W 1996 roku Joe Hisaishi powrócił z nowym albumem studyjnym – Piano Stories II. Kontynuacja jego popularnych „fortepianowych opowieści” nie jest jednak bezmyślną naśladowczynią poprzednika. Co prawda i tym razem prym wiedzie ukochany przez Japończyka fortepian, ale nastrój jest tutaj zupełnie inny. Podczas gdy „jedynka” czarowała słuchacza atmosferycznymi melodiami i pewną nutką powagi, sequel nastawia się przede wszystkim na ciepłe i optymistyczne kompozycje. Podtytuł płyty – Wind of Life – zdaje się mówić wszystko.
Seria Piano Stories skupia się rzecz jasna na brzmieniu fortepianu, ale w stosunku do pierwszej odsłony serii Hisaishi znacząco rozszerzył instrumentarium. Album z 1988 roku oparty był głównie na solowym fortepianie; tylko w dwóch utworach pojawiła się subtelna asysta syntezatorów. Tymczasem na potrzeby „dwójki” Japończyk zaangażował 32-osobową sekcję smyczkową oraz kilka instrumentów solowych, o których wspomnę przy okazji poszczególnych utworów. Rozszerzony aparat wykonawczy pozwolił rzecz jasna osiągnąć żywszą kolorystykę oraz większą głębię brzmienia, zwłaszcza w porównaniu z, jakby nie było, dość surową barwą Piano Stories I
Tytułowy „wiatr życia” towarzyszy nam od pierwszego utworu. Otwierające album Friends (niekiedy błędnie interpretowane jako temat z filmu Porco Rosso, najpewniej przez podobieństwo w nazewnictwie z kompozycją Friend z tegoż soundtracku) zbudowane jest na urokliwej oraz energetycznej melodii fortepianu, któremu asystują sekcja smyczkowa oraz piękne solówki oboju. Pasaże fortepianu, co ciekawe, zostaną później wykorzystane w Ashitaka and San z Księżniczki Mononoke. W podobnie nastrojowym tonie utrzymane są również Angel Springs, a zwłaszcza White Night, z fantastycznymi solówkami elektrycznych skrzypiec (co ciekawe, mogącymi przypominać w barwie saksofon). Kojącą i wyciszającą atmosferę kreuje również Sunday, z uroczymi pasażami gitary akustycznej. Warto zwrócić uwagę, że początek tego kawałka zapowiada Sea of Blue z rok późniejszego Hana-Bi. Najbardziej przebojowo prezentuje się natomiast tytułowy utwór z końca płyty. To z pewnością jedna z najlepszych kompozycji napisanych na potrzeby „fortepianowych opowieści” – prawdziwa kwintesencja muzycznego optymizmu, obdarzona masą pozytywnej energii. W prawie każdym z wyżej wymienionych utworów melodyka, główna siła tego albumu, jest bardzo charakterystyczna dla Hisaishiego. Odnosi się wrażenie, że Japończyk nawet nie stara się poszukiwać nowych pomysłów tematycznych, jakby chciał być maksymalnie bliski swojemu charakterystycznemu stylowi. Cierpi na tym oryginalność, zyskuje słuchowisko.
Kolejną płaszczyzną Piano Stories II są nawiązania do muzyki orientu, praktycznie zupełnie nieobecne na „jedynce”. Najwyraźniej słyszymy je w popularnym Asian Dream Song, przywołującym na myśl Wind Forest z Mojego sąsiada Totoro w posługiwaniu się skalą pentatoniczną. Ten wieloczęściowy utwór od pierwszych nut przenosi nas na Daleki Wschód. Hisaishi ukazuje tutaj piękno tamtych regionów, robiąc to w sposób bardzo melodyjny i przystępny dla zachodniego odbiorcy. Coś pięknego! Tego rodzaju elementy przewijają się również w dość nietypowym dla tej płyty Rain Garden. Przeplatane są tutaj fragmenty nawiązujące do muzyki impresjonistycznej oraz orientalnej (swoją drogą, kojarzące się z tematem z Ostatniego cesarza Ryuichiego Sakamoto – w Asian Dream Song zresztą również znajdziemy podobne rozwiązania). Z innej beczki wzięte jest z kolei Les Aventuriers. To utwór utrzymany w synkopowej rytmice, w swojej kontrolowanej fikuśności przypominający eksperymenty z płyty My Lost City. Inspiracją była tutaj ścieżka dźwiękowa z filmu… Les Aventuriers, skomponowana przez Françoisa de Roubaix.
Na moment zatrzymam się jeszcze przy Kids Return. To pierwsze opracowanie tematu głównego z tak samo zatytułowanego dramatu Takeshiego Kitano. Mogłoby się wydawać, że przeniesienie tej wyśmienitej i przebojowej kompozycji, łączącej w sobie elementy rocka, dance oraz samplingu, na grunt muzyki czysto akustycznej będzie zadaniem karkołomnym. Zamiast dynamicznego beatu, mamy motoryczny puls fortepianu i smyczków w nieco wolniejszym tempie. Aranżacja punktuje pewną zadziornością i drapieżnością. Przypuszczam, że pewnie wielu odbiorców będzie wciąż preferować elektroniczny oryginał, niemniej wersja z recenzowanej płyty warta jest uwagi – zwłaszcza, że stała się kanwą dla czysto symfonicznej aranżacji (wykonanej chociażby na koncercie Hisaishiego w Krakowie w 2011 roku). Warto przy okazji wspomnieć, że to jedyna składowa albumu odwołująca się do starszych dzieł Japończyka. W przeciwieństwie do poprzednika, złożonego głównie z fortepianowych opracowań filmowych tematów Japończyka z lat 80., na Piano Stories II składają się prawie same oryginalne kompozycje.
Piano Stories II miało być albumem o ciepłej oraz optymistycznej wymowie i dokładnie w takich kategoriach należy postrzegać ten projekt. Pogodne melodie oraz energetyczne i zwiewne aranżacje budują szalenie przyjemne słuchowisko, nawet jeśli nieszczególnie oryginalne. Jest w tej muzyce pewna naiwność, może infantylność, ale epatowanie pozytywnymi wibracjami z pewnością niejednego odbiorcę wprowadzi w świetny nastrój.