Marco Beltrami

Knowing (Zapowiedź)

(2009)
Knowing (Zapowiedź) - okładka
Tomek Goska | 20-08-2013 r.

Po komercyjnym sukcesie filmu Ja, robot, reżyser Alex Proyas postanowił pozostać na dłużej w gatunku s-f serwując widzom trzymający w napięciu i ciekawy skądinąd obraz Zapowiedź. Thriller z Nicolasem Cage’m w roli głównej opowiada nam historię naukowca, odkrywającego przez przypadek tajemniczy zapis, który jak się okazuje, jest wzorem na wszystkie kataklizmy dotykające mieszkańców naszego pięknego globu. Oczywiście w całą tę sprawę zamieszany jest również syn owego naukowca, Caleb, a jakby tego było mało obaj prześladowani są przez tajemniczych ludzi. Klisza na kliszy, można powiedzieć, ale Proyas wie jak zbudować napięcie mając do dyspozycji nawet tak oklepany scenariusz. Zrealizowany za przysłowiowe grosze film, choć nie przypadł krytyce do gustu, okazał się kolejnym finansowym sukcesem. W podobnym tonie wypowiadać się można o drugiej z kolei współpracy między reżyserem, a kompozytorem Marco Beltramim.



Ścieżka dźwiękowa do filmu Ja, robot z jednej strony nie grzeszyła oryginalnością, z drugiej nie opierała się możliwościom jakie stwarzał ten film. Otrzymaliśmy zatem charakterystyczny temat przewodni i dużo wciągającej, angażującej cały potencjał orkiestry i chóru, akcji. Zapowiedź to już widowisko nieco innej maści. Krzyżują się tam zarówno wątki fantastyczne jak i klasyczny thrilling owiany nutką mistycyzmu. Beltrami musiał więc podejść do tego projektu z większą pokorą. W praktyce oznaczało to niejako powrót do charakterystycznego dla kina grozy warsztatu ilustracyjnego. Nie zabrakło też melancholijnej liryki i wielu epickich momentów wyrażanych w pełnych wdzięku aranżach tematycznych. Wszystko to sprawia, że partytura do Zapowiedzi, mimo ciężaru gatunkowego, mieni się szeroką gamą muzycznych barw, które niewątpliwie przyczyniają się do poprawy odbioru filmu Proyasa. Czy podobne wrażenia pozostawia po sobie doświadczenie albumu soundtrackowego? Niestety nie…



To, co należycie sprawdza się w połączeniu z obrazem, nie potrafi do końca przekonać jako samoistny twór. Poza wspomnianym wyżej ciężarem gatunkowym sporo problemów dostarcza między innymi montaż płyty, którą spokojnie można było „odchudzić” o co najmniej kwadrans. Wyrwanie muzyki Beltramiego z ciasnych ram obrazu obala również kilka błędnych wyobrażeń jakie rodzą się podczas seansu. Jednym z nich jest przeświadczenie o logice i harmonii panującej w „trzewiach” partytury. I choć nie można odmówić jej specyficznego, posępnego klimatu, jest ona raczej kompilacją dotychczas popełnionych prac, aniżeli fascynującym novum otwierającym kolejne karty w karierze Beltramiego.



Wielu powodów do obaw dostarcza już rozpoczynający płytę Main Titles, będący niczym innym, jak parafrazą tematu przewodniego z Robota. W tym miejscu należałoby się zastanowić, czy jest to wina wszechobecnego współcześnie temp tracka, czy też zwykłego lenistwa kompozytora, bowiem takich „odwołań” na całej długości partytury mamy co niemiara. Geniuszem nie poraża również melancholijny temat ilustrujący relację na linii ojciec-syn (John and Caleb). Prześlizgujący się przez całą oktawę, ośmionutowy motyw, razi swoją prostotą, aczkolwiek fascynuje niezwykła skutecznością w odzwierciedlaniu suchych jak łodyga bambusa emocji wylewających się z filmowych kadrów. Ta ckliwa liryka jest zdecydowanie najsłabszym ogniwem partytury Beltramiego. Cóż, utwory takie, jak Not A Kid Anymore czy John Spells nie mają za wiele do zaoferowania poza kolejnymi fortepianowo-smyczkowymi aranżami.




O wiele bardziej fascynuje natomiast temat tajemniczych prześladowców Caleba (Moose On The Loose, 33). Kontrapunktowe zestawienie trzech partii nutowych rozpisanych na instrumenty dęte okazało się strzałem w dziesiątkę. Towarzyszące im dźwięki dzwonów, a także smyczkowe dysonanse i krzyczany chór dodają temu dziełu nowej jakości jeszcze bardziej zagęszczając i tak posępną atmosferę. Ale i tutaj nie brakuje stylizacji. Jeżeli miałbym posłużyć się przykładem z pewnością odwołałbym się do Znaków Jamesa Newtona Howarda, gdzie panowały pokrewne klimaty.



Prawdziwa moc kryje się jednak we fragmentach angażujących całe bogactwo aparatu wykonawczego. Nie chodzi tu bynajmniej o muzykę akcji, która de facto stroni od zapierających dech w piersiach fraz. Cała akcja skupia się bowiem wokół silnie rozbudowanej sekcji dętej i, co stanowi pewnego rodzaju nowość, rytmice budowanej na smyczkowym pizzicato (Door Jam, New York). Największą uwagę przyciąga natomiast bogata w monumentalne anthemy i fanfary końcówka albumu. Nie bez powodu Beltrami bierze tu na warsztat Goldsmitha i innych kompozytorów mających bogate doświadczenia z filmami, gdzie akcja rozgrywa się w kosmosie. Dzięki temu, kumulowane przez kilkadziesiąt minut napięcie znajduje swoje rozwiązanie w pełnym patosu, ale i wyczucia, Caleb Leaves. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj zabawa modulacją i subtelny chór podkreślający donośny wymiar dziejących się na ekranie wydarzeń. Ostatnie trzy utwory stanowią niejako dopełnienie tego podniosłego, choć smutnego w wymowie finału. Zamykający krążek Who Wants An Apple? świetnie nawiązuje do majestatycznej epiki z analogicznych ścieżek Elliota Goldenthala (Final Fantasy).



Jak zatem widzimy, Zapowiedź w wykonaniu Marco Beltramiego, to partytura o dwóch obliczach. Niewątpliwie jest dobrą ilustracją ocierająca się wręcz o gatunkową pierwszą ligę, niemniej jednak daleko jej do miana kompozycji autonomicznej – zdolnej zafascynować w takim samym stopniu poza obrazem. Kto wie, może dokładniejsza selekcja materiału i bardziej restrykcyjny montaż uchroniłby płytę Varese od toczącej ją gangreny nudy. Mimo tego nie miałem oporów, by odżałować na ten krążek kilka dolarów. Ot inwestycja, która owocuje wielokrotnymi powrotami do wybranych utworów.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.