Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bronisław Kaper

Lili

(2005)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Lata pięćdziesiąte w Hollywood były pod pewnym względem wyjątkowe. Jak nigdy wcześniej rynek zalewały wtedy masy filmów, gdzie aktorzy popisywali się już nie tylko konsztem wcielania się w poszczególne postaci ale również tanecznym oraz wokalnym. Ludzie spragnieni musicali całymi hordami szturmowali kina nabijając produkcjom naznaczonym tym znamieniem pokaźne cyfry w box office. Na fali tego entuzjazmu powstał obraz Charlesa Waltera, Lili. Ta magiczna opowieść zaczerpnięta z opowiadania Paula Gallico “The Man Who Hated People” balansuje na obrzeżach dramatu, romansu, filmu fantasy oraz tak lubianego przez publiczność musicalu. Umieszczony we francuskiej scenerii obraz porusza problematykę pewnej sieroty, tytułowej Lili (Leslie Caron), która pokrzywdzona przez los stara się zapomnieć o swojej przeszłości spędzając czas pomiędzy wędrownymi artystami. Z czasem znajomość z lalkarzem Paulem, przeradza się w głębsze uczucie… Niestety obrazu nie dane mi było obejrzeć ale zdobiąca go muzyka Bronisława Kapera, którą osobiście bardzo sobie cenię, zapowiada ciekawie spędzone przy filmie Waltera półtorej godziny.

Bronisław Kaper to zdecydowanie najlepszy promotor polskich muzyków filmowych XX wieku. Pracując w Ameryce przez ponad 30 lat trząsł podstawami Hollywood stając się jednym z najpopularniejszych kompozytorów Złotej Ery. Na swoim koncie miał ponad 150 partytur filmowych w tym wiele wybitnych, które na stałe przeszły do kanonu muzyki filmowej, tudzież Bracia Karamazov, Polowanie na Bounty, Lord Jim, czy też recenzowane właśnie Lili. Pomimo stosunkowo długiego miotania się kompozytora pomiędzy kinem przygodowym, a dramatem, polskiemu artyście zawsze szczególnie bliskie były musicalowe filmy. Dowodem tego jest pewien interesujący incydent mający miejsce przededniu rozpoczęcia pracy nad Lili. Zaangażowany jednocześnie do dwóch produkcji: Plymouth Adventure i Lili Kaper został postawiony przez szefa studia, a jednocześnie producenta tego pierwszego filmu, Dory Schary w obliczu wyboru. Bronisław bez większych rozterek wybrał Lili co wywołało zdziwienie na twarzy Dory. Zapytany przez producenta czemu nie wybrał akurat Plymouth Adventure (wszak zabierając się za ten film miałby na starcie zapewniony cały potencjał studia do dyspozycji), opowiedział: “Tak, ale drugi obraz ma piosenkę i balet”. W ostateczności Plymouth Adventure zilustrował Miklos Rózsa ale historia ta pokazuje, że Kaper podszedł ambicjonalnie do swojej pracy. Przyniosło to oczywiście wymierne efekty w postaci złotej statuetki Oscarowej za najlepszą partyturę roku 1953. Kaper miał powody do dumy, wszak był wtedy dopiero drugim Polakiem który otrzymał tą nagrodę. Może z radości nie skakał, bo tej samej nocy jego siostra Irena Lurie zginęła w wypadku samochodowym, ale z pewnością rzutowało to na dalszej karierze rodaka.

Aż dziw bierze przyglądając się rynkowi fonograficznemu, że tak mało wytwórni zainteresowało się tą partyturą, która przecież aspiruje do miana kultowej w swoim gatunku. Kilkanście lat po premierze obrazu ukazał się nakładem MGM Records winyl zestawiający fragmenty kompozycji Kapera. Przez długie lata jednak na horyzoncie nie pojawiało się żadne inne wydawnictwo, aż do 2005 roku. Wtedy to Film Score Monthly wzięło partyturę na swój warsztat, odrestaurowało ją i wrzuciło na dysk kompaktowy wypuszczając na rynek w ograniczonym do 3 tysięcy kopii nakładzie. Problem wydania polegał na tym, że do dnia dzisiejszego zachowało się tylko około 1/4 taśm z sesji nagraniowych, więc wybór materiału przy tworzeniu CD był raczej skromny. Stąd też tak dużo miejsca na krążku zajmują utwory alternatywne lub wersje demo. To co jednak znalazło się na krążku FSM w pełni odzwierciedla piękno i ponadczasowy charakter muzyki Kapera, muzyki która zajmuje jedno z pierwszych miejsc w dorobku naszego rodaka.

Przysłuchując się Lili można odnieść wrażenie, że stylistycznie błądzi ona pomiędzy europejskim folklorem, a dziewiętnastowiecznymi baletami. Na element etniczny składają się tu wszelkiej maści akordeony, dzwoneczki, fleciki, tamburyna oraz bębny serwujące słuchaczowi zestaw iście karnawałowych melodii. Utwory przesiąknięte tymi środkami wyrazu, a warto zaznaczyć, że na płycie stanowią powalającą większość, zdobią w filmie między innymi sceny pokazów artystycznych lalkarza Paula, bądź magika Marca (np.: Dog Act Rehearsal czy Magic Act / Dog Act / Can-Can / Ladderpole). Tam gdzie cichnie entuzjastyczny folklor na jego miejsce pojawia się dramat muzyczny. Bronisław Kaper dosyć sprawnie porusza się pomiędzy emocjami epatując całą ich gamą na prawo i lewo, kontrapunktując przy tym z sielanką folklorystyczną. Sprowadza na warsztat wiele standardowych dla okresu Golden Age rozwiązań w dziedzinie ilustracji. Typowe jest tu więc otwarcie partytury podniosłymi fanfarami w Main Title / Pologue oraz zrzucenie odpowiedzialności prowadzenia orkiestry dramatycznym smyczkom w partiach underscore’owych. Oprócz tych sztampowych rozwiązań bierze na tapetę również rosyjskich mistrzów dziewiętnastowiecznych klasyków baletowych zaszczepiając charakterystyczne dla nich techniki kompozycyjne na karty swojej partytury. Doskonałym tego przykładem jest dwunastominutowy, piękny utwór Curtain Down / Lili Leaves Paul / Ballet… podczas słuchania którego dopadają nas specyficzne, dramatyczne smyczkowe melodie kreowane jakby na wzór Jeziora Łabędziego Czajkowskiego. Adoration Ballet odchodzi już z kolei w stronę stylistyki musicalowej czego wyrazem są jazzowe partie w drugiej części utworu.

Wszystkie te inspiracje pomogły rzecz jasna Kaperowi w wykreowaniu stylistyki partytury, jednakże nie stworzyły jej samej. Zrobiła to poniekąd piosenka Hi-Lili, Hi-Lo (swojego czasu kultowa za oceanem). Polak postawił ją w centrum uwagi, zrobił z niej trzon wokół którego obraca się muzyczna karuzela Lili. Jest tematyką kompozycji samą w sobie, melodią wkradającą się na płaszczyzny każdego stanu emocjonalnego jaki przelewa się przez partyturę Kapera. Hi-Lili, Hi-Lo ma bardzo prostą, chwytliwą, akordeonową melodią. Liryka zaczerpnięta z króciutkiej historyjki Helen Deutsch (z którą później będzie współpracował również nad liryką go Glas Slipper) pod tytułem “Song of Love” praktycznie już po pierwszym przesłuchaniu ostaje się w pamięci, a trzeba zaznaczyć że niejednokrotnie usłyszymy ją na płycie FSM. Patrząc na ten zabieg krytycznym okiem można by było oskarżyć Bronisława o pójście na łatwiznę. Problem w tym, że piosenka ta naprawdę fenomenalnie wtapia się w kompozycję pozostawiając po sobie tylko pozytywne wrażenia.

Zresztą cała partytura takie wrażenia pozostawia. Jest to 70minutowa pełna emocji przejażdżka po wykreowanym przez Charlesa Waltera magicznym świecie wędrownych artystów. Szczególne słowa uznania należą się chyba wydawcy, Film Score Monthly, który wypuszczając tą płytę potwierdził tylko swoją pozycję lidera w promowaniu klasyków muzyki filmowej. Dostępne na dysku bonusy: fortepianowe demówki i alternatywne wersje utworów zdobiących film pomagają śledzić rozwój partytury od jej początkowych stadiów. Zamieszczone w booklecie dodatkowe opisy poszczególnych tracków dostarczają wiele informacji o muzyce Kapera. Innymi słowy jest to wydanie godne tej kompozycji – jednego z największych klasyków muzyki filmowej nie tylko w dorobku naszego rodaka ale i całej spuścizny okresu Golden Age. Nic tylko polecić.

P.S.: Serdeczne podziękowania dla Pana Lukasa Kendalla z Film Score Monthly za wszelką pomoc jakiej mi udzielił.

Najnowsze recenzje

Komentarze