Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Piotr Mikołajczak

Ławeczka

(2004)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

To, że z polskim kinem dzieje się ostatnio coś niedobrego wie chyba każdy, kto interesuje się choć troszkę filmem. Na śmiałe projekty nie ma pieniędzy, żeby przyciągnąć widza do kin stosuje się tanie sztuczki scenariuszowe, wyeksploatowane już do granic możliwości za oceanem, a nierzadko chęci młodego pokolenia reżyserów przerastają po prostu ich umiejętności sprawnego posługiwania się obrazem filmowym. Do tego wszystkiego doliczyć trzeba słabnący z roku na rok poziom gry naszej kadry aktorskiej. Stąd wynikają takie nieporozumienia jak Rh+, Superprodukcja, czy chociażby najświeższy “produkt” naszej kinematografii Czas Surferów. W pewnym stopniu ten problem dotknął także Ławeczki Macieja Żaka. Ambitny charakter sztuki Aleksandra Gelmana o burzliwym spotkaniu niegdysiejszych kochanków, będącej podstawą scenariusza, utonął gdzieś w całkiem przeciętnej, serialowej grze Artura Żmijewskiego i Jolanty Fraszyńskiej, oraz w nieciekawej, wręcz nudnawej narracji.

Proporcjonalnie do pogłębiania się zastoju w naszej kinematografii zmniejszyła się także ilość partytur filmowych. Proporcja ta nie przekłada się na szczęście na ich jakość. Rodzimi kompozytorzy światowego formatu królujący dotychczas niepodzielnie w branży jak: Lornec, Kilar, czy Preisner coraz częściej ustępują miejsca zastępom innych, młodych pełnych zapału twórców stawiających pierwsze kroki na drodze do muzyczno-filmowego sukcesu. Takowym jest z pewnością Piotr Mikołajczak. Przyglądając się jego karierze nie mogę oprzeć się dziwnemu wrażeniu “deja vu”. Tak jak niegdyś Krzysztof Komeda, Tomasz Stańko, czy bardziej współczesny nam Krzesimir Dębski, wyrastał on i kształtował się w środowisku jazzowym, eksperymentował tak jak oni i w pewnym momencie swojego życia zetknął się z filmem (Ciężar Nieważkości). Co prawda nie pozostał na tym polu tak aktywny jak wyżej wymienieni artyści (do tej pory Mikołajczak ma zaledwie 3 partytury filmowe na swoim koncie) ale ustawicznie wraca do filmu, za każdym razem prezentując coś ciekawego z artystycznego punktu widzenia.

Większość współczesnych partytur kreowanych na potrzeby filmu jest ściśle podporządkowana obrazowi. Tematyka konstruowana jest z myślą o konkretnych bohaterach, miejscach, czy sytuacjach, a reszta kompozycji pełni rolę jakby niemego narratora, opowiadającego historię rozgrywaną na ekranie i uczulającego widza na pewne elementy w niej zawarte. Ławeczka wyłamuje się nieco z tego schematu. Jak na partyturę filmową trzymana jest w bardzo swobodnej i miejscami “nieilustratorskiej” atmosferze przypominającej raczej nietypowy, samoistny twór niż tradycyjną, inspirowaną obrazem muzykę. Nie jest to bynajmniej żadna rewolucja, gdyż z taką formą pisania mieliśmy już do czynienia, chociażby w przypadku wspomnianego wyżej Komedy, który często i gęsto zaszczepiał do swoich prac rdzenną, niczym nie skrępowaną muzykę jazzową (Matnia, Bariera, Nóż W Wodzie). Mikołajczak zdaje się odświeżać Ławeczką ten dawny proceder serwując nam nowatorskie spojrzenie na styl pracy twórczej muzyków starszego pokolenia związanych z jazzem i filmem jednocześnie.

Jasne jest zatem, że instrumentarium Ławeczki nie wychodzi za bardzo spoza ogólnie przyjętego jazzowego kanonu. Mamy tu trąbkę, instrumenty klawiszowe, gitary akustyczne i basową, kontrabas i perkusję. Sporadycznie usłyszymy także elektronikę “wzbogacającą” od czasu do czasu paletę brzmieniową tych instrumentów (np.: Ona i On, Ławeczka (temat Ona)). Dodatkowo w niektórych utworach nadziejemy się na miły żeński wokal (np.: Przebudzenie, Ławeczka (temat Ona)).

Niezwykle ciekawym zjawiskiem tej partytury jest tematyka. Materiał zawarty na płycie odsłania przed nami dwa podstawowe tematy utrzymujące na sobie cały ciężar kompozycji. Pierwszym z nich to motyw Kasi i Piotra, szybki, rytmiczny i bardzo gęsto rozsiany po całej długości płyty (np.: Ławeczka, Ona I On Na…). Kolejny temat, ilustrujący uwodzicielskie zabiegi Piotra, spotkamy na krążku w utworach 3, 7 i 10. Tangolino, bo pod taką nazwą wszystkie widnieją, daje nam wskazówkę z jakiego typu melodiami będziemy mieli do czynienia. Poza tym spotkamy jeszcze motyw otwierający i zamykający partyturę (Przebudzenie, Sennawka)… Ale przejdźmy może do sedna sprawy. Na czym polega owa ciekawość tematyki o której wspominałem na początku akapitu? Przede wszystkim na roli jaką ona pełni w partyturze. Nie jest bowiem punktem odniesienia do którego kompozytor wraca uzupełniając muzyczne luki, tylko pewnego rodzaju “backgroundem” na bazie którego tworzy coś w rodzaju improwizacji jazzowych. Wzorowym przykładem są ścieżki opatrzone tematem głównych bohaterów filmu.

Nie do każdego jednak trafią takie rozwiązania jakie serwuje nam Mikołajczak. Dla miłośnika zachodnich “ścian dźwiękowych” z lśniącymi motywami i płynną melodyką, będzie to zapewne ciężki do przetrawienia posiłek. Nadmierna eksploatacja tematów dająca w efekcie wrażenie monotonności i niebotyczny czas odsłuchowy płyty mogą się okazać dodatkowymi przeszkodami pokonanie których uda się zapewne nielicznym. Do kogo więc kierowana jest ta pozycja? Przede wszystkim dla ludzi poszukujących czegoś “innego” wśród całej masy jednolitych ścieżek dźwiękowych jakimi zalewany jest ostatnio nasz rynek. Sentymentaliści wspominający ciepło niegdysiejszą aktywność muzyków jazzowych w branży filmowej także nie powinni narzekać na ten album. Osobiście odkładam Ławeczkę na półkę razem z innymi cenionymi przeze mnie eksperymentami muzycznymi, z nadzieją, że nieraz powrócę do niej w chwilach zwątpienia w zachodnie partytury filmowe.

Najnowsze recenzje

Komentarze