Hans Zimmer

Sherlock Holmes: A Game of Shadows (Sherlock Holmes: Gra cieni)

(2011)
Sherlock Holmes: A Game of Shadows (Sherlock Holmes: Gra cieni) - okładka
Paweł Stroiński | 12-02-2012 r.

Sherlock Holmes Guya Ritchiego był filmem bardzo ciekawym i odniósł duży sukces komercyjny. Nie był oczywiście znakomity, chociaż w dużej mierze jego wartość podnosiło (w niektórych momentach) aktorstwo Roberta Downeya, jr., Jude’a Lawa (świetna chemia między Sherlockiem a Watsonem) i Marka Stronga jako czarnego charakteru. Po sukcesie oczywiste było, że powstanie sequel. Tak też się stało i wróciła stara ekipa i obsada. Było także miejsce dla Rachel McAdams w króciutkiej tym razem roli Irene Adler i, w jednej scenie, dla Eddiego Marsana w roli inspektora Lestrade’a. Oczywiście pojawiły się i nowe postaci. Największego wroga Holmesa, profesora Moriarty’ego zagrał Jared Harris (pierwsze plotki mówiły, że rolę tę może zagrać nawet Brad Pitt, który – po Przekręcie – drugi raz współpracowałby z byłym mężem Madonny), Stephen Fry wystąpił jako Mycroft Holmes, brat słynnego detektywa, a w roli Cyganki Madam Simzy pojawiła się rozchwytywana po szwedzkich adaptacjach trylogii Millennium Noomi Rapace (w tym roku zagra jedną z głównych ról w horrorze Ridleya Scotta, Prometheus).

Do ekipy tworzącej nowy film w serii powrócił także kompozytor Hans Zimmer. Pierwszy Sherlock Holmes skończył się dla niego nominacją do Oscara. Zimmer dostał pracę nad pierwszym filmem po tym, jak temp-trackiem do niego była muzyka z Mrocznego rycerza. W przypadku drugiego powrót był sprawą oczywistą, a kompozytor zaangażował dokładnie tę samą grupę współpracowników i nawet tę samą orkiestrę. Nagrania, zgodnie z preferencją twórcy, odbyły się w AIR Studios. Współproducentem ścieżki i jednym z głównych dodatkowych kompozytorów po raz kolejny był Lorne Balfe, który dokładnie taką samą rolę pełnił przy pierwszej części. Podobnie jak w przypadku pierwszej odsłony (i Incepcji), album wydało Watertower Music.

Zanim przejdę do płyty, zacznę od osobistej uwagi. Możliwość uczestnictwa w sesji nagraniowej właśnie tej ścieżki należy do moich ulubionych doświadczeń nie tylko dlatego, że udało mi się spotkać osobiście Hansa Zimmera, który – i tę uwagę też muszę poczynić zwłaszcza w przypadku tej ścieżki, co oczywiście może wpłynąć na waszą ocenę zarówno niniejszego tekstu, jak i zawartych pod nim ocen – jest (większość czytelników strony i użytkowników naszego forum doskonale o tym wie) moim ulubionym kompozytorem, ale także dlatego, że dane mi było usłyszeć pracę profesjonalistów nad muzyką do dużego hollywoodzkiego projektu. By nie zagracać tekstu porównaniami, już na wstępie powiem, że to, co słyszałem na nagraniach (a pokrywa się to z dwoma utworami na albumie, a nawet trzema) brzmiało dużo lepiej niż ostateczny wybrany przez kompozytora miks. Przejdźmy jednak do oceny samej muzyki.

Płytę można podzielić na cztery części, z czego pierwsza jest najciekawsza. Wprowadza nas do niej oparte na temacie głównym serii króciutkie I See Everything. Składająca się z trzech utworów suita Shadows jest pierwszym materiałem, jaki Hans Zimmer napisał do projektu. Zawiera on główny temat nowego filmu, czyli ten napisany dla profesora Moriarty’ego. Krótka mroczna melodia w filmie wykorzystywana jest za każdym razem, kiedy Moriarty jest – wprost lub nie wprost – wspomniany. Najlepszym utworem tej suity jest jednak Tick Tock. Zimmer stwierdził, że podzielił suitę na trzy części, co by go nie posądzali o zbyt długie utwory. Muzyka oparta jest głównie o orkiestrę smyczkową (do niej kompozytor dołożył w swoim zwyczaju brutalne, tym razem niestety zbyt brutalne, dęte blaszane), w której wykorzystał tylko kontrabasy i wiolonczele (skrzypce były tylko solowe). Najciekawszy fragment pojawia się około trzeciej minuty i chodzi o nowy temat na smyczki, zainspirowany w dużej mierze rytmem jadącego pociągu (jedna z najlepszych scen filmu to scena akcji odbywająca się w pociągu właśnie). Tak brzmi w filmie muzyka akcji i nie tylko ona. Duża część budującego napięcie underscore’u jest oparta o ten sam koncept. Nie jest to oczywiście wyjątkowo oryginalny materiał. Sama melodia bardzo podobna jest do tematu Davy Jonesa z serii Piraci z Karaibów, a potem pojawia się dość duża kopia z Batmanów Christophera Nolana. Mroczny materiał odsyła także przynajmniej częściowo do takich ścieżek jak Hannibal czy Kod da Vinci, jest on jednak na dużo niższym poziomie. Nie znaczy to, że nie da się o nim powiedzieć nic pozytywnego. Szybkie smyczki wypadają naprawdę dobrze i ekscytująco, chociaż niestety trzeba od razu powiedzieć, że blacha niszczy całą atmosferę. Tym razem Zimmer przesadził z brutalnością sekcji blaszanej (co najlepiej chyba słychać w końcówce Chess). To jest właśnie suita, którą potem do filmu dostosował sam Zimmer (z sesji, i nie tylko, wiem, że za muzykę ze sceny „pociągowej” odpowiada on sam), a także Lorne Balfe i, najprawdopodobniej, Dominic Lewis. Chess zawiera świetne partie na kotły w pierwszej połowie, ale niestety i tutaj wkradła się kopia, tym razem padło na Helikopter w ogniu. Suita, jakkolwiek niedoskonała, jest najlepszym, co album z Sherlocka Holmesa 2 ma do zaoferowania. Zimmer obiecywał w wywiadach, a także mi osobiście, że starego tematu używa rzadko, a cała ścieżka będzie oparta na temacie Moriarty’ego. W filmie tak właśnie jest. Elementy starego tematu (tak, opartego w dużej mierze o twórczość Ennio Morricone) pojawiają się dość rzadko. Na albumie jest jednak inaczej.

Druga część albumu z muzyką do Sherlocka Holmesa 2 jest chyba najbardziej kontrowersyjna. Zimmer, który kilkakrotnie skarżył się na proces twórczy przy czwartych Piratach z Karaibów, jak tylko rozpoczął pracę nad drugą częścią przygód słynnego detektywa, zadzwonił do Guya Ritchiego i powiedział mu: „Jedziemy. Gdziekolwiek.” Tym razem padło na Wiedeń, gdzie nagrał blaszaną orkiestrę, i na Słowację, gdzie nagrał (zupełnie za darmo!) miejscowe zespoły cygańskie. Kompozytor tłumaczył, że zrobił to z powodów humanitarnych. Faktem jest, że w ostatnich paru latach kompozytor wraz ze swoim skrzypkiem Aleksiejem Igudesmanem skomponował muzykę do charytatywnego dokumentu o udziale Cyganów w kulturze światowej. Następnych kilka utworów, z których w filmie znalazło się tylko Romanian Wind, to utwory właśnie z tego kręgu kulturowego i są to adaptacje głównych tematów poprzedniej ścieżki. Nie można powiedzieć na ich temat nic złego, są nawet lepiej nagrane niż reszta ścieżki, ale nie można powiedzieć też nic dobrego. Na dłuższą metę są one bardzo męczące i na albumie zupełnie niepotrzebne, chociaż trzeba chyba docenić, że przynajmniej część zysków z albumu przekazywana jest właśnie tej grupie Romów, która nagrywała muzykę Zimmera za darmo. Niestety materiał ten jest zupełnie niepotrzebny i męczący, i po prostu psuje i tak niedoskonale brzmiący album. Godne największej możliwej krytyki są kończące He’s All Me Me Me dialogi ze studia nagraniowego, gdzie możemy usłyszeć Zimmera i skrzypka Igudesmana.

Tę część albumu kończy The Mycroft Suite, bezbolesny i całkiem przyjemny utwór na fagot. Trzecia część albumu to natomiast ważne dla filmu utwory, które nie zostały w dużej albo żadnej mierze skomponowane przez Zimmera albo jego ludzi. To the Opera! to adaptacja opery Mozarta Don Giovanni. Kompozytor umie miksować własną twórczość z innymi dziełami, co udowodnił już swoimi przeróbkami piosenki Edith Piaf w Incepcji. Przed sesją nagraniową Niemiec chwalił się nagrywającemu partyturę Geoffowi Fosterowi, że „zniszczył” Don Giovanniego. Dodatki Hansa mogą zniesmaczyć purystów, ale trzeba powiedzieć, że w filmie te przeróbki wypadają znakomicie i chyba jest to najlepiej brzmiący fragment w filmie. Nie jest to zasługa samego arcydzieła austriackiego geniusza, dodatki Zimmera czyniące ten utwór jednak muzyką ilustracyjną, są znakomite i biorą udział w budowaniu napięcia w tej bardzo ważnej dla samej fabuły sceny. Obok tego mamy znakomity utwór Ennio Morricone, temat główny z Two Mules for Sister Sara. Niestety tutaj trzeba powiedzieć, że jest to najgorzej zilustrowany fragment filmu. Nie dlatego, że sama muzyka Morricone jest zła, ale dlatego, że ktokolwiek pociął ten utwór w kontekście powinien zostać zwolniony. Drugi, wolniejszy temat słynnego Włocha, został ucięty w połowie, przez co wszystko brzmi zupełnie niespójnie. Wypada to po prostu fatalnie ale nie zdziwiłbym się, gdyby na jego wykorzystanie nie wpadł sam Hans Zimmer. Die Forelle, czyli „Pstrąg”, to także dla filmu ważna pieśń autorstwa Franza Schuberta. Utwór ten też został przez niemieckiego kompozytora przerobiony, przez co traci wiele swojego uroku. W filmie wypada jednak zupełnie nieźle. Nie ma w tym żadnej przypadkowości. Lepiej by było jednak, gdyby twórca Gladiatora zostawił na albumie oryginał w spokoju. Brutalna przeróbka zupełnie niszczy utwór, którego niestety nie da się słuchać.

Czwarta część to powrót do partytury „w stanie czystym”. Zu Viele Fuechse fuer Euch Haensel to utwór akcji, który także dane było mi słyszeć na nagraniach. W filmie wypada on zupełnie nieźle, partie na trąbkę są tutaj dość ciekawe, choć nie są to najciekawsze rzeczy, które to zaoferowania miałby Hans Zimmer albo Lorne Balfe, który ten utwór aranżował. Przy tej okazji trzeba powiedzieć, że album jest (wyjątkowe w kontekście preferencji montażowych kompozytora) ułożony raczej chronologicznie. Z tej części płyty najbardziej godnym polecenia utworem jest całkiem ładne fortepianowe Memories of Sherlock przechodzące bezpośrednio w The End? oparte o główny temat. Ilustracja napisów końcowych jest po prostu „epicką” aranżacją tematu z pierwszego filmu i wiele się nie różni od drugiej połowy Discombobulate z pierwszej części. Znak zapytania w tytule utworu jest ważny nie tylko w kontekście, ale i na albumie – płytę kończy bowiem fatalny remiks „Antoniusa”. Jeszcze bardziej komplikuje to słuchalność i tak już problematycznego albumu.

Na koniec pewna uwaga natury psychologicznej. Nie chcę w żaden sposób próbować tłumaczyć kompozytora z jego nieudanej ścieżki, ale pewna interpretacja tego, co się stało aż się ciśnie i pokrywa się zresztą z opiniami pewnych zachodnich recenzentów. Hans Zimmer chciał się po prostu dobrze bawić. Po tym, jak trudno pracowało mu się nad nowym materiałem (którego nie chcieli producenci) do czwartych Piratów, drugim Sherlockiem Holmesem zrobił sobie po prostu rodzaj wakacji. Wybrał się na wyprawę (z córką, która robiła zdjęcia) na Słowację i do Wiednia, by nagrać Romów, duża część ścieżki powstała w zupełnie innym niż zwykle środowisku (pisał ją w studiu postprodukcyjnym w Londynie). Przy tym gdzieś zanikła potrzeba napisania naprawdę dobrej muzyki. Nie mówię, że kompozytor w jakiś sposób zaniedbał ten projekt. Bynajmniej. Niczemu nie pomaga fakt, że w tym roku po prostu nie jest w formie. Trudno jednak uniknąć myśli, że zamiast na jakości muzyki, skoncentrował się on przede wszystkim na dobrej atmosferze pracy twórczej. Bawił się fajnie, ale wyszło po prostu źle i to jest smutny fakt. Hans Zimmer to dobry kompozytor, ale w zeszłym roku najwyraźniej dostał strzałę w kolano.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.