Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Adam Sławiński

Skok

(2021)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 03-03-2021 r.

Polski rynek soundtrackowy to istny festiwal skrajności. Dożyliśmy dziwnych czasów, kiedy częściej publikuje się kolekcjonerskie wznowienia i rozszerzenia niż nowości związane z rodzimymi produkcjami. Może to i dobrze, bo na palcach u jednej ręki można policzyć projekty kinowe z ostatnich lat, które fascynowałyby na tyle, aby domagać się stosownego soundtracku. Z klasykami jest natomiast odwrotnie. Przez wiele dekad można było tylko pomarzyć o stosach płyt z muzyką Kilara czy Korzyńskiego z początków ich działalności filmowej. Dzisiaj dzięki staraniom pewnej wytwórni systematycznie nadrabiamy te zaległości. I, całe szczęście, z dorobku nie tylko wspomnianych wyżej nazwisk, ale również tych mniej docenianych przez współczesnych, ale niewątpliwie utalentowanych twórców. Dzisiaj słów kilka o jednym z nich. A właściwie o muzyce jaką skomponował na potrzeby pewnego obrazu Kazimierza Kutza.



Muszę przyznać, że kiedy GAD Records opublikowało informację prasową o wydaniu ścieżki dźwiękowej do filmu Skok nie za bardzo wiedziałem z czym będę miał do czynienia. Filmu bowiem nie widziałem, a nazwisko autora ścieżki dźwiękowej, Adama Sławińskiego… cóż, również nie budziło żadnych konkretnych skojarzeń poza kilkoma ikonicznymi tytułami nad którymi pracował w późniejszych latach. W zestawieniu z opublikowanym miesiąc wcześniej krążkiem z muzyką do Czterech pancernych, ta propozycja wydawnicza wydawała się raczej mało urzekająca. Wszystko do momentu kiedy po raz pierwszy zmierzyłem się z rzeczonym krążkiem.



Zanim to jednak nastąpiło postanowiłem sprawdzić o co tyle szumu. Znalezienie zapomnianego już nieco obrazu Kutza nie było łatwe, ale spędzone przy nim półtorej godziny zrekompensowało ten wysiłek. Historia dwóch młodzieńców, którzy dają się uwikłać w relacje z niebezpiecznym człowiekiem mieszającym im w głowach, to nie tyle opowieść o tytułowym rabunku. Bardziej aniżeli na spodziewanej akcji, reżyser koncentruje się na relacjach dwóch mężczyzn, których przyjaźń wystawiana jest na próbę w kluczowym momencie. Świetne kreacje Olbrychskiego i Opani oraz piękne zdjęcia żyjącej własnym rytmem, polskiej wsi, to najważniejsze atuty tej produkcji. Ale nie byłaby ona tak angażująca, gdyby nie element scalający wszystkie te wartości – muzyka.



W dołączonej do wydania książeczce możemy wyczytać, że na początku swojej filmowej kariery Sławiński nie przepadał za jazzem. Sporo się musiało zmienić od tego momentu, bo jazz stał się nieodzownym towarzyszem jego pracy – tak filmowej, jak i na płaszczyźnie muzyki rozrywkowej. W stylistyce jazzowej zamknął również oprawę muzyczną do filmu Skok. Biorąc pod uwagę, że czasy, w jakich powstał ten film dosłownie stały tym nurtem o ludźmi spoglądających z wielką fascynacją na tego typu brzmienia, czy można było spodziewać się czegoś innego? Tym bardziej, że tematyka obyczajowo-kryminalna aż prosiła się o adekwatne rozwiązania. Rytmy perkusyjne i basy – to na nich miała się opierać motoryka ścieżki dźwiękowej, a trąbka (okazjonalnie tylko wymieniana na gitarę elektryczną) odpowiedzialna była za melodykę. Dramaturgicznym zapleczem dosyć skutecznie wiążącym rozrywkowy charakter muzyki z rozterkami głównych bohaterów stała się natomiast skromna, ale zaznaczająca swoją obecność, sekcja smyczkowa. Zwarte w „tańcu” z pojedynczymi instrumentami dętymi drewnianymi stworzyły malowniczy, choć nie zawsze sielankowy pejzaż polskiej wsi: ciężko pracującej, ale i ceniącej sobie dobrą zabawę. Można odnieść wrażenie że półgodzinna oprawa muzyczna jaka powstała na potrzeby filmu Skok to niewiele. A jednak w porównaniu do analogicznych produkcji tamtych lat możemy nawet mówić o pewnej wylewności. Niezbyt przesadnej, ale dającej przestrzeń na nawiązanie nici sympatii między tą skromną, ale jakże urokliwą oprawą muzyczną, a widzem.


Sięgając po album wydany przez GAD Records ta nić sympatii powinna się tylko umocnić. Zgromadzony na krążku niewiele ponad półgodzinny materiał, to kolejny owoc współpracy tej wytwórni z CeTA. Pozyskany z archiwów materiał jest całością nagrań jakie zachowały się z oryginalnych sesji. Nie były to taśmy źródłowe tylko miksy, które trafiły do archiwum na taśmie magnetofonowej, stąd też jakość niektórych utworów – szczególności źródłowych – różni się od siebie. Oczywiście proces remasteringu próbuje niwelować te różnice, choć z różnym skutkiem. I choć pod względem technicznym Skok odcina się od innych perełek wydanych nakładem GAD Records, to jednak warto poświęcić mu kilkadziesiąt minut uwagi.



Przede wszystkim przez wzgląd na świetny temat przewodni, który przewija się przez większość zgromadzonych na płycie utworów. Łatwo wpadająca w ucho, jazzowa melodia mimo wielu podobnych aranżacji nie pozostawia praktycznie żadnej przestrzeni na nudę. Odskoczą od niej jest inna skoczna melodia, Bossa Nova. Na krążku występuje w czterech wariacjach różniących się gównie sposobem wyprowadzania i zakończenia. Jednakże moim ulubionym motywem tej kompozycji jest utwór, który towarzyszył bohaterom podczas otwierającej film sceny na plaży. Sielankowe klimaty i urokliwa paleta „pływających”, dźwiękowych barw, to nie jedyne atuty tej melodii. Dodatkowo idealnie łączy się z melancholijnym motywem morza i podróży statkiem, która jest marzeniem filmowych młodzieńców. Płyta wieńczona jest natomiast trzema bonusami: alternatywnym wykonaniem Bossa Novy oraz dwoma utworami źródłowymi.



Skok to kolejna miła niespodzianka która trafia do miłośnika polskiej muzyki filmowej od GAD Records. Jak widać potencjał melodyczny i wykonawczy nie kończy się tylko na słynnych nazwiskach będących dźwignią marketingową działalności tej wytwórni. Z niecierpliwością czekam więc na kolejne publikacje tego typu, bo jak słusznie zauważają wydawcy, każda, nawet pozornie najmniej znacząca publikacja, to krok w kierunku ocalenia od zapomnienia spuścizny polskiej muzyki filmowej. A że przy okazji można dokonać kilku ciekawych odkryć…


Najnowsze recenzje

Komentarze