Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Revolver (Rewolwer)

(1973/2000)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 31-08-2008 r.

Kryminały czy filmy gangsterskie to podobnie jak spaghetti-westerny, giallo, czy filmy dewocyjne dość popularne pozycje w filmografii Ennio Morricone. Nic dziwnego, że na przestrzeni blisko pół wieku swojej kariery Morricone zdołał w tym gatunku wykształtować specyficzny, niepodrabialny styl, który rozwija i eksploatuje chyba po dziś dzień. O ile zmieniać mogła się nieco stylistyka liryki i tematów, które odeszły od charakterystycznych zwłaszcza dla lat 70-ych smyczków wspomaganych popowym, perkusyjnym podkładem (jak w słynnym utworze Chi Mai), o tyle w muzyce akcji i suspensu Włoch jest nadzwyczaj konsekwentny i konserwatywny. Czasem można by wręcz pokusić się o stwierdzenie, że nachalnie sięga po pewne koncepty wypracowane kilkanaście-kilkadziesiąt lat wcześniej, w takich kompozycjach, jak na przykład recenzowany tu Revolver – pochodzący z 1973 r. Ten włosko-niemiecko-francuski kryminał zapewne nie był pierwszym filmem, w którym Morricone rozpoczął budowę swojej muzyki sensacyjnej, jednak zlokalizowanie faktycznych początków, przy tak wielkiej liczbie partytur kompozytora na przełomie szóstej i siódmej dekady XX wieku wydaje się praktycznie niemożliwe. W każdym bądź razie można śmiało przyjąć, że choć większość rozwiązań, jakie usłyszymy na tym albumie z dzisiejszej perspektywy mogą wydawać się strasznie wyeksploatowane, to jednak wtedy była to rzecz świeża i całkiem oryginalna.

Dlaczego tak na to zwracam uwagę? Ano dlatego, że muzyka akcji i suspensu zaprezentowana w Inseguimento E Fuga a przede wszystkim w najdłuższym na albumie, 12-sto i pół minutowym utworze Revolver (według mnie trochę jednak za długim, bo zbyt jednostajnym), wielu słuchaczom, którzy pierwszy raz sięgną po ten krążek, a mają już pewne doświadczenie ze ścieżkami Morricone, wyda się bardzo znajoma. Nic dziwnego. Ludzie godni szacunku, Nietykalni czy nawet po części Na lini ognia opierają się na bardzo podobnych schematach. Jednak jeśli wcześniej słyszeliście muzykę z Obstawy to już zdecydowanie możecie przeżyć małe deja-vu. Action-score w Revolverze i tamtej, 20 lat późniejszej pracy jest niemal bliźniaczo podobny. Po dwóch dekadach Włoch zmienia raptem trochę nut i poprzez odpowiednie aranżacje czyni muzykę bardziej agresywną jeszcze, bazuje jednak na tym, co stworzył właśnie w roku 1973.

Recenzując La Scortę oceniłem ją dość nisko i zachęcałem raczej do sięgnięcia po inne soundtracki włoskiego maestro (ot, choćby Revolver byłbym całkiem dobrym wyborem w tym gatunku). W przypadku niniejszej pracy Morricone to nie kwestia oryginalności stanowi główny powód wyraźnie wyższej noty dla płyty, ale przede wszystkim to, co poza action-score i suspensem znajdziemy na niezbyt długim, bo niespełna 40-minutowym albumie, zremasterowanym i wydanym w 2000 roku przez Dagored (przy tej wytwórni warto zwrócić uwagę na wysokiej jakości… papier we wkładkach – szkoda, że merytoryczna zawartość tychże nie jest równie dobra i ogranicza się do kilku zdjęć i podania nazwisk najważniejszych członków ekipy filmowej). Już na otwarcie dostajemy temat główny, jak można by go też określić po tytule utworu – temat przyjaźni. Jest to dokładnie to, o czym wspomniałem na wstępie, czyli urokliwa liryka lat 70-ych: piosenkowa melodia, bardzo ładnie zaaranżowana na smyczki, delikatną gitarę i perkusję. W zasadzie jest to instrumentalna wersja ładnej zresztą bardzo piosenki, którą usłyszmy w utworze czwartym. Co interesujące, choć film nakręcono w języku kompozytora, Daniel Beretta śpiewa Un Amico po francusku. Oprócz każdej z wersji głównego tematu (nawet ta syntezatorowa jest, o dziwo, znośna) zwrócić uwagę należy na delikatny temat Anny w ścieżce trzeciej oraz, co widać już po tytule, mocno inspirowany Vivaldim, sympatyczny i melodyjny utwór piąty, które niewątpliwie podnoszą atrakcyjność soundtracka.

Trochę chyba nie najlepsze jest rozmieszczenie poszczególnych fragmentów, gdyż utwór szósty to już standardowy dla Włocha (w roku 1973 może jeszcze nie taki standardowy) suspens, po nim znowu usłyszymy muzykę akcji, zaś ścieżki z „Bar” w tytule to rzecz dość charakterystyczna dla lat 70-ych: dynamiczna ilustracja z pogranicza jazzu, jednakże w tym przypadku nieszczególnie interesująca. Tym sposobem album zdaje się posiadać typowo kasetowy podział na lepszą stronę A i mniej atrakcyjną B. Wszystko, co najciekawsze w Rewolwerze dostaniemy bowiem w pierwszych pięciu utworach i za nie należałaby się bardzo mocna czwórka. Końcówka nieco obniża ocenę, jednak Revolver pozostaje albumem niezłym, solidnym, który z pewnością znajdzie uznanie wśród wielbicieli kryminalnego, gangsterskiego Morricone.

Najnowsze recenzje

Komentarze