Hans Zimmer

Pearl Harbor

(2001)
Pearl Harbor - okładka
Przemek Korpus | 15-04-2007 r.

Wrzesień 1939, Amerykanie nie przystępują do wojny będąc biernym obserwatorem rzezi, jaka dokonywała się w tym czasie w Europie. Argumentując to tym, iż nie mają najmniejszego powodu by rozpocząć kontrnatarcie i solidarnie pomagać swym sojusznikom na starym kontynencie. Ich samolubstwo, cynizm, egoizm oraz pewność siebie doprowadziły do największej porażki w historii amerykańskiej marynarki wojennej. Mit o silnej Ameryce przestał istnieć, a społeczeństwo poznało okrucieństwo brutalnej wojny. 1941r. w grudniowy, niezwykle słoneczny poranek Japonia podjęła zbrojny szturm. Zaniechawszy tym samym honorowej zasady casus belli, zaatakowała archipelag wysp na Pacyfiku, gdzie znajdowała się największa baza amerykańskiej marynarki, Pearl Harbor. Amerykanie ponieśli tam niebotyczne straty w uzbrojeniu oraz mnóstwo ofiar zarówno wojskowych jak i cywilnych. Pearl Harbor stało się w jednej chwili pięta achillesową wielkiej militarnej potęgi. Pozbawione tarczy obronnej Stany Zjednoczone poczuły się po raz pierwszy krajem bardzo zagrożonym bliskością nadciągającej zewsząd wojny. Wielka batalia o Pearl Harbor dotkliwie uderzyła w serce całego narodu. Inscenizatorzy filmowi niepowodzenie owe znamiennie przekształcali w wielką obławę, gdzie heroiczna obrona marynarzy oraz kilku szturmowców z wielkim zaangażowaniem oraz walecznością broniła amerykańskiego honoru. Nie inaczej zostało to ukazane w superprodukcji Michaela Bay’a. Wyprodukowany z rozmachem historyczny film miał pokazać najbardziej realną i prawdziwą historię tego wydarzenia. Jednak ckliwość, jaka z niego wypływała, a przede wszystkim skupienie się na wydłużonym miłosnym wątku bohaterów spowodowała, iż film został bardzo krytycznie odebrany przez widzów na całym świecie (Daleko mu do choćby amerykańsko-japońskiej produkcji Tora! Tora! Tora! z 1970r). Niewątpliwie należy oddać reżyserowi honory za naprawdę zapierające dech w piersiach efekty specjalne oraz dźwiękowe. Nie od dawna wiadomo, iż Bay korzysta przy aranżacji oprawy muzycznej z usług grupy Media Ventures. Przypomnijmy choćby Armageddon, gdzie swoje muzyczne umiejętności z powodzeniem zaprezentowali Trevor Rabin i Harry Gregson-Williams. Nie inaczej sprawa miała miejsce i w tym przedsięwzięciu. Do stworzenia muzyki został zatrudniony (myślę, że mogę tak napisać) lider grupy, sławny Hans Zimmer, który posiadał niezbędne doświadczenie (jego poprzednie podobne projekty: Black Hawk Down, Crimson Tide, The Thin Red Line)

Album otwiera piosenka „There You’ll Be” wykonywana przez Faith Hill, Natomiast swych lirycznych zdolności użyczyła Dianne Warren układając słowa do tej melodii. Utwór jest pewnym wstępem, informacją, z jakim charakterem płyty będziemy mieli do czynienia. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, iż utwór jest naprawdę chwytliwy i wyśmienicie wykonany. Przez pewien okres czasu znajdował się w czołówce najpopularniejszych piosenek muzyki rozrywkowej. W istocie utwór jest małą perełką na płycie, chociaż skupia się głównie na romantycznej melodii kpiąc umiejętnie z historycznej tragedii(podobnie jak cały film Bruckheimera -producent filmu).

Pearl Harbor to znakomity przykład przerostu formy nad treścią. W tym wypadku formą nazwiemy tutaj muzykę, która swym czarującym klimatem przebija infantylne kino Bay’a. Dzięki owej muzyce film nie okazał się totalna klapą. Soundtrack z filmu to jedna wielka wyprawa w świat poetyckiej, lirycznej, a przede wszystkim romantycznej muzyki. Rozkoszujemy się nią niemal na każdym kroku od samego początku aż do końca. Rzadko, kiedy będziemy musieli zmagać się z dysonansami wydobywającymi się z albumu. Zimmer wprowadził jako priorytetowe w swej partyturze instrumenty klawiszowe i sekcję obficie stosowanych smyczków. Nadający melodie fortepian to pewnego rodzaju dusza całego albumu. Piękno płynące z akordów i pasaży jest perfekcyjne, boskie, ponadczasowe. Gdzieniegdzie natomiast kompozytor wprowadza sekcję łagodnych dęciaków. Mimo iż krytycy sceptycznie podeszli również i do samej muzyki zarzucając Zimmerowi nadmierne eksploatowanie tematu, to jednak zupełnie nie wpływa to na cudowną atmosferę płynącą z melodii, atmosferę ocierającą się o artyzm. Niewątpliwie ważną rolę ogrywa tutaj chór. Swoją bizantyjską barwą tragizuję i nadaję patosu, który w przeciwieństwie do obrazu nie grawituje w kierunku nadętej sztuczności. Kompozytor dodatkowo wprowadza kilka etnicznych brzmień, głównie z powodu tematu filmu i atakującej nacji, której chciał przypisać pewną ilustrację muzyczną. Tak więc na płycie nie zabraknie wschodnio-azjatyckich shakuhachi (bambusowy flet prosty), taiko (potocznie: gruby bęben) oraz hawajskiej gitary ukulele. Ciekawostką może być dla wielu to, iż wiele stacji telewizyjnych w Polsce korzystało podczas żałoby narodowej (śmierć JANA PAWŁA II) przy tzw. Przerywnikach (krótkich zwiastunach dotyczących życia Papieża) właśnie z tejże muzyki (głównie z utworu Heart Of A Volunteer).

Zachwycając się albumem należy też spojrzeć w przeciwną stronę i starać się wydobyć jego negatywne cechy, a Pearl Harbor niestety takowe posiada. Najważniejszym konkretem jest całe zamieszanie wokół powstania soundtracku. Sam Zimmer poprzez różnorakie sprzeczki z producentem filmu nie mógł znaleźć stosownego natchnienia, inspiracji, co przesądziło z pewnością o trywialności płyty oraz marnej muzyce akcji. Przy przesłuchiwaniu płyty można odnieść wrażenie podobieństwa do poprzedzających projektów takich jak Cienka Czerwona Linia, co niewątpliwie obniża silny charakter projektu. Wszak sztuką jest stworzyć dzieło proste, które zarazem można zestawić z szalenie trudnym wykonanym i zaaranżowanym arcydziełem. Ta sztuka nie do końca udała się Zimmerowi. Niemniej jednak można pokusić się o stwierdzenie, że Zimmer otarł się o pewną specyficzną i ciekawą formę wyrazu, lecz pozostawiając w kwestii oryginalności wyraźny niedosyt. Pearl Harbor nie jest jakąś prekursorską ścieżką, gdzie znakomicie dobrane i ułożone nuty tworzą idealny nastrój. Już wcześniej można było odnaleźć taki styl choćby przy kompozycji Johna Barry’ego do Enigmy. Widać tutaj pewien wzorzec i inspiracje, jaką kierował się Zimmer korzystając z wielu podobnych rozwiązań od maestro Barry’ego.

Wbrew obiegowym opiniom Pearl Harbor to intrygująca lekcja poetyckiej muzyki, która nie tylko nie poniosła klęski, ale stała się efektowną odskocznią od wyczerpujących i topornych partytur współczesnych kompozytorów.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.