Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Johan Soderqvist

Madame Web

(2024)
3,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 22-03-2024 r.

Orkiestrowo-elektroniczny miszmasz ginie w natłoku dźwiękowych wrażeń, jakie serwuje nam wątpliwej jakości widowisko.

Studio Sony upojone sukcesem Spider-Mana oraz Venoma kuje żelazo póki gorące. Tym razem idąc naprzeciw żeńskiej części widowni postanowiło przenieść na taśmę filmową przygody Madame Web. „A któż to jest?” mógłby zapytać statystyczny popcornożerca. Na nieszczęście decydentów, sięgnięcie po mało znaną w popkulturze postać zbiegło się z fatalną realizacją widowiska, co zaowocowało jedną z największych katastrof finansowych w gatunku kina komiksowego. Obraz w reżyserii S. J. Clarkson bardziej przypomina bowiem film kierowany bezpośrednio na streaming niż kinową przygodę. Rozkład materii można zauważyć niemalże na każdej płaszczyźnie gatunkowego jestestwa Madame Web. Od scenariuszowej począwszy, poprzez realizacyjną i wykonawczą, aż po post-produkcyjną. W znacznym stopniu dotyka on również warstwy muzycznej.

Do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowany został kompozytor szwedzkiego pochodzenia, Johan Soderqvist. Karierę rozwijał już od lat 90, ale świat o nim usłyszał dopiero dekadę temu, kiedy szerokim echem obiła się skandynawska produkcja Kon-tiki, do której tworzył muzykę. Od tego momentu z różnym skutkiem kompozytor ten próbował swoich sił w zagranicznych produkcjach, m.in. serii gier Battlefield. Aczkolwiek „wielki” projekt przyszedł dopiero wraz z rokiem 2023, kiedy dostał angaż do omawianej tu historii komiksowej. Czy ambitny kompozytor miał jakiekolwiek szanse w starciu z wielką machiną produkcyjną?

Odpowiedź na to pytanie powinna być oczywista: Hollywood połknął, przeżuł i wypluł talent Szweda. Kariera Johana Soderqvista jest lustrzanym odbiciem tego, co prezentuje inny krajan, Ludwig Göransson. Jasne, że w przypadku tego drugiego znaczącą rolę odegrała współpraca z utalentowanym reżyserem, ale w kontekście dotychczasowych osiągnięć Soderqvista, trudno mówić o jakiejkolwiek próbie oczarowania Hollywood swoim potencjałem. Przykład Madame Web jest tutaj znamienny.

O ile więc początek opowieści, która obrazuje codzienne życie bohaterki i odkrywanie jej zdolności daje możliwość wykazania się większą kreatywnością, to już sekwencje akcji zupełnie odbierają kompozytorowi prawo głosu. Soderqvist staje się bezwiedną pacynką tworzącą mainstreamowe, odarte z tożsamości sekwencje zwarte w rytmicznym tańcu z dynamiką montażu. Kreowany za pomocą tradycyjnych środków, orkiestrowo-elektroniczny miszmasz ginie jednak w natłoku dźwiękowych wrażeń, jakie serwuje nam wątpliwej jakości widowisko Clarkson. A absencja przykuwających uwagę tematów stawia tę pracę w szeregu najmniej frapujących ilustracji kina superhero. A miało być tak pięknie…

Piękną przygodą nie będzie również doświadczenie soundtrackowe. Niespełna godzinny album wydany nakładem Madison Gate Records mógłby sobie zbić piątkę z podobnym tworem tego studia – Morbiusem. Pod płaszczykiem podniosłych fraz i heroicznych melodii ziele pustka gatunkowego mainstreamu, która statystycznego melomana skutecznie zniechęci do kolejnych powrotów. W toku słuchania dostarczana jest co prawda rozrywka w postaci zgadywanki na jakich ikonicznych pracach lub motywach wzorowany jest dany fragment, ale na dłuższą metę prowadzi to donikąd. Właściwie do przekonania, że po wysłuchaniu jak najszybciej zechcemy zapomnieć o tej pracy.

Obawiam się że Madame Web nie dość, że nie pomoże Soderqvistowi w hollywoodzkiej karierze, to jeszcze może mu zaszkodzić. Ciągnąca się za filmem zła prasa będzie rzutowała na przyszłe angaże. Cóż, zawsze pozostaje kino mniejszego formatu, gdzie można więcej, a presja związana z oczekiwaniami jest zdecydowanie mniejsza.

Najnowsze recenzje

Komentarze