano w rzymskim Studio RCA w czerwcu 1962 roku z udziałem włoskich muzyków sesyjnych, poprowadzonych pod batutą kompozytora. Wykonaniu Rzymian trudno cokolwiek zarzucić i choć nie jest to poziom gry, jaki Węgier wydobywał z muzyków pracując z fenomenalną orkiestrą MGM, to jednak należy odnotować iż Włosi poradzili sobie z materiałem Rózsy bardzo dobrze (czego nie można niestety powiedzieć o niezwykle słabym wykonawczo, również nagranym w Rzymie, The Golden Voyage of Sinbad). Niestety, wszelkie dotychczasowe edycje oryginalnego nagrania Sodom and Gomorrah, cechują się przeciętnym, nieraz bardzo słabym dźwiękiem zarejestrowanego materiału. Odsłuch partytury utrudniają szumy i różnorakie defekty dźwiękowe, zaś wysokie partie instrumentów, takich jak trąbki czy smyczki, brzmią nieraz zbyt ostro i nienaturalnie. Niestety, nawet najdłuższe wydanie oryginalnego nagrania, przygotowane pod egidą wytwórni Digitmovies, szumnie reklamowane jako „kompletne” (co nie jest prawdą), pochodzące podobno z oryginalnych taśm z sesji (w co trudno uwierzyć), wciąż pomija część istotnego materiału muzycznego i prezentuje ścieżkę w kiepskiej jakości. Nie miałem sposobności dokonać porównania osobiście, lecz od przyjaciół z Miklós Rózsa Society, dowiedziałem się, iż spośród wszelkich możliwych wydań Sodom and Gomorrah, dźwiękowo najlepsza jest edycja wytwórni Legend (zawierająca ten sam materiał co wydanie Digitmovies), która to ukazała się na dwóch płytach winylowych w roku 1987. Być może uda się w przyszłości odnaleźć taśmy z całym zapisem sesji w lepszej jakości, jednak biorąc pod uwagę informacje pochodzące od specjalistycznych wytwórni – jest to, niestety, raczej niemożliwe.



W związku z powyższym, producenci z wytwórni Prometheus/Tadlow, Luc Van De Ven i James Fitzpatrick, zdecydowali się na ponowną rejestrację ostatniej ścieżki epickiej Miklósa Rózsy. Wspólnie ufundowane przez obu panów przedsięwzięcie, przyniosło efekt w postaci wyśmienitego albumu, zawierającego współczesne nagranie Sodom and Gomorrah, które to będzie podstawą do poniższej analizy. Zadanie zrekonstruowania zapisu nutowego, ponownie przypadło Leigh Phillipsowi, który to wcześniej pracował już nad Quo Vadis. Na potrzeby odbudowy partytury do Sodom and Gomorrah, udało się Fitzpatrickowi pozyskać odręczne szkice nutowe autorstwa Rózsy i jego orkiestratora Eugene Zadora, które to szczęśliwie przetrwały aż po dziś dzień. Kolejnym punktem odniesienia podczas rekonstrukcji ścieżki, był dla Phillipsa film na DVD, oraz wszelkie możliwe edycje oryginalnego soundtracku, na podstawie to których Brytyjczyk dokonał części rekonstrukcji, przepisując i orkiestrując materiał „na ucho”, co jest prawdziwie mrówczą i wymagającą ogromnych pokładów cierpliwości pracą. Partytura Węgra trafiła oczywiście na pulpity muzyków The City of Prague Philharmonic Orchestra and Chorus grających pod batutą Nica Raine. Wykonanie Czechów jest entuzjastyczne i mocarne, bez wątpienia przewyższa też nagrany w Rzymie oryginał. Praską sesję zrealizowano z dużą wiernością w stosunku do charakteru filmowego wykonania, łącząc to jednocześnie ze świeżym, bardziej współczesnym spojrzeniem na partyturę Rózsy. W przypadku tempa i niektórych elementów brzmienia, Raine postanowił, jak sam mówił, nadać muzyce „naturalność i swobodę”, w związku z czym postawił na bardziej „koncertowe” odczytanie ścieżki, stroniące od służalczego naśladownictwa oryginału. Dzięki pracy Raine’a i muzyków, wykonanie jest fantastyczne, dając jednocześnie partyturze kompletnie nowe życie.



Sodom and Gomorrah to muzyczna konstrukcja oparta na bliźniaczej, w stosunku do innych partytur epickich Rózsy, budowie. W telegraficznym skrócie – na pierwszy plan, wysuwa się bardzo rozbudowana, pozostająca ze sobą we wzajemnej relacji i dialogu warstwa tematyczna, zbudowana w dużej mierze na bazie autentycznych, starożytnych melodii, pochodzących z różnorakich materiałów źródłowych – w tym przypadku ze zbiorów muzyki jemeńskich i babilońskich Żydów. Dodajmy do tego quasi koncertowe utwory, ilustrujące typowe dla Złotej Ery „kurtynowe” sekwencje (Overture, Intermezzo, Epilogue), sporą ilość muzyki imitującej źródłową, potężne chóry, marginalny w tym przypadku element religijny oraz oczywiście kolosalne kompozycje opisujące epickie wydarzenia i bitwy.



Już od pierwszych taktów partytury, zwraca na siebie uwagę bardzo bogata warstwa melodyjna ścieżki. Pod tym względem, album Prometheusa robi spore wrażenie, bowiem już w trzech początkowych utworach, trwających łącznie ok 16 minut, Rózsa intonuje aż pięć, bardzo silnych i wyrazistych tematów, które to w najróżniejszych konfiguracjach rozbrzmiewać będą na przestrzeni kompletnej ścieżki dźwiękowej.


Zacznijmy od przygotowanych przez Rózsę dwóch przepięknych tematów miłosnych. Pierwszy love theme to śliczna, acz jednocześnie nieco smutna melodia opisująca tragiczną miłość Lota i Ildith, stanowiąca istotny element partytury Węgra, szeroko stosowany na przestrzeni całej partytury. Pierwsza intonacja ma miejsce w znakomitym Overture, gdzie zaprezentowany zostaje ten temat w aranżacji na szeroką sekcję smyczkową i typowe dla kompozytora, kontrapunkty dętych blaszanych. Bliźniacze, ciepłe intonacje tej melodii usłyszymy w filmie wielokrotnie – w utworach takich, jak The Hand Reading, Lot’s Mission czy w triumfalnym Epilogue. Moim osobistym faworytem jest River Pastorale, Lot Proposal, Ildith Fear ,w którym to temat miłosny Lota i Ildith, poprzedza bardzo ładny motyw na instrumenty dęte drewniane, z brzmieniem kojarzącym się z klasycznym The Greatest Story Ever Told Alfreda Newmana.



Drugi temat miłosny to emocjonalny Answer to a Dream, dotyczący relacji Astarotha i Shuah. Melodia ta jest prawdziwie pasjonująca, lecz Rózsa ogranicza jej stosowanie podczas seansu filmu, w związku z czym, pojawia się ona znacznie rzadziej aniżeli jej odpowiednik dotyczący Lota i Ildith. Jedna z ważniejszych inkarnacji tematu Answer to a Dream, ma miejsce w znakomitym, mrocznym Intermezzo. Jako zwieńczenie albumu Prometheusa, usłyszymy przygotowaną przez Leigh Phillipsa, specjalną aranżację koncertową tego tematu, opracowaną na orkiestrę i solowe skrzypce. Oba tematy miłosne pojawiają się również w otwierającym album, wyśmienitym, koncertowym utworze zatytułowanym Theme and Answer to a Dream, skomponowanym przez Węgra w roku 1963 na potrzeby dyrygowanego przezeń albumu LP o nazwie Great Movie Themes Composed by Miklós Rózsa. Krótka introdukcja tematu Sodomy i Gomory, stanowi wstęp do pełnej przepychu intonacji obu tematów miłosnych, które to zazębiają się ze sobą, tworząc jedną, konsekwentną całość. Wprowadzenie każdej z melodii, kolejno przez solową waltornię, jak i ciepło brzmiący obój to już najczystsza magia muzyki filmowej.



Otwierający film Overture, prócz intonacji love theme Lota i Ildith, wprowadza także charyzmatyczny temat przypisany Hebrajczykom. Jest to kapitalna, charakterna melodia, która z łatwością przenosi słuchacza w klimat starotestamentowej opowieści. Gdy Hebrajczycy docierają do rzeki Jordan, Rózsa intonuje wówczas pierwszą, bardzo dumnie brzmiącą aranżację tematu, która to przechodzi w wyśmienity, entuzjastyczny fragment, przypominający jednak intrygująco Juliusza Cezara. W tym utworze, Rózsa delikatnie zarysowuje także cienie tematu Elamitów – unikając dosłowności a stawiając tylko i wyłącznie na muzyczną sugestię, Węgier już na tym etapie filmu, zdaje się zapowiadać wydarzenia powiązane z wrogami Hebrajczyków.



Wspomniany temat Hebrajczyków wraca często w trakcie filmu, zarówno jako element ilustracji gigantycznej bitwy, jak i dramatyczne uzupełnienie podczas wielu innych sekwencji obrazu. Bardzo mocną aranżację tej melodii usłyszymy w The Dam, w bliźniaczym The Quarry z asystą męskiego chóru a także w emocjonalnym finale filmu, również wzbogaconym o chór mieszany. Dla ludu Lota, Rózsa przygotował jeszcze jeden temat, obecny pierwszy raz w delikatnej intonacji w The Chosen People, poprzedzony butnym marszem. Druga melodia dla Hebrajczyków ma lżejszą wymowę aniżeli jej odpowiednik z Overture i skupia się bardziej na charakterystyce heroizmu i bohaterstwa. Przykładem jest końcówka pełnego agresywnej akcji, wprowadzającego też mini-motyw dla Astarotha, Astaroth Defeat, gdzie przybiera on formę podniosłej, nobliwej fanfary, zaaranżowanej na nisko brzmiące instrumenty dęte blaszane. Najbardziej reprezentatywna inkarnacja tematu heroicznego ma miejsce przed bitwą z Elamitami, gdy melodia rozbrzmiewa mocą, pełnego entuzjazmu, przebojowego marszu.



Kontrapunktem dla obu tematów Hebrajczyków, jest skoczna a zarazem lekko brzmiąca melodia, przypisana złowrogim Elamitom. Najbardziej reprezentacyjną intonację Węgier wprowadza w fantastycznie zagranym March of the Elamites. Co bardzo istotne, Rózsa nie demonizuje Elamitów, lecz spogląda nań z przymrużeniem oka, charakteryzując ich swoją muzyką jako komiksowego, karykaturalnego wroga, co znakomicie działa w połączeniu z kampowym charakterem filmu. Lekką wymowę tego tematu, możemy zauważyć już w końcówce Tamar Rides Out, gdzie Rózsa aranżuje go na instrumenty dęte drewniane. Elamites Theme znakomicie spełnia swoje zadanie w partyturze, przyjmując najróżniejsze aranżacje w zależności od kontekstu, błyszcząc szczególnie podczas sekwencji wielkiej bitwy.


Muzyczna sygnatura Sodomy i Gomory, wprowadzona podczas czołówki filmu, stanowi również swobodny komentarz do biblijnej historii. Rózsa intonuje ją po raz pierwszy w znakomitym Prelude, Tamar Rides Out. Bazująca na czterech podstawowych nutach, melodia jest bardzo demoniczna i bezbłędnie opisuje biblijne miasta pełne grzechu i zepsucia, które to czeka nieuchronna zagłada. Wydanie Prometheusa jako pierwsze na rynku, prezentuje wreszcie kompletne preludium, będące w takiej wersji utworem fantastycznym i niesamowicie mrocznym. Wrażenie robi nie tylko pełen grozy temat obu miast, ale także „wijący się” motyw, który przechodzi w wyśmienitą ilustrację ucieczki Tamar. Gdy obraz filmu przybiera barwę czerwieni, Rózsa wprowadza dramatyczne, przeszywające smyczki wsparte akcentami wysoko grających trąbek. Dopiero w końcówce utworu pierwsza intonacja tematu Elamitów rozjaśnia mrok roztaczający się nad tą kompozycją. Wspomniany temat tytułowy pełni też w filmie rolę muzycznego wyróżnika królowej Bery i pojawia się kilkukrotnie w scenach z udziałem władczyni Sodomy i Gomory, zarówno w Good Fortune jak i w prowadzonej przez obój, bardzo dwuznacznej w wymowie aranżacji w The Queen’s Favourite. Na przestrzeni muzycznej narracji, melodia tytułowa działa także jako ostrzegawczy sygnał i zapowiedź nieuchronnej zagłady czekającej Sodomę i Gomorę. Takie właśnie „sugerujące” czy też „ostrzegające” intonacje, usłyszymy w utworach The Return, Lot’s Proposal, Free Again czy w przepięknym, intrygującym Jealousy, połączonym z ponuro brzmiącym, miłosnym tematem Answer to a Dream. Owe „sygnały” prowadzą do punktu kulminacyjnego partytury i filmu, jaką jest świetnie (jak na ówczesne czasy) zrealizowana sekwencja, w której Bóg niszczy w swoim gniewie Sodomę i Gomorę, zaś Węgierski kompozytor prezentuje w tym miejscu kapitalny Exodus, Hebrew Leaves Sodom, The Destruction of Sodom.



Gdy Hebrajczycy opuszczają miasto, Rózsa wyprowadza ponure wykonanie tematu z Overture, rozbrzmiewające na tle wibrujących smyczków, stanowiących muzyczną charakterystykę burzy piaskowej, przez którą maszeruje prowadzony przez Lota lud hebrajski. Kiedy Boski gniew spada na miasta, Węgier rozpościera niesamowity, pełen apokaliptycznej grozy utwór, w którym to w finalnej inkarnacji, rozbrzmiewa gigantyczną, posępną mocą temat tytułowy. Potęga Praskiej sekcji dętej oraz frenetycznych dźwięków pełnej orkiestry, jest w tym utworze wprost niesamowita, co więcej, w nowym nagraniu usłyszymy dodatkowo budzące niepokój brzmienie organów kościelnych. Szkice partytury, którymi podczas rekonstrukcji ścieżki dysponował Leigh Phillips, zawierały dodatkowe linie kompozycji, przeznaczone do wykonania przez organy kościelne, które to z nieznanych powodów, nie zostały nagrane podczas sesji w Rzymie. Organy zostały oczywiście zarejestrowane na potrzeby Praskich sesji, co przyniosło niesamowity efekt. Instrument ten co prawda nie wysuwa się na pierwszy plan, lecz swoim brzmieniem tworzy niesamowity, demoniczny akompaniament i tło do orkiestrowej furii, którą intonuje tutaj kompozytor. Fantastyczna, zniewalająca muzyka, idealnie opisująca Boski gniew spadający na Sodomę i Gomorę. Również i następujące po zniszczeniu miast, ostateczne rozwiązanie fabularne, jakim jest zamiana żony Lota w słup soli, to muzycznie najprawdziwszy wulkan emocji. Kompozytor ponownie wprowadza motyw miłosny Lota i Ildith, w przepełnionej niesamowitym bólem i smutkiem aranżacji na sekcję smyczkową z kontrapunktami rogów oraz pobrzmiewającymi w tle organami kościelnymi. Przepiękne wykonanie Praskich Filharmoników wraz z finałową, pełną patosu aranżacją tematu Hebrajczyków na orkiestrę z asystą chóru, doskonale wieńczy biblijną opowieść.



Największą siłą partytury do Sodom and Gomorrah jest kapitalna muzyka akcji. Ilustracje takich sekwencji jak ucieczka niewolników czy ostateczny pojedynek Lota z Astarothem zawierają w sobie wszelkie znaki rozpoznawcze warsztatu Węgra. Gwoździem programu jest jednak gigantyczna sekwencja długiej i widowiskowej bitwy pomiędzy Hebrajczykami i Elamitami, która to zainspirowała Rózsę do stworzenia jednej z absolutnie najlepszych (o ile nie najlepszej) sekwencji batalistycznych w karierze. Sekwencji rozpostartej się na przestrzeni kilku utworów. Wraz z przygotowywaniem się Hebrajczyków do bitwy, Rózsa prezentuje Farewell and March of the Hebrews, Hebrews March into Sodom, gdzie Węgier intonuje drugi z tematów ludu Lota, tym razem zaprezentowany w postaci entuzjastycznego marsza. Następujący później Attack on the Hebrew Camp to wyśmienity pokaz agresywnej, ale przy tym melodyjnej akcji. Gdy kończy się wyczekiwanie do bitwy, świetnie zilustrowane przez niepokojący, nerwowy Decoy, Rózsa puszcza wreszcie wszelkie hamulce i uwalnia fantastyczny, ponad 14 minutowy Battle of the Dam. Muzyczna bitwa jest wprost powalająca i brzmi niczym część potężnej symfonii. Co istotne, zarówno w filmie jak i na płycie zauważymy iż ilustracja całej sekwencji bitewnej jest dość swobodna, przez co nie odczuwamy tu nadmiernej ilustracyjności. Niesamowita żonglerka tematyczna, jakiej na przestrzeni tego długiego utworu dokonuje Węgier, stanowi tutaj swoisty pojedynek, pomiędzy melodią Hebrajczyków a skocznym, komiksowym tematem Elamitów. Utwór zachwyca niesamowitą ilością różnorakich aranżacji, szczególnie na sekcję dętą blaszaną, grającą na tle rytmicznego podkładu perkusyjnego, werbli, talerzy i ekspresowych smyczków. Pomiędzy fantastycznymi wykonaniami tematów przypisanych walczącym stronom, Rózsa wprowadza także dramatyczny, 8 nutowy motyw, który swoją kulminację znajduje w rozwiązaniu sceny, gdy potężne fale topią pokonanych Elamitów. Muzyczny finał bitwy jest wprost niesamowity – Rózsa kontrapunktuje temat „fali” z melodią Elamitów, wykonaną dramatycznie przez sekcję rogów, która to zostaje „pokonana” przez resztę orkiestry cytującą wspomniany wcześniej 8 nutowy motyw. Bitwę wieńczy triumfalne wykonanie marszowego tematu Hebrajczyków, powtórzone także w chóralnej aranżacji w Victory March. Battle of the Dam to prawdziwe mistrzostwo świata, brawurowa, kapitalnie zorkiestrowana, melodyjna akcja od a do z, a wszystko to w znakomitym wykonaniu Czeskich muzyków. Cała muzyczna, około-bitewna sekwencja, trwająca nieco ponad 23 minuty, wprost kładzie na łopatki, zarówno w obrazie jak i poza nim dowodząc kompozycyjnego geniuszu Węgra. Aż trudno uwierzyć że Miklós Rózsa, nawet przy tak słabym filmie potrafił wykrzesać z siebie tak duże pokłady entuzjazmu i inspiracji.


Sodom and Gomorrah to także rozbudowana sekcja typowej dla Węgra muzyki imitującej źródłową, choć należy w tym miejscu rozróżnić nieco te fragmenty. Utwory, takie jak The Gates of Sodom, Palace Dance, Within the Walls of Sodom czy Dance of the Twins, Dance of the Sinners, to quasi-tańce, zaaranżowane na zaledwie kilkuosobowy skład muzyków. Utwory te oparte są o bardzo przyjemne tematy, wykonane przez instrumenty dęte drewniane, gitary akustyczne i harfy, podbite wyraźną, ale też nienachalną perkusją. Z kolei gdy spojrzymy na Children’s Game, The Wedding czy Welcome to Sodom usłyszymy co prawda infantylne, ale jednocześnie sympatyczne melodie, które to Rózsa zaczerpnął ze zbiorów dawnej muzyki Żydowskiej. Instrumentacja oparta jest, podobnie jak wspomniane wcześniej niby-tańce o bardzo mały skład, wzbogacony dodatkowo o specyficznie brzmiący, żeński chór, który to nadaje im ciekawej egzotyki, a także ludowej estetyki. Warto też podkreślić iż całość muzyki źródłowej znakomicie prezentuje się w nowym nagraniu, szczególnie perkusje są bardzo „przestrzenne” a brzmienie jest głębokie i przyjemne.



Także partie chóralne stanowią ciekawy element ilustracji filmu, choć sposób ich wykorzystania nie różni się od brzmień wypracowanych przez kompozytora w jego wcześniejszych partyturach epickich. W przypadku Sodom and Gomorrah, warto zwrócić uwagę na interesujący, oparty o autentyczną Żydowską melodię, śpiewany a capella The Desert, który to towarzyszy Hebrajczykom podczas wędrówki przez pustynię. Na albumie Prometheusa, utwór ten jest zaśpiewany znacznie lepiej aniżeli w nieco mętnej, pozbawionej wyrazu oryginalnej wersji. Podobny utwór to krótki The Prayer, który jednak umyka słuchaczowi. Nie licząc wspomnianych wcześniej kilku chóralnych aranży tematu Hebrajczyków, oraz użyciu kobiecych głosów w muzyce źródłowej, chór zaznacza swoją obecność także w przecudownym Messengers of Jehovah, Lot Freed. Ilustracja sceny, w której aniołowie ukazują się Lotowi i przestrzegają go przed nadciągającą zagładą Sodomy i Gomory, stanowi jedyny utwór w całej partyturze, w którym Rózsa opisuje religijną glorię i zadumę. Węgier wykreował tutaj cudowną kompozycję, opartą o wysokie, wibrujące smyczki, czelestę, wibrafon oraz nucący melodię chór. Rózsa miał znakomite wyczucie do ilustracji tego typu scen i podobnie ze znakomitym efektem poradził sobie w filmie Aldricha. W porównaniu np. do Quo Vadis, element religijny jest jednak w Sodom and Gomorrah ograniczony tylko do tego fragmentu, przez co nie wybija się na tle całości ścieżki – należy jednak pamiętać że jest to utwór znakomity.



Rózsa idealnie wyczuł klimatu filmu, dzięki czemu Sodom and Gomorrah, bezbłędnie spełnia swoją rolę jako ilustracja obrazu filmowego. W przeciwieństwie do np. Quo Vadis, czy El Cida, z których to partytury spotkały się z ostrymi cięciami skomponowanego materiału, tak w przypadku obrazu Aldricha, praca Rózsy rozbrzmiewa praktycznie nietknięta przez cały film, dzięki czemu narracja tematyczna zachowuje wewnętrzną spójność. Muzyki Węgra jest w filmie bardzo dużo, trudno jednak mówić o jakimkolwiek nadużyciu. Partytura jest też zmiksowana bardzo głośno, dzięki czemu nie ginie pod efektami dźwiękowymi, co więcej, nawet w scenie bitwy czy też podczas zagłady Sodomy i Gomory, które to pełne są różnorakich SFX, to dzieło Rózsy jest na pierwszym planie, wzorowo spełniając zadanie ilustracji. Co oczywiste, praca Węgra przewyższa film o kilka klas, a także wydatnie pomaga mu, dodając sporo emocji i dynamiki, czyniąc go zwyczajnie lepszym. Co więcej, w kompletnym, współczesnym nagraniu, Sodom and Gomorrah, jest też znakomitym, autonomicznym słuchowiskiem, zachwycającym również poza filmowymi kadrami. Dzięki melodyjnej charyzmie, szeroko stosowanej palecie tematycznej, oraz możliwie jak największym ograniczeniu typowego underscore, muzyka Węgra, pomimo długiego czasu trwania jest bardzo przystępna i przyjazna odbiorcy, zdecydowanie lżejsza w odsłuchu w stosunku do np. wybitnego Ben-Hura. Pomaga też spore zróżnicowanie materiału, gdzie pośród orkiestrowej akcji i epiki nie brakuje też lżejszych sekwencji, tańców czy liryki, które pozwalają słuchaczowi złapać oddech pomiędzy kolejnymi, potężnymi utworami.



Jedyne co można zarzucić kompozytorowi w przypadku tej ścieżki, to fakt, iż praca ta jest w stosunku do poprzednich jego dzieł koncepcyjnie wtórna i bazuje w całości na wypracowanych wcześniej założeniach dotyczących klasycznej partytury epickiej. Co więcej, wnikliwi badacze Rózsy zauważą także pewne analogie melodyczne pomiędzy niektórymi fragmentami Sodom and Gomorrah a wcześniejszymi dokonaniami Węgra, choć należy zaznaczyć iż nie ma tutaj mowy o przesadnych, bezpośrednich kopiach. Niemniej jednak, w finalnym rozrachunku, nieszczególna oryginalność koncepcyjna muzyki, blednie całkowicie w porównaniu z rozmachem, entuzjazmem i niesamowitym klimatem tej partytury, która już od pierwszych epickich taktów, dobitnie uświadamia nam iż jest kompozycją godną wielkiej, starotestamentowej historii.



Przez dziesięciolecia, muzyka do Sodom and Gomorrah pozostawała niesłusznie niedoceniona i okryta cieniem bliźniaczych prac węgierskiego kompozytora. Na niekorzyść muzyki, z pewnością przyczyniła się nieciekawa sytuacja dotycząca rozczarowujących wydań oryginalnego nagrania oraz fatalny, zapomniany film. Niemniej jednak po wielu latach, gdy na rynku ukazało się nowe, znakomite nagranie czeskich muzyków, zrealizowane dzięki skrupulatnej pracy Leigh Phillipsa oraz zespołu Tadlowa/Prometheusa, dzieło Rózsy lśni wreszcie pełnym blaskiem. Sodom and Gomorrah to znakomita partytura filmowa, słusznie domagająca się należnego jej miejsca pośród największych klasyków Miklósa Rózsy, stanowiąca jednocześnie godne podsumowanie i zamknięcie, najwspanialszego okresu twórczości kompozytora. Polecam gorąco.


Najnowsze recenzje

Komentarze