Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Yasunori Nishiki

Octopath Traveler

(2018)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 07-07-2021 r.

Moda na retro w końcu dosięgła także gry komputerowe. Jednym z najlepszych na to dowodów jest przeznaczone na konsolę Nintendo Switch Octopath Traveller, wyprodukowane przez znaną z serii Final Fantasy firmę Square Enix. Jest to tytuł spod znaku RPG zrealizowany w dość nietypowej formule graficznej, tzw. HD-2D. Twórcy postanowili połączyć dwuwymiarowość, znaną z dawnych gier, chociażby właśnie Final Fantasy czy Chrono, z techniką 3D oraz tak zwanym pixel-art. Efektem tego postała zjawiskowa wizualnie gra. Sama rozgrywka skupia się na ośmiu bohaterach, z których każdy ma swoją własną historię, umiejętności oraz zadania do zrealizowania. Gracz może wybrać, od której postaci zacznie wirtualną podróż, co daje możliwość przejścia gry po różnych liniach fabularnych. Graficzna koncepcja oraz struktura rozgrywki przełożyła się na ścieżkę dźwiękową.

Zadanie jej skomponowania otrzymał dotychczas mało popularny w branży Yasunori Nishiki. Nie jest on zupełnym debiutantem, niemniej Octopath Traveller był dla niego pierwszym dużym tytułem, przy którym pracował samodzielnie. Japończyk doskonale rozumiał potrzeby gry. Z racji graficznych i fabularnych nawiązań do starych i kultowych RPG-ów, postanowił skomponować muzykę, która będzie brzmieć na wzór lat 90. Skupił się zatem na warstwie melodycznej, tak jak niegdyś czynił to Nobuo Uematsu w Final Fantasy. Nishiki podkreślał zresztą, że muzyką, na której się wychował, był soundtrack z szóstej odsłony „ostatniej fantazji”. Jako że jednak w Octopath Traveller mamy mimo wszystko do czynienia z odświeżeniem koncepcji graficznych dawnych RPG-ów, Japończyk otrzymał do dyspozycji pełną orkiestrę – tak jak przystało na każdą rasową ścieżkę dźwiękową ze współczesnej gry. Soundtrack ukazał się na wydawnictwie złożonym z czterech płyt.

Ilość tematów przygotowanych przez Nishikiego przywołuje na myśl serię Final Fantasy. Najważniejsze tyczą się ośmiu głównych bohaterów gry. Każdy z nich otrzymał swoją własną reprezentację muzyczną. Większość rozpisana jest w formie klasycznie orkiestrowych utworów z wyrazistą melodią wiodącą. Nie będę się tu nad każdym rozwodził, niemniej napomknę o mojej trójce faworytów. Pierwszym z nich jest bodaj najpopularniejszy utwór z całego soundtracku – Primrose’s Theme. Temat tancerza Primrose bardzo zapada w pamięć za sprawą chwytliwej melodii oraz wspaniałego aranżu zakorzenionego w muzyce etnicznej (wspaniałe brzmienie dulcimeru!). Temat złodzieja Theriona punktuje z kolei przepięknymi partiami oboju, które skradną serce każdemu odbiorcy lubującemu się w wysublimowanej liryce. Wspaniale wypada również temat Cyrusa utrzymany w formie zamaszystego i przebojowego walca. Odwołuje się on bardziej do stylistyki walców Joe Hisaishiego niźli analogicznych formuł wypracowanych w dziewiętnastowiecznym Wiedniu. Ciekawym aspektem tematów wirtualnych protagonistów jest to, że każdy z nich prowadzony jest przez inny instrument. W ten sposób bohaterowie otrzymali nie tylko własną melodię, ale także charakterystyczną dla siebie barwę muzyczną.

Przestrzeń dla kolejnych tematów stanowią poszczególne krainy zwiedzane przez gracza oraz motywy okazjonalne dla pomniejszych lokalizacji i misji. Melodie utrzymane są głównie w lekkim i nastrojowym tonie. Oczywiście nie każda zapada na długo w pamięć, niemniej ich ogrom może imponować. Najczęściej rozpisane są na solowe instrumenty z dodatkiem orkiestry. Pojawia się akordeon, flet prosty, gitara, saksofon i mój ulubiony dulcimer. Udział syntezatorów jest niewielki. Jednocześnie Nishiki stara się utrzymywać w ryzach eklektyzm, umiejętnie balansując na granicy muzyki orkiestrowej oraz etnicznej. Soundtrack przez to sprawia wrażenia spójnego, a dzięki licznym ideom muzycznym – w ogóle nie nuży.

W beczce miodu znajdzie się jednak łyżka dziegciu. Zastrzeżenia mam co do niektórych utworów akcji, napisanych z manierą pędzenia na łeb na szyję przy asyście gitar i perkusji. Najbardziej doskwierają bodaj najpopularniejsze w tej materii The One They Call the Witch i Daughter of the Dark God, gdzie Nishiki stara się wrzucać wszystko co popadnie: orkiestrę, chór, elementy rocka, organy, a nawet sopran. Zbliża się tym samym do muzyki gotyckiej i trywializmów rodem z albumów Two Steps From Hell. Nishiki stara się brzmieć, przepraszam za kolokwializm, maksymalnie czadersko. Niestety wychodzi z tego jedynie kicz. Mógłbym jeszcze ponarzekać na zakończenie czwartego woluminu, ponieważ kilkudziesięciosekundowe repryzy tematów głównych postaci nie są raczej nikomu potrzebne do szczęścia.

Yasunori Nishiki chciał swoją muzyką przypomnieć erę pierwszych RPG-ów, i to mu się udało. Jest dokładnie tak, jak dawniej. Są melodie, są klarowne aranżacje, a muzyka zachęca do ponownych odwiedzin – aż chce się wracać do kolejnych misji oraz lokalizacji tylko po to, aby ponownie jej posłuchać. Nishiki unika rozbudowanych harmonii, niczego nie rewolucjonizuje, nie stara się też poszukiwać skomplikowanych rozwiązań dla koneserów wyszukanej muzyki orkiestrowej. Ale właśnie w tym tkwiła chyba siła ścieżek dźwiękowych z gier komputerowych lat 90. – w prostocie oddziaływania. Wszystkie te elementy przekładają się na doznania słuchowe w domowym zaciszu. Myślę, że spędzenie czterech godzin z tym jakże obszernym soundtrackiem nie powinno nikomu sprawić problemów. A przecież właśnie tak było w przypadku serii Final Fantasy czy Chrono.

Najnowsze recenzje

Komentarze