Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Occhi Freddi Della Paura, gli (Cold Eyes of Fear)

(1971/2000)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 29-12-2020 r.

Cold Eyes of Fear w reżyserii Enzo G. Castellariego to jeden z wielu filmów giallo zilustrowanych przez Ennio Morricone na początku lat 70. Tym razem jest to opowieść o młodym prawniku Peterze. Pewnego dnia poznaje piękną kobietę, którą zabiera na randkę do domu swojego ojca, sędziego Bedella. Na miejscu czeka jednak na nich dwójka napastników, którzy planują zemstę na ojcu Petera za skazanie ich na więzienie.

Nie będzie niczym odkrywczym, gdy napiszę, że giallo było jednym z tych gatunków, przy których Morricone mógł najbardziej pozwolić sobie na oddalenie się od ilustracyjnych kanonów i eksperymentatorstwo. A skoro o eksperymentatorstwie mowa, to należy nadmienić, że w tamtych latach Włoch grał w awangardowym zespole Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza, który skupiał artystów poszukujących zupełnie nowych technik kompozytorskich i nieznanych brzmień. Było zatem do przewidzenia, że tak zwane Il Gruppo trafi w końcu do kina giallo. Jednym z takich filmów jest właśnie Cold Eyes of Fear.

Jeśli ktoś miał kiedyś styczność z dziełami Il Gruppo, nie będzie zaskoczony tym, co usłyszy na recenzowanym krążku. Morricone i jego koledzy proponują przede wszystkim bezkompromisowe kolaże dźwiękowe oparte na sonorystycznych eksperymentach z trąbką (na której gra sam Maestro!), gitarami elektrycznymi i szeregiem innych instrumentów pokroju klawesynu, organów, syntezatorów i rozmaitych perkusjonaliów. Artyści mają sobie za nic zasady klasycznej harmonii; praktycznie cała partytura oparta jest na improwizacjach z pogranicza modernistycznego jazzu, rocka progresywnego i szeroko pojętej psychodelii. Nie brakuje tu zatem awangardowego jazgotu, a przy tym rozmaitych brzęczeń i trzeszczeń. Ponadto Morricone, w przeciwieństwie do wielu giallo, które odznaczały się tematem głównym, redukuje do zera melodykę. Ba, Maestro i reszta członków Il Gruppo byli najwyraźniej tak zdecydowani na atonalną ścieżkę dźwiękową, że w jedynej scenie, w której pojawia się miejsce dla muzyki lirycznej, została wykorzystana Belinda May, czyli bossa-nova z dwa lata starszego filmu Jej alibi. To przekłada się oczywiście na doznania słuchowe – trzy kwadranse tego typu ilustracji wystawią na ciężką próbę nawet najbardziej cierpliwych słuchaczy. Tym bardziej, że część materiału zlewa się w jedną całość.

Co nie powinno dziwić, Morricone wspominał, że nagrywanie przez Il Gruppo muzyki na potrzeby filmu różniło się od nagrywania muzyki na potrzeby albumów studyjnych. Na podstawie scenariusza lub kadrów Maestro musiał ustalać pewne idee, na podstawie których później muzycy opierali swoje improwizacje. Sam pomysł na ilustrację nie był jednak szczególnie wyjątkowy – hałaśliwa i psychodeliczna muzyka brzmi niezbyt zaskakująco w tego typu kinie. Trzeba jednak przyznać, że Castellari całkiem szczodrze korzysta z muzyki Morricone, która, jakby nie było, staje się jednym z wyróżników filmu.

Patrząc z punktu widzenia statystycznego miłośnika muzyki filmowej, Cold Eyes of Fear pokazuje tę „ciemną stronę” twórczości Ennio Morricone – skupioną przede wszystkim na eksperymentach z dźwiękiem i omijającą szerokim łukiem melodykę. Choć jest to kolejny dowód na to, jak bardzo wszechstronnym twórcą był rzymski Maestro, raczej trudno będzie znaleźć kogoś, kto przejdzie przez ten album bez żadnego problemu.

Najnowsze recenzje

Komentarze