Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Rachel Portman

Never Let Me Go (Nie opuszczaj mnie)

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Tomasz Ludward | 01-09-2016 r.

W 2010 roku Rachel Portman napisała muzykę do jednego filmu. Liczba ta nie ma znaczenia, biorąc pod uwagę styl kompozytorki. Dawno już bowiem umarły nadzieje słuchaczy na coś oryginalnego i porywającego autorstwa Brytyjki. Nawet jeśli jej projekty można było w ostatnim latach liczyć na palcach ręki, rzadko kiedy dostawaliśmy coś spoza zabarykadowanej strefy bezpieczeństwa, którą Portman budowała powoli, aczkolwiek konsekwentnie od końca lat 90. Prym jaki wiodła na polu romantycznych, niezobowiązujących tworzywek był niekwestionowany. Mało tego, wypracowana mikstura skocznych i łatwo wpadających w ucho melodyjek przyniosła Portman kontrowersyjnego Oscara za austenowską Emmę – zadziała zasada Oskar za najsłabsze dzieło. Idąc dalej, można rzec, że w jej wypadku nagroda powinna obejmować całokształt twórczości, która zamysłem od Emmy, ze wszech miar, nie ustępuje.

Nie dziwi zatem kompozytorski angaż Portman w adaptacji brawurowej powieści Kazuo Ishiguro Nie opuszczaj mnie. Filmem pokierował spec od teledysków i reklamy Mark Romanek, który swoją obsadę skupił na młodym i spragnionym ekranowej krwi kwiecie brytyjskiej młodzieży: Keira Knightley, Andrew Garfield i będąca narratorką opowieści – Carey Mulligan. Cała trójka przynależy do zbudowanej na tradycji i dyscyplinie szkoły Hailsham. Malowniczo usytuowany kompleks zakłada edukację od najmłodszych lat. Jego wychowankom czas błogo upływa na graniu w krykieta oraz śrubowaniu założeń programowych, nad którymi pieczę trzyma oschła i skostniała kadra nauczycielska. Niektórzy jednak wiedzą więcej niż inni. Gdy tylko zabrzmi ostatni dzwonek, okrutna prawda o Hailsham położy się mrocznym cieniem na życiu naszych bohaterów.

Tym sposobem historia uderza w dwa osobne rejestry. Początkowo poruszamy się wśród uroków wczesnej edukacji, życia w internacie i odkrywaniu talentów. Rzeźbienie jednostek wykształconych oraz wrażliwych na piękno odbywa się przy akompaniamencie melancholijnych skrzypiec Portman, tak jakby poczucie straty było częścią naszych bohaterów już od samego początku. The Pier rozciąga charakterystyczny dla kompozytorki temat o nieśpiesznym tempie, bardzo mocno akcentowanym solowymi aranżacjami na skrzypce Patrici Clayford. Muzyka wznosi się i opada, nadając lekkość narracji – dosłownie, bowiem film to jedna długa retrospekcja przedstawiona oczami Kathy H. Poszczególne utwory z górnej stawki, opowiadającej za okres dzieciństwa, wprowadzają zatem nutkę optymizmu, tak jak frywolne Bumper Crop i cudowne The Boat. Jest to jednak radość fałszywa o niepewnym podłożu, łatwo wyczuwalnym zwłaszcza w Madame Is Coming, gdzie trudna rzeczywistość bierze górę nad złudną idyllą. To muzyczny znak, który jako pierwszy popycha trójkę przyjaciół w stronę tragicznego przeznaczenia.

Drugi rejestr, jak ławo się domyślić, to dorosłość, a raczej jej zalążki. Opuściwszy mury Hailsham, Kathy, Rut i Tommy zderzają się z nieznanym, mogąc polegać jedynie na sobie. Grupka wyrusza w tułaczkę, a Rachel Portman na dobre roztacza muzyczne proroctwo. Linia melodyjna staje się depresyjna, i choć momentami urokliwe i naszpikowane marzeniami pianino rzuca światło otuchy, los wszystkich, również ścieżki, wydaje się przesądzony. Słuchając Kathy and Tommy, stanowczego Life As A Carer, i rozpaczliwego Souls At All, zbliżamy się do finału tej smutnej opowieści, której nierozłączną częścią stają się skrzypce, wiolonczela, pianino i harfa. Duchem kompozytorskim Portman nie odpuszcza nawet na chwilę. Dźwięki odmierzone są od linijki, brzmiąc zawstydzająco znajomo. Zadziwia natomiast inna rzecz. To nieczęsty widok, kiedy autorka Czekolady tak bezceremonialnie zarzuca sieć w te najtrudniejsze i najsmutniejsze rejony tematyczności. Idealnie udaje jej się oszacować sceny, ich wagę i przekazywany ładunek emocjonalny. Nie mamy zatem powtórki z rozrywki – miękkiego lądowania na przyjaznych, niczym nieskrępowanych manowcach. W Nie opuszczaj mnie do głosu dochodzi artystyczna odpowiedzialność, odarta z cukrowanej liryki i przykrej asekuracji, jaką często można było spotkać na warsztacie Brytyjki. Potwierdzeniem tego niech będzie porywcza suita We All Complete. To wspaniały, pełen nastrojowej huśtawki epilog, którego druga połowa to najprawdopodobniej najpiękniejszy fragment w całej karierze Portman.

Minusy tego albumu to tak naprawdę minusy stylu jego twórczyni. Na szczęście tym razem udało się je w większości zniwelować. Razić może przede wszystkim sam zamysł lekkich i klasycznych do szpiku kości tematów – swoją drogą nie przypisanych do niczego szczególnego. Bardziej rozsiane po albumie, owszem, tworzą smukłą całość, ale wypadają odrobinę blado w zestawieniu z postaciami lub fabułą. Wiele z tej pracy można również przypisać Mikołajowi Rimskiemu-Korsakowowi, który z podobną delikatnością czarował słuchacza w swoich symfoniach (Szeherezada). Jakkolwiek tak ambitna inspiracja nie powinna być niczym złym, w przypadku odwiecznych problemów Portman z oryginalnością, takie zapożyczenie wywołać może pewien zgrzyt. Bądźmy jednak uczciwi i spójrzmy na jakość tej pracy. Never Let Me Go to absolutna czołówka Brytyjki. Jeśli sygnować jakąkolwiek pracę jej nazwiskiem, niech to będzie film Marka Romanka. Muzycznie jest to bowiem interpretacja najwyższych lotów, bez której film by sobie nie poradził. Portman wydaje się wszechobecna, wie i widzi wszystko. Jej akompaniament nie tylko sprawdza się jako surowy składnik filmowej produkcji, ale przede wszystkim, wraz z kolejnymi porcjami partytury, powoli przesącza skrywaną tajemnicę. Dla fanów to obowiązek, dla innych pozycja warta najwyższej uwagi. Decydującym pytaniem w historii Nie opuszczaj mnie, jest pytanie o duszę głównych bohaterów. W przypadku muzyki takiego pytania zadawać nie trzeba – soundtrack Rachel Portman duszę bez wątpienia posiada.

Najnowsze recenzje

Komentarze