Lolita, najsłynniejsza powieść Vladimira Nabokova, była dwukrotnie przenoszona na wielki ekran. Pierwszy dokonał tego w 1962 roku Stanley Kubrick, opierając się o scenariusz przygotowany przez autora książki. Na kolejną ekranizację o podkochującym się w czternastolatce nauczycielu w średnim wieku przyszło czekać 35 lat. Za kamerą tym razem stanął Adrian Lyne, spec od zabarwionych erotycznie dramatów i thrillerów. Angielski reżyser zwykł pracować ze znakomitymi kompozytorami i Lolita nie jest wyjątkiem od tej reguły. Tym razem zaprosił do współpracy Ennio Morricone.
Lyne nie chciał w swoim filmie muzyki wyrazistej, takiej, która przejmowała by audiowizualną sferę obrazu. Nie oznaczało to jednak, że oczekiwał partytury bez stosowanego ładunku emocjonalnego. Ba, gdy Morricone podczas jednego z pierwszych spotkań zagrał mu fortepianowe próbki przyszłych tematów, nie był z nich zadowolony. Włoch próbował tłumaczyć, że to tylko zalążki, ale Lyne pozostał nieugięty. Maestro zmuszony był napisać wszystko od początku. Nowe melodie ostatecznie spełniły oczekiwania reżysera, niemniej odrzucenie pierwszych tematów włoski kompozytor wspominał jako jeden z najtrudniejszych momentów w swojej karierze.
Zdziwiłbym się, gdyby Lyne’owi nie spodobała się finalna muzyka, bo ta, jak to u Morricone, zachwyca swoją urodą, choć na pierwszy rzut ucha może się wydawać dość niepozorna. Włoch przygotował trzy tematy wiodące. Pierwszy z nich, z utworu tytułowego, to z pewnością najbardziej rozpoznawalna idea muzyczna napisana na potrzeby Lolity. Rozpoczyna się od fortepianowego ostinato, po czym przechodzi w smutną i urzekającą melodię na szklaną harmonikę. Zanurzona w znaku firmowym maestro – eterycznych smyczkach prowadzonych w wysokich rejestrach – tworzy marzycielski, a patrząc z perspektywy głównego bohatera, niejako fantazyjny ton. W drugiej części kompozycji Morricone wprowadza na moment dziecięcy głos, ledwo nakreślony, jakby niezauważalny, co należy interpretować jako nawiązanie do nastoletniej Lolity. Siłą utworu jest jednak wspomniana szklana harmonika. Przyznam się szczerze, że mam słabość do tego instrumentu, a ze wszystkich prac Morricone to właśnie w Lolicie jego udział jest najbardziej zauważalny.
Drugi temat można nazwać miłosnym. Powstał najpewniej z inspiracji sceną pierwszego spotkania Humberta z Lolitą – to właśnie ten moment filmu zrobił największe wrażenie na Morricone i przesądził o przyjęciu angażu. Linia melodyczna jest piękna, choć jednocześnie raczej dość klasyczna dla Włocha, zwłaszcza w obliczu dobrze znanego stylu orkiestracji. W wyższych rejestrach słyszymy ponownie charakterystyczne i rozmarzone smyczki, natomiast w dolnych ta sama sekcja buduje harmonie zapoczątkowane (a na pewno spopularyzowane) w ścieżce dźwiękowej z Dawno temu w Ameryce. Ciekawa jest druga część tematu, w której przejawia się pewna nutka obłędu i pożądania, które targają filmowym protagonistą. Trzeci temat natomiast wywodzi się z ostinato z utworu tytułowego. Zazwyczaj słyszymy go w aranżacji na fortepian w asyście smyczków. Melodia jest prosta, czuła, a przy tym nosi w sobie pierwiastek zadumy, co odzwierciedla rozterki zagubionego w swoich perwersyjnych skłonnościach Humberta.
Uwagę zwraca również wzajemne przenikanie się poszczególnych utworów. Morricone bazuje na podobnym instrumentarium, stosuje analogiczne harmonie, często nawet zestawiając ze sobą tematy, co jeszcze bardziej uwypukla sentymentalną narrację. Dobrym przykładem jest temat Quilty’ego, pisarza, który potajemnie nagrywa dziecięcą pornografię. I tym razem pojawia się szklana harmonika, znów też będzie nam dane usłyszeć fortepianowe ostinato i te same harmonie smyczków. Dodatkiem są tu jednak partie gitary i skrzypiec, tworzące odrobinę przerysowany obraz czarnego charakteru (nie miałbym jednak zastrzeżeń do Morricone, biorąc pod uwagę nieco przestylizowany sposób przedstawienia tej postaci). W te same tendencje wpisuje się ponadto temat z utworu Ladies and Gentlemen of the Jury, który otwiera i zamyka film Lyne’a. Ciepła melodia połączona z krótkimi i niepokojącymi wtrętami wyraźnie przypomina Hell’s Kitchen z filmu Stan łaski.
Osobny akapit można poświęcić utworowi Requiescant, ilustracji filmowej kulminacji. To jedyna tak modernistyczna pozycja na tym albumie. Co ciekawe, polifoniczne partie chóru pochodzą z kompozycji Bambini del Mondo na 18 głosów dziecięcych, skomponowanej na potrzeby filmu Ten to Survive z 1979 roku. Zestawienie ich z sekcją smyczkową oraz drewnem pozwala osiągnąć charakterystycznie mglisty i mistyczny efekt. Maestro sam podkreślał dwuznaczność tej kompozycji. Można ją traktować jako requiem zarówno dla Quilty’ego, jak i Humberta. W obydwu przypadkach użycie dziecięcych wokali ma swoje podłoże w seksualnych preferencjach bohaterów.
Recenzowane tutaj wydawnictwo wydaje się godne polecenia amatorom twórczości Morricone oraz wszelakim odbiorcom chcącym wniknąć w strukturę tej ścieżki dźwiękowej. W porównaniu do oryginalnego soundtracku, na płycie znalazł się prawie kompletny materiał z filmu, a do tego zupełnie pomięto piosenki. Ich rola nie jest w filmie zmarginalizowana, ale w domowym zaciszu zdecydowanie utrudniały kontakt z muzyką Morricone. Obszerna prezentacja przełożyła się także na dwa ambiwalentne aspekty. Po pierwsze, score uzupełnia pięć utworów suspensu She had nowhere else to go (nazwa wzięta od słów wypowiadanych przez Humberta). To muzyka wymykająca się z melancholijnego nastroju, często oparta na chromatyzmie lub dysonansach. Z jednej strony urozmaica odsłuch, z drugiej strony burzy mozolnie budowany klimat. Drugim aspektem jest pewna monotonia. Tematy wracają często, nierzadko w podobnych aranżacjach, przez co album sprawia wrażenie przydługawego. Taka już jednak specyfika wydań kolekcjonerskich i gdybym miał jednak wybierać, czy sięgnąć po wydanie podstawowe, czy recenzowaną tutaj edycję, to z pewnością wybrałbym tę drugą opcję.
Lolita to jedna z najbardziej niedocenianych prac Ennio Morricone z lat 90. Nie jest to muzyka przebojowa i napisana z rozmachem – wprost przeciwnie, jej siła tkwi w urzekającej prostocie, skromności i refleksyjnym nastroju. Warto spróbować wniknąć w ten score, nawet jeśli będzie to wymagało odrobinę cierpliwości. Maestro odpłaca z nawiązką.