Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bear McCreary

Outlander (season 3)

(2018)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 02-03-2018 r.

Outnalnder jest serialem, który dosyć topornie przekonuje do siebie. Premierowe odcinki pierwszego sezonu narzuciły co prawda ciekawą historię cofającej się w czasie Claire, ale późniejsze rozwinięcie akcji pozostawiało już sporo do życzenia. Dopiero drugi sezon, a dokładniej zmiana miejsca toczącej się akcji, tchnęło życie w tą, wydawać się mogło, coraz bardziej nużącą historię miłosną. Producenci stacji STARZ znaleźli swoją złotą formułę i właśnie dzięki podróżom głównych bohaterów oraz zabawie linią czasową, Oultlander zaczął zyskiwać w oczach odbiorców. Trzeci sezon jest tego dobitnym przykładem. Rozdarcie akcji pomiędzy XVIII a XX wiekiem podkręciło dynamikę serialu, dodając kilka interesujących wątków. Z drugiej strony po raz kolejny w trzewia produkcji wdarł się daleko idący sentymentalizm, który ostatecznie zrewidowany został przez powrót głównej bohaterki do czasów Jamiego. Późniejsze wydarzenia rzucają dwójkę kochanków do egzotycznej Jamajki, gdzie po raz kolejny znajdują się w centrum ważnych dla tego miejsca wydarzeń. I mimo wielu klisz, jakimi odbijane są scenariusze kolejnych epizodów, w dalszym ciągu serial Outlander jest atrakcyjnym i wciągającym widowiskiem.

Po sukcesie dwóch poprzednich sezonów wiadomym było, że do kolejnego powróci również kompozytor oryginalnej oprawy muzycznej – Bear McCreary. Produkujący całe przedsięwzięcie Ronald D. Moore nie wyobrażałby sobie zresztą na tym stanowisku nikogo innego. Czteroletnie doświadczenie nad serialem Battlestar Galactica wystarczająco przekonały tego producenta do talentu i eklektyczności Beara w kreowaniu muzycznych światów. Outlander wydawał się pod tym względem bardziej wymagającym tworem, aniżeli wspomniany wcześniej remake klasyka s-f. Fabuła budowana była bowiem nie na jednej, ale na dwóch liniach czasowych, a dochodzące w trakcie rozwoju wydarzeń, zmiany lokacji, niejako zmuszały kompozytora do totalnej rewizji nie tylko tematyki, ale i instrumentarium oraz stylistyki ilustracji muzycznej. Najlepszym tego przykładem była pierwsza połowa drugiego sezonu, gdzie celtyckie brzmienia wymieniono na… muzykę quasi-barokową. Powrót do sprawdzonych rozwiązań, jaki nastąpił w końcówce sezonu, był również niejako rozwiązaniem tymczasowym.



Kiedy główna bohaterka trafiła do swoich czasów, wiele instrumentów musiało pójść w odstawkę. Bardziej klasyczna w brzmieniu ilustracja, poza kilkoma znanymi idiomami tematycznymi oferowała również melancholijny motyw męża Clair – Franka. Nostalgiczno-romantyczny ton pierwszej połowy sezonu nasączony był tęsknotą za straconą miłością – Jamiem. Kiedy Claire udaje się wrócić do czasów swojego kochanka, okazuje się, że los rzuca ich na Jamajkę. Siłą rzeczy trzeba też było dostosować aparat wykonawczy i wymowę ścieżki dźwiękowej do miejsca toczącej się akcji. Sekcja dęta okrojona została do niezbędnego minimum, natomiast większą rolę zaczęły odgrywać instrumenty perkusyjne – nierzadko bardzo egzotyczne. Sporą pomocą okazało się tutaj doświadczenie pracy nad BSG i Demonami Da Vinci, gdzie Bear przerabiał zarówno południowo-amerykańskie, jak i bliskowschodnie, a nawet indonezyjskie zestawy perkusjonaliów. Wejście w ten świat było o tyle ciekawe, że przecież przywiązana do bohaterów, główna tematyka, w dalszym ciągu miała obowiązywać. Efektem tego jest ciekawa mieszanka stylistyczna, jaka następuje w finałowym epizodzie trzeciego sezonu. A miejsce, w które udaje się serialowa para jest zwiastunem kolejnych zmian w aparacie wykonawczym czwartego sezonu.



Zanim to jednak nastąpi, mamy okazję wniknąć (przynajmniej symbolicznie) w strukturę ścieżki dźwiękowej do sezonu trzeciego. Już przy okazji poprzedniej serii wydawcy zrezygnowali z drobiazgowej, dwuwolumenowej prezentacji. Należąca do Beara McCreary wytwórnia Sparks & Shadows we współpracy z Madison Gate Records i Sony Classical przygotowała schludnie przemontowany, 70-minutowy soundtrack, zestawiający największe highlighty trzeciej serii Outlandera. Czy zgromadzony na tym krążku materiał zmienia w sposób zasadniczy wyobrażenie na temat ilustracji Beara z poprzednich sezonów?

Wspomniane wcześniej rotacje w zakresie instrumentarium oraz sposobu komunikowania się z odbiorcą nie od razu dadzą o sobie znać. Płytę rozpoczyna bowiem kolejna aranżacja czołówki serialowej w piosence The Skye Boat Song. Swoistego rodzaju tradycją stało się, że po każdej zmianie miejsca toczącej się akcji, kompozytor wprowadza pewne korekty do czołówki, które w gruncie rzeczy sprowadzają się do rotacji niektórych instrumentów wykonujących tę melodię. Ot ciekawostka, do której podejść można z pewną dozą obojętności. O wiele ciekawiej prezentuje się suita tematyczna dedykowana jednej z kluczowych postaci pierwszej odsłony trzeciej serii. Elegijny charakter utworu John Grey chyba najlepiej oddaje postawę i sytuację tego człowieka między romansem Claire, a Jamie. Ale najbardziej wdzięcznym materiałem do indywidualnego odsłuchu będzie moim zdaniem pięciominutowe The Promise of John Grey. Kipiący dramaturgią kawałek rozpoczyna się dosyć dynamicznie, ale każda kolejna fraza wycisza ten wulkan emocji, prowadząc do kolejnej porcji stonowanej liryki. Najbardziej melancholijnym w wymowie utworem tej części soundtracku jest A Car Accident, żegnający widzów z postacią Johna Greya. Smutny nastrój jaki wylewa się z pierwszych dwudziestu minut słuchowiska tylko sporadycznie rewidowany jest przez bardziej dynamiczne utwory. Tutaj nasza uwaga powinna powędrować w kierunku Blood on the Moor, które stawia przed nami osłuchane już w tym serialu, fragmenty akcji.

Przesiadka na bardziej egzotyczne brzmienia nie następuje od razu. Wprowadza w nie stopniowo kolejna aranżacja czołówkowej piosenki. Mimo bardzo sugestywnych odniesień w sekcji perkusyjnej, uważam ten aranż za jeden z najbardziej miałkich w odniesieniu do całego serialu. Co innego ilustracja, która utworem Wind and Rain od razu przypomni fragmenty oprawy muzycznej do serialu telewizyjnego Piraci. Pod tym względem Outlander wydaje się bardziej elastyczny i eklektyczny w warstwie stylistycznej. Bear nie ogranicza się bowiem do jednego zestawu brzmień. W dalszym ciągu w tle snują się ostinatowe smyczki, a nawet dudy, które ścisło związane są z tematem Jamiego. Odpowiednią porcję mistyki zapewnia motyw kamieni, dający o sobie znać w wielu fragmentach trzeciego sezonu. Ale nowe miejsca determinują również pojawianie się nowych postaci, na których potrzeby również trzeba było stworzyć przynajmniej symboliczne odnośniki melodyczne.

Jednym z nich jest Willoughby – drobny rzezimieszek chińskiego pochodzenia, który trafia pod opiekę Jamiego. Właśnie wschodnie korzenie tego mężczyzny zrodziły pomysł sięgnięcia po tamtejsze instrumentarium, czyli erhu, dizi oraz gu-zheng. Z pewnością nadaje to całości jeszcze większego kolorytu. Tak samo jak eksperymenty dokonywane na znanych już melodiach. Jedną z nich jest utwór The Bakra, biorący na warsztat temat kamieni w opisywaniu miejsca toczącej się akcji. Takich fuzji jest na całej długości ścieżki dźwiękowej do trzeciego sezonu Outlandera o wiele więcej.



I niewątpliwie najbardziej wyróżniającym się jest ośmiominutowy fragment pochodzący z finału sezonu. Ilustrujący rytuał voodoo, The Crocodile’s Fire, czaruje nie tylko etniczną wymową warstwy muzycznej, ale przede wszystkim charyzmatycznym wokalem Joela Virgela. Ta ciekawa mieszanka przypominać może fragmenty oprawy muzycznej do filmu Łzy słońca. Ale omawiany tu utwór tworzony był wieloetapowo – przed zdjęciami, w trakcie i podczas tworzenia ilustracji do gotowego już montażu. Finalny kształt The Crocodile’s Fire jest wypadkową etnicznych tańców z klasycznym, orkiestrowym sposobem podkreślania dramaturgii. Niezwykle efektownie wygląda to wszystko w połączeniu z motywem kamieni. Ale im dalej zagłębiamy się w treść tego utworu, tym bardziej traci on swoją siłę wyrazu.

Przedłużeniem tej kulturowej fuzji w nieco szerszym ujęciu stylistycznym jest siedmiominutowy fragment akcji w Abandawe. Natomiast utworem Eye of the Storm wracamy już do klasycznych, smyczkowych ilustracji w charakterystycznym dla finału sezonu, bardzo patetycznym ujęciu. Konkludujące album soundtrackowy, The Liberty Song, to zapowiedź wydarzeń, jakie będą miały miejsce w kolejnych, czwartym sezonie Outlandera. Nawet słuchacz nie posiadający kontekstu wizualnego domyśli się o jakie wydarzenia może tu chodzić.

Nie trzeba być miłośnikiem tego serialu, aby czerpać przyjemność ze słuchania ścieżki dźwiękowej od Beara McCreary. Faktem jest, że trzecia seria nie wywołuje już takich emocji jak pierwsza, czy chociażby druga. Spora powtarzalność materiału jest tutaj rozgrzeszana licznie podejmowanymi eksperymentami w zakresie środków muzycznego wyrazu i stylistyki. Ale i tak większość utworów stoi tutaj pod znakiem pewnego rodzaju klisz, jakich kompozytor dokonuje w kontekście wielu swoich poprzednich prac. Niemniej jednak, przymykając na oko na te drobne mankamenty, można ze słuchania muzyki do trzeciego sezonu Outlandera czerpać sporą dawkę przyjemności.

Inne recenzje z serii:

  • Outlander (season 1, vol. 1)
  • Outlander (season 1, vol. 2)
  • Outlander (season 2)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze