Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Randy Newman

Marriage Story (Historia małżeńska)

(2019)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 11-12-2019 r.

Nigdy nie byłem wielkim fanem muzyki Randy’ego Newmana. Jego przytłaczający sposób ilustrowania filmów (głównie animacji oraz kina familijnego), co prawda sprawdzał się w kontekście filmowym, ale poza nim w żaden sposób mnie nie fascynował. Wszystko się zmieniło, kiedy w moje ręce trafiła ścieżka dźwiękowa do Historii małżeńskiej. Zaskakująco krótka i intymna w treści, skłoniła do sprawdzenia, jak sobie radzi w warunkach filmowych. I była to jedna z lepszych filmowych decyzji, jakie podjąłem na przestrzeni minionych kilku miesięcy.



Historia jakich wiele we współczesnym świecie. Nowojorskie małżeństwo (Nicole i Charlie) z kilkuletnim stażem, nie mogąc dojść do porozumienia w podstawowych kwestiach, podejmuje decyzję o rozstaniu. Pozornie prosta, administracyjna czynność, z biegiem czasu staje się dla obojga prawdziwym koszmarem. Kiedy Nicole wyprowadza się do Los Angeles, a do procesu mediacji dołączają prawnicy, życie byłych małżonków i ich dziecka staje na głowie. Historia małżeńska w reżyserii Noah Baumbacha, to nie tylko przejmująca opowieść o rozpadzie związku. To również próba zrozumienia obu stron konfliktu, które mimo przeżywanego dramatu nie potrafią oddalić od siebie żywionych przez lata uczuć. W takiej sytuacji trudno nie wzbudzić w sobie choćby krzty współczucia. Przejmujące obrazy wsparte są bowiem popisowymi kreacjami Scarlett Johansson oraz Adama Drivera, który urasta do miana jednego z najlepszych aktorów w branży. Ale nawet najlepiej odtworzone role nie zastąpiłyby dobrze przygotowanego scenariusza, który w tym przypadku napisało samo życie – a dokładniej doświadczenia z przeszłości reżysera. Opowieść o Nicole i Charliem jest więc o tyle autentyczna w wymowie, iż stanowi w gruncie rzeczy przerobienie trudnej dla Noah Baumbacha przeszłości. Ową autentyczność potęguje wrażenie obcowania z oldschoolowym, tworzonym gdzieś w latach 70., dziełem, gdzie króluje niespieszna dynamika, niechlujny montaż oraz dalekie lub bardzo bliskie plany. I cieszy fakt, że takie właśnie obrazy zaczynają coraz częściej pojawiać się na platformach streamingowych, stając się produktem z jednej strony powszechnym. Z drugiej natomiast nic nie tracącym na swojej artystycznej wymowie.



Po co o tym wszystkim piszę? Ponieważ wydaje się to bardzo istotne, aby zrozumieć decyzje, jakie wpłynęły na taki, a nie inny kształt ścieżki dźwiękowej. Muzyki będącej tylko konturem kreślącym linie wiążące ze sobą dwójkę skłóconych małżonków. Choć delikatnym w rysie, to jednak dosyć wyraźnym dzięki wykorzystanym barwom. Noah Baumach doskonale wiedział kto spełni jego nietypowe oczekiwania. A tym kimś był Randy Newman, z którym już współpracował przy okazji swojego poprzedniego filmu, Opowieści o rodzinie Meyerowitz. Sposób ilustracji odbiegać miał od lansowanych obecnie standardów uwypuklania nastrojów, czy podkręcania dynamiki. Wszystko to zdawało się nie istotne z punktu widzenia dwójki głównych bohaterów spoglądających na smutny koniec ich związku przez pryzmat wielu wspólnych doświadczeń i wzajemnego przywiązania. Szukanie tego co łączy, a nie dzieli, stało się niejako wytyczną działania dla Randyego Newmana. I doskonałą okazją do ustawienia tonu ścieżki dźwiękowej była długa sekwencja otwierająca Historię małżeńską. Monologi z montażem ujęć obrazujących normalne, szczęśliwe życie rodzinne Barberów dały sposobność do wyprowadzenia kilku ckliwych melodii otoczonych bardzo subtelnym płaszczykiem aranżacyjnym. Powiedzieć, że ścieżka dźwiękowa do filmu Baumacha jest kameralna, to za mało. Randy Newman posługuje się dosłownie garstką wykonawców, aby zanurzyć widza w romantycznym nastroju. A czyni to w dosyć nietypowy sposób, uciekając się do technik i sposobów praktykowanych przez ojców gatunku muzyki filmowej, w tym jego własnego przodka – Alfreda Newmana. Ascetyczne orkiestracje dokonane przez samego Dona Davisa nie odebrały tej pracy urokliwego, teatralnego wręcz wydźwięku.

Można zaryzykować stwierdzenie, że filmowa Małżeńska historia nie potrzebowała więcej muzyk aniżeli ta, która wybrzmiała w ujmującym prologu. Dalszy rozwój wydarzeń ukazujący pogłębianie się dystansu między małżonkami zupełnie nie sprawdziłby się w tego typu graniu. Randy Newman odsunął się więc w cień, pozwalając aktorom skupiać na sobie praktycznie całą uwagę. Jedynym wyjątkiem, kiedy decydował się zaingerować są sceny, gdzie reżyser pokazuje, że mimo toczącej się batalii o przyszłość, Nicole i Charlie skrycie tęsknią za tym, co było niegdyś. Za wypełniającym ich uczuciem i taką prostotą codzienności. I dokładnie w takim tonie przemawia ckliwa, nie odcinająca się od klarownej melodyki, ścieżka dźwiękowa. Liryczny ton tylko sporadycznie ustępuje miejsca muzycznej melancholii, towarzyszącej obrazem pogrążonych w smutku bohaterów. I trzeba przyznać, że jak na dosyć znikomą rolę, jaką otrzymała w tym filmie muzyka, to każde jej wejście czyni filmową Historię małżeńską bardziej wiarygodną i ujmującą. To rzadki dar w świecie, gdzie zwykło się zapełniać muzyką niemalże każdą sekundę filmu. Tym bardziej należy docenić podejście reżysera, że nie uległ pokusie dopowiadania pewnych scen piosenkami dobranymi z kanonu muzyki popularnej. Zaufał kompozytorowi w stu procentach, a ten dokładnie tyle samo oddał w swojej wyjątkowej pracy. Jedynym dopełnieniem tej skromnej warstwy muzycznej są utwory wyśpiewywane przed kamerą przez Nicole i Charliego. Piękno w najczystszej postaci.



I szkoda, że tego piękna nie można w taki sam sposób przełożyć na indywidualny odsłuch soundtrackowy. Album wydany nakładem Lakeshore Records pomija bowiem wspomniane wyżej piosenki. Z kolei bardzo pedantycznie przedstawia nam to, co Randy Newman skomponował na potrzeby Historii małżeńskiej – całe 24 minuty i 51 sekund oryginalnej ilustracji. Ot wylewność, która z jednej strony nie pozwoli nam „odpaść” z nudów. Z drugiej dostarczy nam optymalną dawkę lirycznej słodyczy utrzymanej w romantycznym tonie.



Osią wokół której obraca się całe to słuchowisko są pierwsze dwa kawałki ilustrujące monologi bohaterów. Jest to wykładnia tematyczna i stylistyczna tworzonej przez Newmana partytury. I właściwie na tym moglibyśmy zakończyć nasz odsłuch, ponieważ każdy kolejny utwór jest niejako nawiązaniem do narzuconych tu standardów. Zasadnicze różnice zachodzą w tempie, artykulacji i roli poszczególnych instrumentów. Czasami jest żywiołowo, z pełną dozą optymizmu, jak wProcession to the Trailer. Innym razem przejmująco (Trick or Treat). Jedno jest pewne. Zabieranie się za ten soundtrack bez znajomości filmu może odciąć słuchacza od czerpania pełnej przyjemności z odsłuchu. Pozbawiona kontekstu ścieżka dźwiękowa Randy’ego Newmana może się wydać taką anachroniczną, ciepłą kluchą, po wysłuchaniu której dosyć szybko przejdziemy do porządku dziennego.

Mimo wszystko gorąco zachęcam wszystkich miłośników muzyki filmowej do wsłuchania się w ten soundtrack. Praca ta jest bowiem na pewien sposób wyjątkowa – tak zachowawcza, jak to tylko możliwe, a zarazem wyciskająca z obrazu maksimum emocji. Do pełni szczęścia brakuje tylko wspomnianych wcześniej piosenek w wykonaniu aktorów. Ale nawet i bez tych utworów album z muzyką do Historii małżeńskiej jawi się jako jedna z lepszych ścieżek dźwiękowych 2019 roku. I jak widzę po decyzjach różnych gremiów oraz krytyków, nie jestem w tym zdaniu odosobniony.

Najnowsze recenzje

Komentarze