Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Kiseki no ringo (Cudowne jabłka)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 23-05-2018 r.

2013 był rokiem wyjątkowym w karierze Joe Hisaishiego – na przestrzeni tych 12 miesięcy ukazało się aż 6 płyt z jego muzyką filmową! Dwa duże anime Studia Ghibli, dwa seriale telewizyjne oraz jeden dramat obyczajowy i jeden komediodramat. Pomimo natłoku projektów, Hisaishi ani raz nie zszedł poniżej określonego poziomu, dostarczając ścieżki dźwiękowe co najmniej solidne. Dowodem na potwierdzenie tych słów jest ów komediodramat, czyli Cudowne jabłka Yoshihiro Nakamury. Produkcja dostępna jest także pod angielskimi tytułami: Fruits of Faith i Miracle Apples.

Fabuła raczej nie wymagała od Hisaishiego odstąpienia od wypracowanych przez siebie schematów ilustracyjnych. Jest to bowiem sympatyczna, choć nie pozbawiona pierwiastka dramatycznego, opowieść o pewnym małżeństwie, Kimurze i Mieko, które zakłada w swoim rodzinnym mieście sad z jabłoniami. Okazuje się jednak, że Mieko jest uczulona na rozpylane pestycydy. Kimura postawia zatem rozpocząć uprawę bez dodatków chemicznych. Będzie to jednak dużo trudniejsze, niż się spodziewał.

Film i oficjalny soundtrack wytwórni Uniwersal Sigma otwiera przyjemny i chwytliwy (oczywista oczywistość) temat główny, ilustrujący sympatycznie zrealizowane napisy początkowe. Rozpoczyna go solo na trąbce (co też nasuwa skojarzenia z innymi pracami Hisaishiego, min. z When the Last Sword is Drawn i Tale of Marie and Three Puppies), która po chwili oddaje melodię instrumentom dętym drewnianym i sekcji smyczkowej. Prowadzą one do krótkiego, ale efektownego refrenu, którego liryczny rozmach kojarzy mi się z twórczością Rachel Portman. Harmonia i instrumentacja jest tutaj jednak bardzo klasyczna dla Hisaishiego, a przy niektórych frazach można wręcz odnieść wrażenie, że już gdzieś to słyszeliśmy (co też zresztą tyczy się również reszty score’u).

Opisywany w powyższym akapicie temat z utworu tytułowego cechuje lekki ton, niemniej zabarwienie stricte komediowe nosi drugi z wiodących motywów. Hisaishi prezentuje tutaj, ponownie, z łatwością wpadającą w ucho melodię. Kilka jej cech kieruje odbiorcę w stronę śródziemnomorskich krajów. Po pierwsze, sam temat, pomimo wyraźnie słyszalnego pióra Japończyka, przypomina trochę jedną z kompozycji z nagrodzonej Oscarem ścieżki dźwiękowej Nicoli Piovanniego do filmu Życie jest piękne. Po drugie, na południe Europy przenoszą nas instrumentacje – zwłaszcza mandolina (w tym samym roku użyta przez Japończyka w Zrywa się wiatr). W niektórych aranżacjach Hisaishi wprowadza rytm przypominający habanerę i latynoskie tańce (podobny zabieg można było zaobserwować w Porco Rosso – tam też zresztą pojawia się mandolina). Pewnym novum dla japońskiego artysty jest zastosowanie ukulele i drumli. Zwłaszcza ten drugi instrument, który najbardziej kojarzony jest ze spaghetti westernowymi partyturami Ennio Morricone, ciekawie podkreśla komiczny wydźwięk tej kompozycji.

Żonglerka tymi dwoma tematami stanowi kanwę większości partytury. Oczywiście Hisaishi przygotował również trochę pomniejszych utworów, wykorzystujących inne motywy i rozwiązania instrumentacyjne. Niewiele z nich jednak prezentuje się na tyle okazale, aby miały stać się materiałem do analizy. Co tu dużo mówić, niczego rewolucyjnego w nich nie usłyszymy – to po prostu schematyczny underscore. Mamy więc trochę okazjonalnej, lirycznej ilustracji, gdzie ważną rolę odgrywają dęte drewniane, smyczki, harfa i dzwonki (dość wyraźne są echa kilku poprzednich prac Hisaishiego, np. Ruchomego zamku Hauru, Tale of Mari and Three Puppies i A Tale of Ululu’s Wonderful Forest). Gdy natomiast zachodzi potrzeba budowania czegoś na kształt suspensu (zwłaszcza w drugiej połowie filmu), to wtedy uświadczymy głównie dęte blaszane. Poza tym mamy jeszcze poboczny temat liryczny, czyli bardzo typową dla Hisaishiego, fortepianową miniaturkę. Tego typu utworów w XXI wieku napisał bez liku.

Muszę jednak powiedzieć, że w drugiej połowie soundtrack zaczyna trochę przynudzać i gubić uwagę odbiorcy. Pojawia się więcej underscore’u, czyli muzyki stricte ilustracyjnej, a tematy rzadko kiedy wybrzmiewają w pełnej okazałości. Doznania słuchowe odzwierciedlają jednak filmowe wydarzenia. Po dość komediowym początku, obraz Nakamury zaczyna stawiać akcent na element dramatyczny (miejscami staje się wręcz dziwnie mroczny), przy którym szastanie motywami staje się bezcelowe. Ponadto sam album mógłby być krótszy, bo niespełna godzina to odrobinę za dużo.

Niemniej trudno o muzyce z Cudownych jabłek pisać w sposób negatywny. Lekkość, chwytliwa melodyka, zwiewne instrumentacje – to w końcu magnes na wielu miłośników muzyki filmowej. Mając jednak na uwadze poprzednie prace Japończyka, to omawiany soundtrack wypada dość wtórnie, a argumentów, za pomocą których mógłby na dłużej utkwić w pamięci statystycznego odbiorcy, tak naprawdę nie posiada zbyt wielu. Dusza miłośnika dyskografii Hisaishiego jest jednak rozdarta, bo to wciąż muzyka pełna uroku, humoru i subtelnej emocjonalności, które napawają ciepłem i optymizmem. Mam nadzieję, że pół gwiazdki bonusu od fana nie będzie niczym niesprawiedliwym.

Najnowsze recenzje

Komentarze