Grana przez Umę Thurman Panna Młoda, która próbuje się uwolnić z trumny po zakopaniu żywcem, to jedna z najbardziej pamiętnych scen z dylogii Kill Billa Quentina Tarantino. Spora w tym zasługa nie tylko samego pomysłu oraz sprawnego montażu, ale również towarzyszącej sekwencji muzyki. Słynny Amerykanin sięgnął tutaj po utwór L’Arena Ennio Morricone, pochodzący ze spaghetti westernu Zawodowiec Sergio Corbucciego (nie mylić z późniejszym Zawodowcem z Jean-Paulem Belmondo, również zilustrowanym przez Włocha). Wykorzystanie kompozycji niejako unieśmiertelniło tę ścieżkę dźwiękową, dotychczas znaną raczej głównie fanom gatunku oraz twórczości Maestro.
Zanim przejdziemy do rozważań o całokształcie partytury z Zawodowca, to warto wspomnieć, że jej autorem, być może, jest także Bruno Nicolai, w owym czasie częsty dyrygent rozmaitych prac Morricone (Włoch wspominał, że sięgał po jego usługi głównie po to, aby podczas sesji nagraniowej być przy panelu razem z reżyserem). W napisach początkowych filmu Corbucciego przy planszy „muzyka” możemy przeczytać nazwisko Morricone oraz mniejszymi literami również Nicolai. Sprawa jest o tyle zagmatwana, że na sporej części wydań tej muzyki jako kompozytor widnieje jedynie Morricone, podczas gdy rola Nicolai’ego miała być ograniczona tylko do dyrygentury, tak jak to miało zazwyczaj miejsce. Na dzień dzisiejszy faktyczny udział Nicolai’ego jest trudny do określenia.
Zawodowiec to jeden z tzw. „zapata westernów”, czyli spaghetti westernów osadzonych w czasach rewolucji meksykańskiej (1910-1917). Dla statystycznego czytelnika być może interesującym będzie fakt, że głównym bohaterem produkcji jest kowboj o dziwnie znajomo brzmiącym nazwisku Kowalski. Tak, Sergiej Kowalski jest z pochodzenia Polakiem. Od razu napiszę, że Morricone zupełnie odcina się od korzeni protagonisty, skupiając się przede wszystkim na stylistyce względnie typowej dla gatunku oraz na stosownych naleciałościach związanych z miejscem akcji.
L’Arena, ilustracja finałowego pojedynku na arenie cyrkowej, jest sercem recenzowanej partytury. Nosi ona w sobie nieco więcej lekkości i triumfalnego wydźwięku w porównaniu do utworów skomponowanych pod analogiczne sceny chociażby z filmów Sergio Leone. W zasadzie jest to swego rodzaju suita, łącząca w sobie trzy najważniejsze motywy tej ścieżki dźwiękowej. Kompozycję rozpoczyna charakterystyczny, chromatyczny gwizd Alessandro Alessandroniego, podczas seansu najczęściej skorelowany z postacią Kowalskiego. Przechodzi on następnie w miękką melodię trąbki, która ostatecznie ustępuje pompatycznemu motywowi na chór (z doskonałym kontrapunktem trąbki). Całość ma niejako latynoski wydźwięk, co jest potęgowane przez rytm werbli, nawiązujący w pewnej mierze do bolera.
Tematy z L’Arena generalnie przewijają się przez całą ścieżkę dźwiękową, zazwyczaj jednak w bardziej kameralnych aranżacjach. Do tego dochodzą jeszcze dwa inne motywy. Pierwszy z nich jest mollowy, o fatalistycznym wydźwięku, często prowadzony przez organy, drugi natomiast bardziej typowy dla muzyki suspensu, oparty głównie na krótkich zawołaniach sekcji dętej blaszanej.
Jak na ścieżkę dźwiękową ze spaghetti westernu, to znajdziemy tu wyjątkowo sporo kawałków nawiązujących do muzyki źródłowej. Oczywiście takowe utwory są niemalże obowiązkowymi bywalcami partytur ze spaghetti westernów, w tym Morricone, niemniej zazwyczaj pełniły one rolę swoistych przerywników, raczej nigdy nie zawłaszczając sobie zbyt wiele przestrzeni. W przypadku Zawodowca jest jednak inaczej. Takowych kompozycji, sygnowanych zresztą nazwiskiem Włocha, jest tu całkiem sporo. Z racji miejsca akcji filmu, posiadają one głównie meksykański rodowód, przyjmując kształt przyśpiewek lub przygrywek tamtejszych kapeli. Właściwie niekiedy możemy się poczuć, jak na jakimś weselu sowicie zakrapianym tequilą. Co ważne, elementy te inkorporowane są do muzyki ilustracyjnej – energetyka meksykańskich brzmień sprawiła, że takowe stylizacje nieźle sprawdziły się chociażby w scenach akcji. Ponadto Morricone konfrontuje je z klasyczną ilustracją filmową. Przykładem na to jest utwór Paco, w którym usłyszymy muzykę w stylu fiesty przeplecioną ze wspomnianym wcześniej motywem suspensu na blachy.
Nie będę nikogo oszukiwał – na ścieżce dźwiękowej z Zawodowca nie znajdziemy nic równie efektownego, jak niemal kultowe już L’Arena. Myślę jednak, że warto sięgnąć po tę pracę, choćby po to, aby przekonać się, jak brzmią zalążki pomysłów, które ostatecznie wyewoluowały w tę spektakularną kompozycję. I nawet jeśli meksykański materiał może się okazać przeszkodą dla co niektórych odbiorców, to jednak trzeba przyznać, że soundtrack sam w sobie tworzy całkiem przyjemne słuchowisko.