Torin Borrowdale

Run

(2020)
Run - okładka
Tomek Goska | 09-12-2020 r.

Aneesh Chaganty, twórca filmu, który w roku 2018 roku przykuł moją uwagę nietuzinkowym sposobem realizacji Searching powraca z nowym projektem. Tym razem bez technicznego majstersztyku i z historią na tyle prostą, aby dotrzeć do statystycznego miłośnika kina grozy. Mowa o filmie Run, który początkowo miał zadebiutować na dużych ekranach w maju 2020 roku. Pandemiczne ograniczenia najpierw przesunęły premierę o kilka miesięcy, a w ostateczności przeniosły ją na platformę Hulu, która udostępniła obraz swoim subskrybentom w listopadzie tego roku. I mimo niezbyt angażującej fabuły, trzeba przyznać, że jako całość prezentuje się nieźle. Opowiada o schorowanej nastolatce, która odkrywa przerażającą prawdę o swojej matce. Cóż to za prawda? Właściwie dowiadujemy się tego już na początku seansu, co nie przeszkadza w podziwianiu, jak to wszystko zmierza do kulminacji. Niewątpliwym atutem tej produkcji jest na pewno gra aktorska, choć osobiście wyżej ceniłbym sobie jeszcze inny element Run: muzykę.



O stworzenie ścieżki dźwiękowej poproszony został Torin Borrowdale, z którym Chaganty współpracował nad wspomnianym wcześniej Searching. I choć opowiadana za pomocą cyberprzestrzeni historia zaginionej nastolatki pozwalała kompozytorowi na kreatywne łączenie ze sobą elektroniki z orkiestrą, to w przypadku Run postanowiono odejść od tego typu hybryd. Myślą przewodnią jaka przyświecała twórcom, było stworzenie klasycznej w brzmieniu partytury nawiązującej stylistycznie i w sposobie gospodarowania treścią do twórczości wielkiego prekursora gatunkowej grozy w muzyce filmowej – Bernarda Herrmanna. Cóż, przysłuchując się temu, co wybrzmiało w filmie, nie można napisać, że Borrowdale w stu procentach zrealizował te założenia. O ile bowiem element grozy dosyć sprawnie porusza się pomiędzy smyczkową maestrią Herrmanna, a współczesnymi standardami aranżacyjnymi, to jednak pozostałe elementy ocierają się już o bardziej mainstreamowe rozwiązania. I tutaj idealnym przykładem jest motyw rodzinny „przylepiany” do scen, gdzie Chloe, mimo trudności związanych z licznymi chorobami, stara się w miarę normalnie funkcjonować. Dosyć lekka, fortepianowa melodia wsparta subtelnymi, orkiestrowymi aranżami oraz równie delikatną w brzmieniu elektroniką zdecydowanie odcina się od budzącego grozę tonu, jaki zapanuje w dalszej części partytury. Zwiastunem tego typu grania jest smyczkowe tremolo, które „falowo” pojawia się i znika w trakcie prezentacji rzeczonego motywu. I kto miał okazję przesłuchać wcześniej Searching czy chociażby oprawę muzyczną do serialowego Locke & Key, ten doskonale skojarzy stosowane przez kompozytora zabiegi z niezwykłą dbałością o należyte wykorzystanie przestrzeni w miksie.


Ten swoisty status quo zaburzają sceny grozy, które wymagają większego zaangażowania instrumentów dętych i sekcji perkusyjnej. Ale i w tych okolicznościach Borrowdale stara się ograniczać je do niezbędnego minimum, popisując się przy tym kunsztem w kreatywnym gospodarowaniem wszelkiego rodzaju instrumentarium smyczkowym. Nie wiem czy wśród współczesnych kompozytorów jest poza Christopherem Youngiem i hiszpańskimi „wyjadaczami” gatunku osoby które zrobiłyby to lepiej. Muzyczna groza opiera się tutaj nie tyle na okazjonalnym częstowaniu odbiorcy efektem „jump scare”, co na umiejętnym budowaniu odpowiedniego nastroju. I jest to sztuką w przypadku ścieżki dźwiękowej, która stara się wypełniać jak najmniejsze przestrzenie filmowe. Czasami nawet kilkudziesięciosekundowe wstawki potrafią zrobić więcej aniżeli rozciągane na całą długość sceny, monstrualne kawałki. Efekt jest wiec satysfakcjonujący i obiecujący dla miłośnika mierzenia się z tego typu graniem w domowym zaciszu.



A z tym nie będzie większego problemu, bo wraz z premierą filmu na rynku ukazał się również album soundtrackowy, na którym znajdziemy większość skomponowanej na potrzeby filmu muzyki. W przypadku niespełna 45-minutowego doświadczenia, chyba sami przyznacie, że jest to wyjątkowo skromna pod względem ilościowym praca. Czy równie skromna w treści? Tutaj można dzielić włos na czworo, bo o ile tematyka rodzinna rozmija się z większa kreatywnością, to już elementy grozy będzie tym czynnikiem, który ma prawo fascynować entuzjastów gatunkowej grozy. Rzecz jasna największe atrakcje pod tym względem czekać nas będą w końcowej części soundtracku, gdzie eksponowane są ilustracje z finałowej konfrontacji, ale docenić należy skrzętne budowanie napięcia – sposób w jaki album przeprowadza widza od niepozornych, usypiających wręcz fragmentów do obłędnego wręcz, orkiestrowego grania. Bardzo uwspółcześnione w dynamice oraz sposobie aranżu, przez co nie zawsze ma po drodze z istotą twórczości Hermanna, ale w ocenie całości ma to niewielkie znaczenie. Bardziej klarowne mogą się wydawać małe smaczki serwowane nie tylko w samej muzyce, co prozaicznych detalach, jak chociażby w nazewnictwie utworów ograniczającego się do pojedynczych wyrazów.



Patrząc na kolejne angaże spływające na biurko Torina Borrowdale, można przypuszczać, że na dłużej zagości on w gatunkowej grozie. I dobrze, bo efekt podejmowanych przez niego starań jest satysfakcjonujący zarówno pod kątem filmowej funkcjonalności, jak i upodobań miłośników horrorowych ścieżek dźwiękowych. W każdym razie Run jest przykładem takiej pracy, do której po prostu chce się wracać. Nie dla tematycznego piękna, ale ogólnego klimatu i sposobu, w jaki kompozytor rozprawia się z dosyć skąpym instrumentarium.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.