Isaac Hayes

Shaft 2

(1971)
Shaft 2 - okładka
Dominik Chomiczewski | 30-04-2016 r.

Blaxploitation to powstały na przełomie lat 60. i 70. gatunek, w którym główną rolę odgrywali murzyni, przez co jego adresatami było w założeniu afroamerykańskie audytorium. Za jeden z pierwszych tego rodzaju filmów uznaje się nakręcony przez Normana Jewisona w 1967 roku obraz W upalną noc z Sidney’em Poitier w roli głównej. Niemniej dopiero w przypadku cztery lata późniejszego Shafta możemy mówić o faktycznym sukcesie artystycznym i komercyjnym produkcji spod znaku blaxplaitation. Co ważne, dziełu Gordona Parksa udało się przełamać bariery etniczne i dotrzeć także do białej widowni. Z czasem film ten zyskał status kultowego, a także doczekał się kilku sequeli.

Jego tytuł pochodzi od nazwiska pierwszoplanowego bohatera, Johna Shafta. Jest on twardym i bezkompromisowym detektywem, który zajmuje się rozpracowywaniem kartelu narkotykowego z nowojorskiego Harlemu. Pewnego dnia zostaje porwana córka szefa tej mafii, Bumby’ego Jonasa. W obliczu tej sytuacji, gangster prosi Shafta o wszczęcie prywatnego śledztwa w sprawie zniknięcia jego dziecka. Poszlaki prowadzą do tzw. „białej mafii”, która planuje przejąć władzę w dzielnicy.

Jednym z najważniejszych elementów Shafta okazała się ścieżka dźwiękowa stworzona przez czarnoskórego Isaaca Hayesa, który ówcześnie zyskiwał co raz większą popularność jako muzyk soulowy. Debiutancki album wydał w 1968 roku, a do czasu premiery obrazu Parksa jego dyskografia poszerzyła się o kolejne trzy krążki studyjne, z których wiele stało się znaczącymi pozycjami w tym gatunku. Co ciekawe, Hayes zgodził się napisać muzykę do Shafta tylko dlatego, że producent filmu, Joel Freeman, obiecał mu główną rolę. Ostatecznie angaż ten otrzymał jednak Richard Roundtree. Koniec końców, występ aktorski Hayesa ograniczył się jedynie do niewielkiego cameo, lecz on sam nie zrezygnował z posady autora muzycznej ilustracji. Gdy film był na etapie postprodukcji, Parks wysłał mu kilka wczesnych wersji niektórych scen, na podstawie których Amerykanin skomponował trzy utwory – Soulsville, Do Your Thing i Theme from Shaft . Producenci byli na tyle zadowoleni z tego, co usłyszeli, że nie wyobrażano sobie nikogo innego na jego miejscu. I tak też Hayes spędził następne dwa miesiące pisząc resztę utworów. Efektom pracy możemy się przyjrzeć dzięki soundtrackowi wydanemu przez wytwórnię Stax Records.

Rozpoczyna się on od słynnego już Theme from Shaft, świetnie podłożonego pod napisy początkowe, w czasie których oglądamy Johna Shafta przemierzającego ulice Nowego Jorku w swoim gustownym, brązowym płaszczu (określenie „cool” pasuje jak ulał do tej sekwencji). Jest to zdecydowanie najbardziej znana kompozycja w karierze Hayesa, która przyniosła mu nie tylko sławę, ale i wiele nagród, w tym Oscara za najlepszą piosenkę. Co prawda partie wokalne nie stanowią tutaj większego odsetka utworu (usłyszymy tu także sporo instrumentalnego grania z pogranicza soula i wczesnego disco), niemniej to właśnie one są jego sercem. Charakterystyczny głos Hayesa, kobiecy chórek i fajny kolaż smyczków i sekcji dętej tworzą razem absolutny highlight tego albumu. Warto adnotować, że swój wkład w jego powstanie miał także sam Parks, który chciał, aby za pomocą tego kawałka Amerykanin przybliżył postać Shafta widowni. Opisał go nawet dokładnie tymi samymi słowami, które następnie kompozytor wykorzystał jako tekst w swojej piosence.

No dobrze, a jak prezentuje się reszta materiału zamieszczonego na płycie? Ponieważ każda ze ścieżek prezentuje inną koncepcję muzyczną (wyjątkiem jest końcowe Shaft – End Theme, powtarzające temat główny), nie będę rozwodził się nad każdą z nich z osobna. Podejdźmy zatem do problemu nieco generalizując. Muzyka Hayesa, zarówno ta wolniejsza, jak i nieco szybsza, czerpie w głównej mierze z takich nurtów, jak soul oraz funky, co nie powinno dziwić, patrząc przez pryzmat twórczości tego artysty. Mamy tu zatem sporo bigbandowych, zakorzenionych w jazzie utworów (mniej lub bardziej angażujących słuchacza), w których znajdziemy wiele partii improwizowanych. Obranie takiego kierunku ma swoje znaczenie w charakterze i wymowie kina blaxplotaition. Genezy tych gatunków należałoby bowiem szukać w środowisku Afroamerykanów.

Poza Theme from Shaft, na potrzeby filmu Hayes napisał jeszcze dwa inne utwory wokalne. Pierwszym z nich jest relaksujący, choć niezbyt wymyślny Soulsville, w którym ponownie usłyszymy głos kompozytora. Drugi to z kolei prawie 20-minutowy moloch Do Your Thing, który trochę niepotrzebnie rozciąga album do przesadnych rozmiarów. Warto przyjrzeć się natomiast motywowi miłosnemu, Ellie’s Love Theme, w którym wiodącą rolę odgrywa subtelny wibrafon. Skądinąd instrument ten spopularyzował w jazzie inny, czarnoskóry kompozytor, Lionel Hampton.

Wszystkie kompozycje zamieszczone na płycie cechuje zerowa ilustracyjność, a zatem do filmu trafiły głównie ich fragmenty (mimo to score daje o sobie często znać). Rozbieżności pomiędzy materiałem albumowym, a tym, co usłyszymy podczas seansu, odnajdziemy również w aranżacjach poszczególnych tracków. Skąd takowe różnice? Wynika to z tego, że właściwą ilustrację obrazu Parksa Hayes nagrywał w studio MGM. Ponieważ nie był on w pełni zadowolony z jakości dźwięku zarejestrowanej muzyki, na potrzeby soundtracku dokonał jej rerecordingu, tym razem w Stax Studios. Owe odmienności widać chociażby w Theme from Shaft, który brzmi na krążku znacznie pełniej pod względem brzmieniowym w porównaniu z jego ekranową wersją.

Bardzo istotnym aspektem tej pracy jest to, że powszechnie podkreślany jest jej wpływ na tzw. „black music” lat 70. Z drugiej strony, album ten zapada w pamięć przede wszystkim dzięki kultowemu utworowi otwierającemu. Reszta materiału zawartego na recenzowanym wydaniu to po prostu porcja solidnego i odprężającego grania w sam raz dla fanów soulu, R&B i funky. Nie jestem jednak przekonany, czy Hayes zdoła przekonać do swojej muzyki odbiorców nie gustujących w tych gatunkach. Tym bardziej, że soundtrack jest przydługawy, przez co po pewnym czasie można odczuć znużenie prezentowanymi kompozycjami. Niemniej jednak warto znać ten score. Posiada on swój klimat i charakter, a do tego stanowi interesującą pozycję nie tylko dla zagorzałych miłośników filmówki.

Inne recenzje z serii:

  • Shaft (2000)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze

    Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.