Ryuichi Sakamoto

Merry Christmas Mr. Lawrence (Wesołych Świąt pułkowniku Lawrence)

(1994)
Merry Christmas Mr. Lawrence (Wesołych Świąt pułkowniku Lawrence) - okładka
Tomek Rokita | 21-09-2007 r.

We współczesnej muzyce filmowej obok twórców ściśle związanych z materią filmową (i mających klasyczne korzenie), na nie mniejszą popularność i uznanie zasługują artyści poruszający się na obrzeżach muzyki filmowej. Twórcy, którzy swymi nielicznymi pracami głęboko wryli się w pamięć słuchaczy. Nie napisali zbyt wielu ścieżek dźwiękowych, ale filmy, do których już postanowili iż skomponują oprawę muzyczną, zawsze zyskiwały dzięki nim niezwykle świeży, unikalny „głos”. Właśnie tacy twórcy jak Vangelis, Eric Serra, Peter Gabriel, Michael Nyman czy Japończyk Ryuichi Sakamoto. Ostatni z wymienionych rozpoczynał swą karierę kompozytora jako gwiazda popowo-rockowa w bardzo dalekim Kraju Kwitnącej Wiśni. Jego debiutem kompozytorskim okazał się zapomniany już, antywojenny film Nagisy Oshimy pt. „Wesołych Świąt pułkowniku Lawrence”. Obraz to niezwykły, coś w stylu „Mostu na rzece Kwai”, a raczej kompletne zaprzeczenie tegoż. W głównych rolach wystąpili sam Sakamoto i David Bowie(!). Sakamoto na pewno dzięki swemu aktorskiemu udziałowi (zdjęcie po prawej) podszedł do muzyki niezwykle emocjonalnie i inspirująco. Przecież niecodziennie można komponować muzykę dla samego siebie na ekranie! Z pewnością ten istotny szczegół był dla niego znaczący w zrozumieniu istoty i roli muzyki w filmie Oshimy.

Kompozytor podszedł do muzyki również w sposób anty-klasyczny. Skomponował eksperymentalną ścieżkę na solidnym oparciu elektroniki i syntezatorów, wykorzystując swe doświadczenia z zespołu „Yellow Magic Orchestra”, uprawiającego muzykę z pogranicza techno, popu i rocka. Mając więc na uwadze rok produkcji filmu (1983), musimy sobie uzmysłowić brzmienie elektronicznego medium… Z drugiej strony, mimo pewnych uproszczeń rytmiki i melodyki, muzyka ta nie brzmi tak staroświecko jak tego typu muzyka elektroniczna sprzed 20-tu paru lat. Sakamoto jako muzyk popowy/elektroniczny posiada podobnież jak wspomniani wyżej Serra czy Vangelis niesamowity zmysł melodyczny. „Merry Christmas Mr. Lawrence” istnieje właściwie tylko dla swojego wspaniałego, emocjonalnego tematu głównego, pierwszego z serii znakomitych tematów napisanych dla kina przez Sakamoto w całej jego karierze. Budująca, ekspresyjna melodia przywodzi na myśl przede wszystkim późniejsze osiągnięcia Hansa Zimmera (kolejny twórca wywodzący się przecież ze świata pop/rocka…), który w jedyny dla siebie i niepowtarzalny sposób, w swych w prostych z grubsza melodiach potrafił zagnieździć tyleż emocji i co ważne, satysfakcji u słuchającego.

Melancholijny temat Japończyka występuje na soundtracku kilkukrotnie, jest nostalgiczną przeciwwagą dla drugiego, intensywnego tematu głównego (utwory w nazwie ze słowem Seed), który swą kulminację osiąga w emocjonalnym wybuchu w najlepszym, 14-tym utworze na płycie z pamiętnej sceny egzekucji. Dla tej sceny Sakamoto bardzo „udramatycznił” muzykę, wyłącznie opartą o elektronikę i silny bas; wydaje się iż może budować się bez końca. Temat pułkownika Lawrence’a został także zaaranżowany na piosenkę Forbidden Colors śpiewaną i współ-skomponowaną przez Davida Sylviana, która znalazła się również na kompilacyjnej płycie pt. Cinemage. W większości kompozycję stanowi elektroniczny underscore, czasami ciekawy i różnorodny brzmieniowo. Czasami jednak także ciężko „słuchalny”, oparty o atmosferyczne sample, odgłosy i eksperymenty brzmieniowe. Traktuje się go raczej jako wymuszony przerywnik pomiędzy wykonaniami głównego tematu oraz nielicznymi subtelnymi utworami, odnoszącymi się do retrospekcji bohatera Bowie’ego. Wtedy jedyny raz ciężar muzyki przejmują klasyczne instrumenty orkiestrowe (smyczki w tym przypadku) albo wzruszający chłopięcy wokal w utworze 8 i 17 – w filmie muzyczny ekwiwalent sumienia głównego bohatera.

Ogólnie elektronicznego tła jest tutaj trochę za dużo, tym bardziej iż jest dość trudny w odbiorze, w pewnych partiach przypomina Vangelisa jak i Jean-Michela Jarre’a. Budowa albumu jest raczej eklektyczna (właściwie wspólny mianownik albumów kompozytora). Utwory różnią się brzmieniowo a całość będzie z pewnością bardziej łakomym kąskiem dla fanów muzyki elektronicznej, choć gwoli przypomnienia więcej tu eksperymentu niż satysfakcjonujących pomysłów i melodii. Album jest wart przesłuchania z pewnością dla swoich obu przewodnich tematów, wartych każdej kompilacji. Tak więc podsumowując: troszkę eklektyzmu, ale żadnej przyprawie przecież trochę pieprzu nie zaszkodzi…;-) Za swój debiut Sakamoto otrzymał min. nagrodę BAFTA. Sakamoto powróci do współpracy z Oshimą 16 lat później filmem „Gohatto”. „Merry Christmas Mr. Lawrence” to na pewno ciekawe rozpoczęcie znajomości z tym niezwykłym twórcą.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.