Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jon Ekstrand

Morbius

(2022)
4,9
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 23-05-2022 r.

Komiksowi superbohaterowie Marvela rozdarci są pomiędzy dwa wielkie studia produkcyjne: Disneya oraz Sony. O ile więc współpracują one ze sobą, o tyle są w stanie tworzyć ciekawe dla widzów historie przynoszące olbrzymie zyski. Gorzej, kiedy mniej doświadczony w tym temacie podmiot podejmuje własne próby przeniesienia na duży ekran przygód wybranych postaci. I choć Venom nie jest tutaj idealnym przykładem przez wzgląd na popularność wcielającego się w główną rolę i generującego zyski Toma Hardy’ego, to już Morbius dobrze odzwierciedla wszelkie bolączki podejścia studia Sony do komisowych postaci. Projekt którego realizację odkładano w czasie po wielokroć, w 2018 roku otrzymał w końcu zielone światło. Jego premierę przekładano wielokrotnie – głównie przez wzgląd na pandemiczne ograniczenia, ale w kuluarach mówiło się również o fatalnych reakcjach na pokazy testowe. Mimo wszystko nie słyszało się, aby podejmowano jakieś próby naprawy tego widowiska. W końcu trafiło one do kin w kwietniu 2022 roku i od razu spotkało się z miażdżącą krytyką. Nie ma się czemu dziwić wszak Morbius kuleje nie tylko pod względem narracyjnym. Historia genialnego naukowca, który testuje na sobie cudowny lek na rzadką chorobę opowiedziana została po prostu nieciekawie. Mało absorbujący są również główni bohaterowie z wcielającym się w tytułową rolę, Jaredem Leto na czele. Porażkę widowiska Daniela Espinosy przypieczętowała kiepska otoczka wizualna, przez którą przemówiły ograniczenia budżetowe produkcji. Można więc przypuszczać, że marzenia producentów o licznych crossoverach z innymi komiksowymi herosami raczej się nie spełnią.

Jeszcze pod koniec 2019 roku świat obiegła informacja, że ścieżkę dźwiękową do Morbiusa stworzy Jon Ekstrand. Wybór akurat tego kompozytora nie powinien dziwić w kontekście jego wcześniejszej współpracy z reżyserem Danielem Espinosą. Szwedzki twórca dał się poznać od dobrej strony tworząc muzykę do thrillera s-f Life, choć nikt się nie spodziewał, że podobne brzmienia zaangażowane zostaną na potrzeby komiksowej ekranizacji. Dodatkowo spiralę oczekiwania nakręcał sam kompozytor, który w wywiadzie dla Variety opowiadał o licznych inspiracjach – w tym słynną partyturą Wojciecha Kilara do Draculi. Ile z tych obietnic faktycznie przekutych zostało na gotową już ścieżkę dźwiękową? Niewiele. A nawet jeżeli takowe inspiracje się pojawiły, to zostały one zduszone pod naporem agresywnych, współczesnych form kreowania napięcia i dynamizowania akcji.

Po Morbiusie można było się spodziewać wszystkiego, ale na pewno nie tego, że stanie się tubą, przez którą wykrzyczane zostaną mainstreamowe rozwiązania typowe dla gatunku trailer music. Wszystko opiera się więc na olbrzymiej ilości warstw perkusyjnych, na które nakładane są elektroniczne lub smyczkowe ostinata. Kwestia budowania napięcia rozwiązana została często dawkowanymi „riserami” oraz dysonansami. I aby jeszcze bardziej zagęścić samą aranżację, całość podbita została pracującymi na bardzo niskich częstotliwościach liniami basowymi. Trzeba przyznać, że w skojarzeniu z niektórymi scenami i w otoczeniu efektów dźwiękowych takie rozwiązanie miało prawo się sprawdzić. Nie jestem jednak przekonany, czy zacieranie granicy między pracą dźwiękowców a kompozytora traktować należy jako zaletę, a może też wadę całej produkcji. Jeżeli bowiem oczekiwaliśmy po muzyce do kina superbohaterskiego jakiegoś tematycznego znacznika, to oglądając Morbiusa możemy poczuć się głęboko rozczarowani.

Najbardziej rozczarowująca będzie jednak przygoda z albumem soundtrackowym, gdzie wrażenie obcowania z anonimową, wypraną z tożsamości ilustracją jest tylko potęgowane. Godzinna selekcja utworów mogłaby z powodzeniem posłużyć za bibliotekę muzyki użytkowej dla twórców zwiastunów filmowych. Zimmerowski sposób budowania podniosłego crescenda, masywne brzmienie w kulminacjach… W kwestiach produkcyjnej pedanterii i osiągania drogą na skróty pewnych emocji, produkt ten spełnia swoje podstawowe założenia. Jest przy tym na pewien sposób przebojowy – na tyle na ile przebojowa może się okazać współczesna muzyka trailerowa. Nie przypisywałbym jednak temu soundtrackowi żadnych innych właściwości. Entuzjazm z jakim odbierać będziemy poszczególne fragmenty ulotni się tak szybko, jak szybko znudzimy się brakiem pomysłów na urozmaicenie treści. I nie trzeba do tego programowej godziny czasu trwania. Wystarczy kilka następujących po sobie utworów, aby stwierdzić, że czas spędzony przy całym albumie będzie – w najlepszym przypadku – nie do końca dobrze wykorzystanym.

Można więc podsumować całe to doświadczenie, że jaki film, taka i muzyka. Mimo wszystko przykład drugiego Venoma pokazał, że nawet do kiepskiego filmu można stworzyć przynajmniej w jakiś sposób angażującą (tematycznie i aranżacyjnie) oprawę muzyczną. Szkoda, że tutaj tego zabrakło.

Najnowsze recenzje

Komentarze