Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Barry

King Rat (Król szczurów)

(1965/1995)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-11-2012 r.

„- Niezłe, słowo daję, całkiem niezłe – oświadczył bezbarwnym tonem i spojrzał na Króla z miną równie obojętną jak głos, wzmacniając tym sposobem pochwałę zawartą w słowach.

– O czym ty, do diabła, gadasz, skurwysynu! – wykrzyknął rozwścieczony Król.”*

Adaptacja znakomitej powieści Jamesa Clavella Król szczurów nakręcona w 1965 roku przez Bryana Forbesa podzieliła losy wielu innych ekranizacji. W żadnej mierze nie dorównała książkowemu pierwowzorowi. Forbes wprawdzie bardzo wiernie przeniósł na ekran wiele scen z powieści, ale powstał w ten sposób zbitek obozowych obrazków, któremu brak jednak myśli przewodniej. Mimo wszystko zaczerpnięte z książki elementy fabuły, niezła realizacja i dobre aktorstwo (zwłaszcza świetny jest Tom Courtenay w roli Grey’a) sprawiają, że sam w sobie King Rat pozostaje filmem solidnym, któremu udało się nawet otrzymać dwie oscarowe nominacje: za zdjęcia oraz scenografię.

Forbes po raz trzeci do współpracy zaprosił brytyjskiego kompozytora Johna Barry’ego, będącego wtedy dopiero u progu wielkiej kariery, ledwie parę lat wcześniej rozpoczynającego ledwo przygodę z muzyką do filmów o Bondzie, a Oscary mającego dopiero przed sobą. Dwie wcześniejsze prace Anglika dla tego reżysera miały wyraźnie jazzowy posmak. W przypadku Króla szczurów stylistyka ilustracji musiała być oczywiście zupełnie inna, aczkolwiek nie zmienił się jej skromny w wykorzystaniu obrazie i raczej kameralny charakter. Muzyki w filmie było tak niewiele, że choć soundtrack trwa ledwie ponad pół godziny to i tak ponad 1/3 zaprezentowanego na nim materiału w ekranizacji nie usłyszymy. Mowa tu zwłaszcza o eleganckich, lirycznych, chyba najbardziej „barry’owskich” utworach Just as You Were, przygotowanych jako specjalne wariacje tematyczne na płytę.

Powyższe utwory bardziej zdają się pasować do obrazu angielskich dżentelmenów bawiących się na sali balowej, niźli zamkniętych w obozie jenieckim, trudno więc je wyobrazić sobie użyte w pełni w filmie Forbesa. Natomiast wątpliwości można już mieć co do najsłynniejszego fragmentu muzycznej kompozycji z King Rat. Rzadko się zdarza, by najlepszy i najbardziej znany kawałek soundtracku w filmie niemalże się nie pojawił, ale jak widać, jednak się zdarza. Otwierający i zamykający album marsz (w dwóch nieco różnych aranżacjach) to jeden z moich ulubionych utworów z kariery Barry’ego. Forbes skorzystał tylko z otwierających go narastających werbli, by podkreślić ironiczny charakter dwóch scen, co ciekawe, obu związanych z konsumpcją dość specyficznych potraw. Owa ironia i lekkość aż bije z tego marsza, tak samo jak z wielu kart książki. Reżyser niestety uparł się (chyba, że wyszło mu to niechcący), by jego obraz miał bardziej ponury i nostalgiczny charakter niż powieść i pomijając wspomniane werble w obrazie umieścił tylko taką właśnie muzykę. W moim osobistym odczuciu niesłusznie. W ramach eksperymentu podłożyłem środkowy fragment marsza do sceny, w której po raz pierwszy widzimy Króla, i efekt okazał się całkiem ciekawy, dający jakiś pogląd na to, jaki charakter mógłby mieć ten film, gdyby Forbes zdecydował się na użycie muzyki bardziej kontrastującej ze smutnym obozowym życiem i dodającej całości nieco sarkastyczno-ironicznego komentarza.

Choć wszystkie znaki na ziemi i niebie zdawałyby się wskazywać, iż muzyka pełnić będzie w filmie rolę marginalną, to trzeba przyznać, że score Barry’ego odciska dość wyraźne piętno na obrazie, budując właśnie taki nastrój, jakiego zażyczył sobie Forbes. Prym wiedzie w tym temat z napisów początkowych, przewijający się przez cały score. Anglikowi udaje się też, choć nie sięga po żadne dalekowschodnie instrumentarium, nadać kompozycji delikatnie egzotycznego posmaku. Wystarczyło mu odpowiednie użycie cymbałów, idiofonów, klawikordu czy fletu i oboju. Z pomocą tych samych instrumentów Barry buduje suspens (Touch and Go) a gdy chce podkręcić dramaturgię dorzuca złowieszczo pomrukujące dęciaki (The End is at Hand).

King Rat to niezła, interesująca i w tamtym okresie na pewno świeżo brzmiąca kompozycja. Barry miał na ten score pomysł, aczkolwiek wizja reżysera nie była z nim w pełni zgodna, stąd częściowo materiał albumowy rozmija się z muzyką wykorzystaną w obrazie i stąd brak w filmie najbardziej porywających słuchacza fragmentów soundtracku. OST z Króla szczurów mógłby równie dobrze mieć podtytuł „music from and inspired by”, co bardziej odpowiadałoby jego zawartości. Możemy go też potraktować jako muzyczną ilustrację do książki, tym bardziej że w moim odczuciu kompozytor jakoś bardziej przekonująco przekazał jej atmosferę, jak reżyser ekranizacji. Choćby w takich utworach jak Grey’s Day Barry świetnie oddaje to, co dzieje się w myślach jeńców: ich smutek, tęsknotę, ledwo tlącą się iskierkę nadziei na lepsze jutro. Ponadto kompozytor dorzuca do tego lżejsze elementy i ten ironiczny śmiech, który gdzieś też wydobywa się przecież z kart powieści Clavella. Ostatecznie mamy na płycie naprawdę porządny score, choć w większej części może średnio atrakcyjny dla słuchacza, bo skupiający się na tworzeniu odpowiedniego tła dla filmowych zdarzeń. Dostarcza jednak także kilku udanych rozwiązań brzmieniowych i tematycznych, a w szczególności niezły, słowo daję, całkiem niezły tytułowy marsz, który podnosi ocenę końcową o pół gwiazdki.

„- Powiedziałem, że jest „niezłe”. – Marlowe zastanawiał się przez chwilę. – Zrozum, jeśli się mówi, że coś jest niezłe, to znaczy, że jest wyśmienite. W ten sposób można powiedzieć komuś komplement tak, żeby nie czuł się skrępowany.”*

*- cytaty z „Króla szczurów” Jamesa Clavella w tłum. Małgorzaty i Andrzeja Grabowskich

Najnowsze recenzje

Komentarze