Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Henry Jackman

Pokémon Detective Pikachu (Pokemon: Detektyw Pikachu)

(2019)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 11-06-2019 r.

Czyżby w Fabryce Snów faktycznie zaczynało brakować pomysłów na nowe filmy, skoro sięga się po franszyzy, które lata świetności mają już dawno za sobą? Były czasy, kiedy animowanymi przygodami Pokemonów fascynowały się miliony. Ale moda, jak to moda, dosyć szybko przeminęła, ustępując miejsca innym zjawiskom popkulturowym. I wtedy właśnie do akcji wkroczyły studia Warner Bros. i Legendary.


Zapowiadany od dwóch lat film Pokemon: Detektyw Pikachu nie budził w pierwszej kolejności wielkich emocji. Mimo iż fabułę postanowiono oprzeć na bestsellerowej grze o tym samym tytule, to tak na dobrą sprawę dopiero informacja, jakoby w tytułowego stworka miał się wcielić będący na fali aktorskiego sukcesu, Ryan Reynolds, wzbudziła zainteresowanie wśród szerokiego grona odbiorców. Inteligentna promocja i specyficzny humor będący pokłosiem improwizacji aktora, dał przekonanie, że oto przed nami jeden z ciekawiej zapowiadających się letnich blockbusterów. I faktycznie, wycieczka do kina potwierdziła, że zarówno na ilość rozrywki, jak i jej poziom nie możemy tutaj narzekać. Oczywistą gwiazdą skupiającą na sobie blask całego tego pastelowego świata jest tytułowy Pikachu. Tak naprawdę żadna inna kreacja aktorska, która pojawia się w tym obrazie nie budzi większych emocji. Tak samo zresztą jak i fabuła czerpiąca pełnymi garściami z kina detektywistycznego. I tak oto detektyw Harry Goodman znika w tajemniczych okolicznościach. A jego syn Tim, początkowo wierzy zapewnieniom bliskich, że zginął w wypadku samochodowym. Kiedy jednak wychodzą na jaw pewne okoliczności, wbrew wszystkiemu i wszystkim próbuje ustalić, co się wydarzyło. W śledztwie pomaga mu były partner Harry’ego — detektyw Pikachu. Pokemon, który swoim sposobem bycia i niewyparzonym językiem kradnie tutaj całe show.



Barwny, nie stroniący od wielu skrajnych emocji, obraz, potrzebował równie barwnej, co zwariowanej oprawy muzycznej. I takową miał zapewnić Henry Jackman, którego reżyser tego filmu, Rob Letterman, zaangażował po dosyć długiej, prawie dziesięcioletniej przerwie we współpracy. Poprzednie ich dzieło (Podróże Guliwera) nie należało do najbardziej angażujących, choć od strony muzycznej wydawało się satysfakcjonujące. Polichromatyczna, adekwatna w stylistyce do opisywanego obrazu, symfonika, było strzałem w dziesiątkę. W przypadku Pokemon: Detektyw Pikachu, wiadomym było, że zamknięcie się w obrębie jednego sposobu interpretowania filmowej rzeczywistości totalnie nie zdałoby egzaminu. Z jednej strony mamy bowiem czystą przygodę, która idealnie odnajduje się w gatunkowym, orkiestrowym mainstreamie. Z drugiej natomiast, cała ta pastelowa otoczka i futurystyczny design miejsca toczącej się akcji – miasta Ryme City – wymagały zdecydowanie bardziej nowoczesnych rozwiązań. I tutaj z pomocą przychodzi szeroka paleta brzmień elektronicznych – od tych zamkniętych w stylistyce retro, na zupełnie współczesnych, elektro-popowych bitach skończywszy. Intensywność i mnogość podejmowanych działań warunkowana jest aktualnymi, filmowymi potrzebami. Spójrzmy więc na ten film od strony muzycznej.



Początek widowiska nie należy do najbardziej radosnych. Tragiczne wydarzenia z udziałem Harry’ego okraszone są równie trzymająca w napięciu, co dramatyczną oprawą muzyczną. Zmiana tonu, a nade wszystko miejsca toczącej się akcji wtłacza w kompozycję zdecydowanie więcej ciepła i aranżacyjnego szaleństwa. Dzieje się to kosztem aktywności samej ilustracji muzycznej, która w kontekście poznawania głównych bohaterów obrazu, bardzo często musi ustępować miejsca szlagierom muzyki rozrywkowej. Okazjonalne „wejścia” muzyki Jackmana są areną do poznawania całej gamy elektronicznych eksperymentów przypominających te z dwóch odsłon Ralpha Demolki oraz Pixels. Syntezatory i orkiestra spajane są w ramach jednej melodycznej myśli przewodniej – tematu miasta Ryme City. Kiedy w kwestii zniknięcia Harry’ego pojawiają się nowe okoliczności zagłębiając odbiorcę w kryminalny procedural, wtedy ścieżka dźwiękowa ponownie zaczyna przemawiać bardziej organicznymi środkami muzycznego wyrazu. Początkowo jest dosyć mrocznie i z niemałym dystansem do kwestii melodycznych, ale cała sekwencja finalnej konfrontacji to już klasyczny, rozpisany z wielkim rozmachem, action-score, z którego tylko symbolicznie przebijają się echa elektronicznych wypełniaczy. W sumie nie do końca są one potrzebne, bo orkiestra doskonale się broni jako argument w dynamizowaniu batalii. Ostateczne zwycięstwo prowadzi do ciepłego, choć osnutego lekką nutką mistycyzmu, finału, gdzie po raz kolejny przypominają o sobie syntetyczne środki wyrazu. Wszystko to sprawia, że o muzyce do Pokemon: Detektyw Pikachu można się wypowiadać w kategoriach dzieła satysfakcjonującego. Głównie pod względem funkcjonalnym.


Filmowe doświadczenie zapewne niejednego melomana skieruje w stronę płyty z muzyką do tego filmu, która na rynku międzynarodowym wydana została przez Sony Classical. Na krążku znalazła się selekcja większości utworów, jakie w obrazie Lettermana wybrzmiały, choć ich montaż ukierunkowany jest głównie na podniesienie walorów odsłuchowych… Również na wyeliminowanie wykorzystanych w filmie tematów z gry, na której bazuje fabuła. Niespełna godzinny soundtrack ma swoje momenty, ale jako całościowe słuchowisko wyraźnie odstaje od przebojowych i porywających scorów do obu części Ralpha Demolki. Rzućmy więc uchem na te „momenty”.



Na pewno nie będziemy nimi częstowani od pierwszych minut słuchowiska zarezerwowanych dla dosyć ciężkiej i topornej ilustracji. Spodobać się może rytmiczna prezentacja motywu miasta w Ryme City. W kwestii przebojowości wygrywa jednak stylizowany na muzykę dubstepową, The Roundhouse. Ot jednorazowy „wybryk”, który w dalszej części albumu rozcieńczany jest przez całkiem sporą porcję orkiestrowych aranży, jak w przypadku Pikachu vs. Charizard. Po tych chwilowych zrywach wkraczamy na nowo na wyboistą drogę, usłaną różnymi stylami i odcieniami dramaturgicznymi. Dopiero finalna konfrontacja w postaci energetycznych, orkiestrowych kawałków od Save the City aż do Howard Unplugged, ponownie koncentruje uwagę odbiorcy, ujawniając również potencjał drzemiący w prostym, ale skutecznym motywie grozy. Czy to jednak wystarcza, aby wzbudzić chęć powrotu do tak skonstruowanego albumu?



I tutaj można kruszyć przysłowiowe kopie. Choć muzyka do Pokemon: Detektyw Pikachu nie jest złym słuchowiskiem, to jednak można odnieść wrażenie że czegoś jej brakuje. Tym czymś jest na pewno oryginalność, bo wszystko to, czym raczy nas tutaj Henry Jackman, mieliśmy już okazję usłyszeć w wyżej wspomnianych pracach. Pozostaje więc tylko czysty „fun”, który i tak dosyć często wystawiany jest na próbę przez noirową stylistykę niektórych scen. Rzecz więc dla wiernych fanów twórczości amerykańskiego kompozytora lub miłośników blockbustera z sympatycznymi Pokemonami.


Najnowsze recenzje

Komentarze