Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bear McCreary

Professor and the Madman, the

(2019)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 23-05-2019 r.

Czy film o tworzeniu słownika językowego może być jakkolwiek ciekawy? Kiedy główny trzon fabularny wzmocniony jest wątkiem kryminalnym, obłędu sprawcy takowego i wielkiej pasji stawiającej na szali wszystko i wszystkich… Wtedy można się spodziewać dobrego kina. A jeżeli jest ono oparte na autentycznych wydarzeniach i odegrane przez dwóch świetnych aktorów? Czegóż chcieć więcej? The Profesor and the Madman to ekranizacja bestsellerowej powieści Simona Winchestera, która nie uniknęła wielu problemów na etapie postoprodukcji. Pierwotnie film miał zrealizować sam Mel Gibson, który jeszcze kilkanaście lat temu zaczytywał się w dziele Winchestera, ale do realizacji wówczas nie doszło. Odłożony w czasie wylądował na barkach scenarzysty, Farhada Safinia, który wcześniej współpracował z Gibsonem nad Apocalypto. Kiedy jednak współprodukujące ten obraz, studio Voltage Pictures, odmówiło dalszego finansowania kręcenia scen w Oxfordzie, zarówno Gibson, jak i Safinia odcięli się od projektu, zostawiając wszystko w rękach kolejnego scenarzysty, Todda Komarnickiego. Mimo usilnych prób wstrzymania dystrybucji, ostatecznie jednak obraz (po licznych dokrętkach) trafił na platformy streamingowe podpisany jako dzieło… P.B. Shemrana. I mimo negatywnego PRu spowijającego całe to przedsięwzięcie, trzeba przyznać, że historię autora The Oxford English Dictionary i jego obłąkanego współpracownika ogląda się z nieskrywanym zainteresowaniem. Niemała w tym zasługa doborowej obsady, wśród której błyszczą Gibson i Penn. Ale czy ten obraz miałby rację bytu, gdyby nie towarzysząca mu muzyka?



Na to pytanie dosyć szybko odpowiadamy sobie jeszcze w trakcie trwania filmowego seansu. Zatrudniony do stworzenia oprawy muzycznej, Bear McCreary, ma bowiem swego rodzaju życiówkę. Za cokolwiek się nie weźmie, to jest to co najmniej dobre. I nie inaczej mamy w przypadku The Profesor and the Madman. Angaż o który Bear sam walczył i na którym bardzo mu zależało ze względów osobistych (pół dzieciństwa spędził w Oxforcie w otoczeniu akademików) okazał się dla niego bardzo inspirujący. Tej inspiracji szukał głównie u angielskich wielkich twórców muzyki poważnej, wśród których wymienić należy Elgara, Vaughan Williamsa, czy Holsta, ale to nie oni ostatecznie wpłynęli na brzmienie ścieżki dźwiękowej. Duży wpływ miała wieloletnia edukacja muzyczna dokonywana pod okiem wybitnego kompozytora muzyki filmowej, Elmera Bernsteina. Zresztą sam autor przyznaje w obszernym wpisie na swojej stronie, że punktem odniesienia była kompozycja Bernsteina do Wieku niewinności. Bardzo duży nacisk położony na sekcję smyczkową z partiami solowymi, stronienie od mocnych ,wybuchowych fraz i mocno wyeksponowana tematyka – to główne cechy, jakimi scharakteryzować możemy pracę dokonaną przez McCreary’ego. Jego partytura to w gruncie rzeczy teatr jednego aktora, którym jest mocny, charakterystyczny temat przewodni skonstruowany na rytmice walca. Dostojny, ociekający aranżacyjną finezją i takowym wykonawstwem jest wdzięcznym polem do budowania na nim muzycznej dramaturgii. Mimo ograniczeń wypływających ze stylistyki i rytmizacji, o dziwo melodia ta jest bardzo elastycznym i plastycznym tworem, zdolnym zaistnieć na wielu płaszczyznach partytury. Oczywiście najlepiej radzi sobie jako kontekst determinacji i działań profesora Murraya. I w tych też scenach praktycznie cała uwaga odbiorcy koncentruje się na muzyce Beara. Szkoda, że podobnych wrażeń nie pozostawia po sobie większa część oprawy muzycznej, skłaniającej się jednak ku tradycyjnej ilustracji dramatu. Muzyka, której filmowy byt determinowany jest potrzebami wybranych scen w większości przechodzi obok nas niezauważony. Poza wspomnianymi wyżej aranżami tematycznymi uwagę zwraca jedynie arcygenialny kolaż audiowizualny, ukazujący scenę popadania doktora Williama Chestera Minora w totalny obłęd. Wykorzystane do zilustrowania fragmenty wokalne świetnie kontrapunktują z mocnymi scenami z zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Odrobinę mniej urzekająco, choć ilustracyjnie doskonale uchwycony, wydaje się filmowy finał, gdzie wszystkie wypracowane wcześniej schematy krzyżują się w ramach emocjonującej konkluzji. Prezentacja tematyki w napisach końcowych po raz kolejny zwraca uwagę na ponadprzeciętny wizerunek ścieżki dźwiękowej. I jedyne co wtedy może pojawić się w głowie miłośnika muzyki filmowej, to nieodparta chęć sięgnięcia po album soundtrackowy.


Takowy ukazał się nakładem prywatnej wytwórni Beara McCreary – Sparks & Shadows. 75-minutowe słuchowisko zawiera większość muzyki, jaką mogliśmy usłyszeć w filmie ukrywanego pod pseudonimem P.B. Szemrana, Farhada Safinia. Konstrukcja albumu przypomina większość podobnych soundtracków w dorobku tego kompozytora. Zaczynamy więc od suity tematycznej, po której dochodzimy do konkretu, czyli (najczęściej) zgodnej z chronologią, prezentacji filmowego materiału. Nie koniecznie łatwego w odbiorze i często stwarzającego wrażenie monotematycznego, apatycznego i mało rozwojowego, ale to tylko miraż, który ma uśpić naszą czujność przed wielkim finałem.

Jeżeli miałbym doszukiwać się najbardziej bernsteinowego materiału, to byłby nim właśnie tytułowy The Profesor and the Madman. Nawiązań do Wieku niewinności nie da się po prostu nie odnotować. Ale dopiero wraz z utworem The Murder of George Merrett zaczynamy odkrywać istotę tej oprawy muzycznej. Opartej na dosyć okrojonym składzie orkiestrowym, spośród którego wybijają się wyraźnie solowe instrumenty smyczkowe. Świetne jeżeli chodzi o wykonawstwo, bo dokonywane przez światowej sławy skrzypaczkę, Sandy Cameron. O ile więc forma i podejmowana przez kompozytora stylistyka jest w tym przypadku satysfakcjonująca, to tego samego nie możemy powiedzieć już o treści. Dosyć topornej i wychodzącej naprzeciw słuchacza z dużą porcją udnerscore’owego grania. Ratunkiem przed znużeniem wydają się częste powroty do skocznego tematu przewodniego, wyrywającego partyturę ze szpon marazmu. Liryczne frazy konfrontujące wiolonczele z fletami w kontekście obrazków z rodzinnego życia Murray’a (The Murray Family), to kolejny miły akcent słuchowiska. W miarę wertowania dalszej części soundtracku będzie tych akcentów coraz mniej. Wszystko oczywiście do pewnego momentu.



Najmocniejszą częścią albumu soundtrackowego są ostatnie cztery utwory. Tę pasjonującą podróż zaczynamy od When I Am Dead – utworu bazującego na kawałku stworzonym przez Beara jeszcze w 2015 roku. Sopran Melanie Henley Heyn skojarzony z piękną melodyką wypadają tutaj obłędnie. Albumową wersję tego kawałka otrzymujemy w ostatnim utworze na płycie. Zanim jednak będzie on miał okazję wybrzmieć, przed nami dwa nasycone dramaturgią i lirycznym pięknem utwory: One Last Measure oraz Turndown. Piękna i stylowa muzyka, od której trudno się oderwać.

O pięknie i stylu można również mówić w kontekście kawałka zdobiącego montaż początku współpracy tytułowego profesora z szaleńcem (A Collaboration and Friendship). Ale tak po prawdzie cała ścieżka dźwiękowa Beara to taki styl i piękno wpisane w lasowane przez niego standardy. Wszak w muzyce smyczkowej czuje się on najlepiej, co systematycznie udowadniał paradoksalnie już od czasów Battlestara. Patrząc wstecz warto również zwrócić uwagę na pewien bardzo optymistyczny fakt. Bear McCreary coraz rzadziej zamyka się w swojej stylistycznej strefie komfortu. Poszukuje, eksperymentuje i choć czasami opiera się na wypracowanych założeniach, to jednak widać, że próbuje stale czegoś nowego. I może nie jest tak odkrywczo jak w przypadku jednego z poprzednich jego dzieł, Rebel in the Rye, ale nie widzę powodów do malkontenctwa. Jest to ciekawe o tyle, że przecież kompozytor ten charakteryzuje się wielką pracowitością. Angażując się w niezliczoną ilość seriali, ma przy tym czas i chęci, by próbować z różnego rodzaju kinem. Walka z czasem ewidentnie dobrze służy jego kreatywności. A skoro tak, to nie mamy nic przeciwko. Następny przystanek – Godzilla!

Najnowsze recenzje

Komentarze