Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Dario Marianelli

Secret Garden, the [2020] (Tajemniczy ogród)

(2020)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 25-10-2020 r.

W Hollywood panuje przekonanie, że w obecnych czasach wszystko można zrobić lepiej. Bo nieograniczone możliwości techniczne, bo większy budżet… Ile wyśmienitych klasyków w ten sposób zmarnowano trudno policzyć. I kiedy świat obiegła informacja, że oto próbie czasu poddany zostanie inny klasyk literacko-filmowy, Tajemniczy ogród (The Secret Garden), trudno było doszukiwać się przesadnego entuzjazmu. Wskażcie mi kogokolwiek, kto przynajmniej raz w życiu nie rozsmakował się w fenomenalnej adaptacji dokonanej w 1993 roku przez Agnieszkę Holland? Dzieło niemalże idealne pod każdym względem musiało jednak zmierzyć się z nową wizją przedstawioną przez decydentów studia Heyday Films. Prace rozpoczęte jeszcze w roku 2016 ostatecznie udało się sfinalizować dwa lata później, ale i tak na premierę musieliśmy czekać kolejne lata. Kiedy jednak szalejąca na świecie pandemia oddalała perspektywę kinowego pochodu, zdecydowano się na cyfrową dystrybucję (w Polsce udało się jeszcze zorganizować premierę kinową). Jak zatem wypadła najnowsza adaptacja dzieła Frances Burnett?

Przesadą byłoby stwierdzenie, że słabo. Stojący za kamerą Marc Munden po prostu wziął na warsztat główny motyw powieści i przekształcił go w moralizującą opowieść o miłości, przywiązaniu i godzeniu się ze stratą bliskich. Okrasił to wszystko szczyptą fantasy, ściśle identyfikującą się tytułowym ogrodem. Odrobina magii jaką próbują tu przemycić twórcy z jednej strony stręczyć może dziecinną naiwnością i pójściem na skróty w rozwiązywaniu niektórych wątków. Z drugiej natomiast dała sposobność do wykazania się sferze wizualnej, która w najnowszej odsłonie Tajemniczego ogrodu stoi na bardzo wysokim poziomie. Cóż, można odnieść wrażenie, że film Agnieszki Holland, mimo braku komputerowych animacji, radził sobie w tematyce „magii kina” o wiele lepiej.

Jednym z kluczowych pytań, jakie rodziło się po ogłoszeniu realizacji nowej odsłony Tajemniczego ogrodu, była kwestia obsadzenia stanowiska kompozytorskiego. Z filmem Holland od lat bowiem nieodzownie kojarzyła się wyśmienita ścieżka dźwiękowa stworzona przez polskiego kompozytora, Zbigniewa Preisnera. Przejęcie projektu przez inny podmiot produkcyjny w żadnym wypadku nie zwiastowało, że nasz rodak zaangażowany zostanie do stworzenia oprawy muzycznej. Wybór padł na kompozytora, który wśród współczesnych, hollywoodzkich rezydentów chyba najlepiej predysponowany był do tego typu projektów. Dario Marianelli, jak mało który twórca, doskonale radzi sobie bowiem z kinem kostiumowym i szeroko pojętym dramatem. Mało tego. Wielokrotnie brał już na warsztat literackie adaptacje skorelowane z czasami w których rozgrywa się akcja Tajemniczego ogrodu. Pod tym względem film Mundena nie stanowił większego wyzwania. Inną sprawą były ewentualne nawiązania do poprzednich adaptacji, w tym do ścieżki dźwiękowej Preisnera. Ale skoro film sam w sobie odcinał się od tej spuścizny, to i na płaszczyźnie muzycznej nie ciążyły żadne tego typu oczekiwania. Kiedy jednak przysłuchamy się efektom końcowym, można odnieść wrażenie, że Dario Marianelli w śladowym przynajmniej stopniu inspirował się muzyką Polaka. Jeżeli nie z własnej inicjatywy, to na pewno przez wzgląd na dołączony do roboczego montażu temp track. Gdzie te zbieżności można wychwycić?

W sferze najbardziej przewidywalnej dla naszego kręgu kulturowego, czyli indyjskiej quasi-etnice. Preisner nie poświęcał jej zbyt dużo czasu, bo i film Holland nie rozdrabniał się zbytnio nad okolicznościami, w jakich Marry zostaje sierotą. Dario Marianelli z podobnym wyczuciem stawia przed nami delikatnie zarysowaną, ujmującą melodię wykonywaną na fortepianie z akompaniującymi mu instrumentami strunowymi. Melancholijny temat snujący się po pierwszych kartach partytury z każdą kolejną minutą zyskuje nowego blasku, kiedy do palety wykonawczej zaangażowane zostają bardziej tradycyjne instrumenty. Kiedy akcja przenosi się do brytyjskiej posiadłości, inicjatywę przejmują smyczki i dęte drewniane, choć i tutaj odczuć można nutkę przywiązania do wschodniej etniki. Nie bez powodu zresztą. Film obfituje w liczne sceny retrospekcji i wstawki ukazujące matkę młodej dziewczyny – właśnie w egzotycznej scenerii. Paradoksalnie nie jest to zbyt optymistyczne granie, bo i wymowa obrazu perfekcyjnie splata się z szarzyzną zdewastowanej posiadłości w której rozgrywa się akcja. Dopiero kiedy dziewczynka odkrywa tytułowy ogród i przekonuje się o jego wyjątkowych właściwościach, w muzykę wstępuje duch optymizmu. Początkowo nieśmiało – od kolejnych wynurzeń na harfy i inne instrumenty strunowe stojące na straży magii opisywanego miejsca. Dopiero później w ruch idzie całe bogactwo orkiestrowego brzmienia. Serwowany przez Marianelliego, radosny ton, nierzadko ociera się o sielankę, choć nie tak wyraźną i sugestywną, jak w przypadku kompozycji Preisnera. Dario Marianelli po prostu rozprawia się z tym zagadnieniem w iście hollywoodzki sposób. Z jednej strony oddala to tworzoną przez niego partyturę od muzyki Polaka. Z drugiej natomiast, posługiwanie się bardziej uniwersalnym, współczesnym językiem kreowania narracji muzycznej, otwiera ową partyturę na szersze spektrum odbiorców. Te różnice dają o sobie znać szczególnie mocno w końcowej sekwencji widowiska, zdobionej bardzo dramatyczną ilustracją pożaru posiadłości. Zwieńczenie tej sekwencji tematem przewodnim głównej bohaterki spina klamrą całkiem sympatyczną, moim zdaniem, oprawę muzyczną. Natomiast dopowiedzeniem tego wszystkiego jest piosenka w wykonaniu Aurory, która towarzyszy napisom końcowym tego filmu.

Trzeba przyznać, że całość oprawy muzycznej prezentuje się całkiem okazale – tak pod względem funkcjonalnym, jak i potencjalnej atrakcyjności dla mierzącego się z obrazem odbiorcy. Ścieżka dźwiękowa dosyć szczelnie wypełnia obraz, ale nie ociera się przy tym o przesadną ekspansywność. Wyważona na miarę dramaturgicznych i emocjonalnych potrzeb dzieła Mundena będzie z pewnością wabikiem dla ciekawskich uszów miłośników muzyki filmowej. „ I słusznie, bo opublikowany nakładem wytwórni Decca, niespełna godzinny soundtrack gwarantuje przyjemny odsłuch, podczas którego nie sposób o większą nudę. Podporządkowany filmowej chronologii absolutnie nie traci na powolnym przeprowadzaniu słuchacza przez koleje losów młodej Mary. Zupełnie jak w przypadku soundtracku z muzyką Preisner, każda kolejna sekwencja jest okazją do progresji w zakresie narzuconych wcześniej pomysłów tematycznych i stylistycznych. Wiadomym punktem zwrotnym, a zarazem sercem całej kompozycji, jest fragment odnalezienia ogrodu przez młodą dziewczynę. W przełożeniu na doświadczenie odsłuchowe soundtracku jest to furtka otwierająca przed odbiorcą polichromatyczną, świetnie rozpisaną i najbardziej angażującą uwagę, cząstkę muzyczną. Aczkolwiek nie na tyle wybitną, aby zasłyszane utwory zaliczać w poczet najbardziej wartościowych, jakie wyszły spod ręki Dario Marianelliego. Jest to po prostu muzyka uszyta na miarę filmu, który zdobi.

I nie wiadomo do końca, czy fakt ten można poczytać jako sukces, czy też porażkę kompozytora. Pewnym jest bowiem, że o filmie z 2020 roku dosyć szybko zapomnimy. A wraz z medialnym kurzem opadnie również zainteresowanie dziełem Marianelliego. Kompozytora, który po kilku latach szukania jakiegoś dogodnego projektu, w końcu trafił na inspirujący obraz. Dorzucając do tego równie sympatyczną co intrygującą ilustrację do współczesnej wersji Pinokia, można zaryzykować stwierdzenie, że w branży nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jakkolwiek głośno by nie przemawiał, śmiem wątpić, aby głos ten przebił się na kartach historii gatunku ponad doniosłość pracy, jaką Zbigniew Preisner wykonał blisko trzy dekady temu na poczet poprzedniej ekranizacji Tajemniczego ogrodu. Ale o tym przekonamy się dopiero za kilka lat…

Inne recenzje z serii:

  • The Secret Garden (1993)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze