Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Miklós Rózsa

King of Kings [re-recording] (Król królów)

(2020)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 16-01-2021 r.

Crowdfunding stał się pomocnym narzędziem w realizacji projektów, których finansowanie tradycyjnymi drogami byłoby utrudnione lub nawet niemożliwe. Kiedy sprzedaż płyt drastycznie spada, a koszty orkiestrowych sesji nagraniowych oraz postprodukcji wręcz przeciwnie, coraz trudniej o nowe re-recordingi. Coś, co przez ponad dwie dekady było domeną działalności Jamesa Fitzpatricka z Tadlow Music jest obecnie walką o przetrwanie – głównie idei jaka stoi za przywracaniem pamięci kultowych, klasycznych ścieżek dźwiękowych z epoki Złotej Ery. Po fenomenalnej rekonstrukcji Cyda, Quo Vadis oraz Ben-Hura, przyszedł czas na kolejną partyturę sporządzaną do historii biblijnej; muzykę, która od dłuższego czasu była w sferze marzeń nie tylko Fitzpatricka, ale i wielu miłośników twórczości Miklosa Rózsy. Wspaniała ścieżka dźwiękowa do obrazu w reżyserii Nicholasa Raya, Król królów (King of Kings). I jak można się było spodziewać, wszystkie osoby stojące za tym przedsięwzięciem podeszły do rekonstrukcji tej kompozycji z bardzo dużym zaangażowaniem. Ale po kolei…



Wróćmy do roku 1958, kiedy to pojawił się pierwszy pomysł nakręcenia Króla królów. Zrodził się on w głowie Samuela Bronstona i Johna Farrowa, którzy byli w trakcie realizacji filmu biograficznego o Johnie Paulu Jonesie. Różnice w wizji planowanego filmu o Chrystusie, sprawiły, że Farrow opuścił ten projekt zanim jeszcze rozpoczęto zdjęcia. Wtedy na pokładzie pojawił się Nicholas Ray. Mimo że praca na planie przebiegała sprawnie, to jednak efekt tego wszystkiego daleki był od ideału. Jeszcze w grudniu 1960 roku zarządzono dokrętki, które powtórzono kilka miesięcy później. Ostatecznie obraz trafił na duże ekrany w październiku 1961 roku zbierając mieszane recenzję wśród krytyków. Natomiast pod względem finansowym blisko 3-godzinne widowisko poradziło sobie całkiem nieźle, zgarniając na całym świecie pokaźną wówczas sumę ponad 13 mln dolarów. Mimo wszystko film nie zrobił wielkiej furory wśród gremiów przyznających prestiżowe wyróżnienia. Jedyną dziedziną, która została wówczas doceniona, to ta związana z muzyką, która doczekała się nominacji do Złotego Globu. Odpowiedzialny za nią Miklos Rózsa był również nominowany do tej nagrody w tym samym czasie za oprawę muzyczną do Cyda. Niestety na nominacjach się skończyło.



Jednym z wyjątkowych darów, jakie posiadał Miklos Rózsa, była umiejętność pisania zapadających w pamięć tematów. Przy bardzo dużej wrażliwości i pomysłowości na wiązanie tradycji z etniką, tworzył wspaniałe kompozycje, które fascynowały zarówno w obrazie, jak i poza nim. Nie widzę wielkiej potrzeby, aby rozpisywać się w detalach o partyturze do Króla królów. Swojego czasu doskonale z tego zadania wywiązał się Marek Łach w recenzji jednopłytowego albumu wydanego przez Sony Classical w 1992 roku. Zainteresowanych odsyłam do tego tekstu, a wszystkich pozostałych do zapoznania się z tym, co znalazło się w rekonstrukcji wydanej pod koniec roku 2020 nakładem Tadlow Music.


Znajdziemy tam kompletną ścieżkę dźwiękową jaka powstała i wybrzmiała w filmie Raya. Rozpostarta na przeszło 140-minutowy program może się wydawać orzechem niełatwym do zgryzienia dla statystycznego miłośnika muzyki filmowej, ale to tylko pozory. Jak większość biblijnych dzieł epickich tworzonych przez Miklosa Rózsę, tak i Król królów jest pracą szalenie atrakcyjną pod względem tematycznym i bardzo intrygującą w konstrukcji. Węgierski kompozytor musiał tu uwzględnić trzy znaczące czynniki przekładające się nie tylko na paletę motywów, ale i barw, którymi mieni się cała partytura. Pierwszym, oczywistym jest wątek biblijny / religijny, który przemawia klasyczną symfoniką i fragmentami o mistycznym zabarwieniu. Element historyczny determinowany jest natomiast przez wątki związane z Cesarstwem Rzymskim, gdzie królują podniosłe, nacechowane sporą dawką wyniosłego patosu fragmenty. Ostatnim, choć wcale nie najmniej znaczącym jest wątek żydowski stojący za większością etnicznych wynurzeń pracy Rózsy. To na tej płaszczyźnie znajdziemy przeróżne egzotyczne instrumenty angażowane do wykonawstwa. Na styku etniki i patosu wynurzają się także skoczne przygrywki / tańce. Zresztą te ostatnie stały się swego rodzaju przyprawą nadającą swoistego smaku wielu epickim kompozycjom Rózsy, których akcja osadzona jest w starożytnym Rzymie. Wszystko to spięte jest jednym bardzo mocnym tematem przewodnim, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Wciskany jest dosłownie wszędzie – począwszy od uwertury otwierającej widowisko, a skończywszy na drobnych, underscore’owych aranżach przyklejonych do mniej znaczących scen z życia Jezusa. Wykonywany na orkiestrę czy chór – zawsze brzmi fenomenalnie!



Świetnie brzmi również nagranie, jakie otrzymujemy na dwóch krążkach od Tadlow Music. Kwestie techniczne – zarówno jeżeli mówimy o wykonawstwie, jak i nagraniu oraz postprodukcji – nie pozostawiają żadnej przestrzeni do malkontenctwa. Zachowany jest tu standard, do którego systematycznie przyzwyczajał nas Fitzpatrick wraz ze swoją ekipą, praskich symfonikach i chórzystach, którzy w kwestii rekonstrukcji stylu, w jakim poruszał się Rózsa chyba nie mają obecnie sobie równych. Pod batutą Nica Raine’a wykonują po prostu kawał fantastycznej roboty. Ale nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie tytaniczna praca wykonana wcześniej przez Leigha Philipsa, który pozbierał do przysłowiowej kupy wszystkie dostępne manuskrypty, wypełniając zastane luki swoimi orkiestracjami dokonywanymi z „odsłuchu” na podstawie dostępnych nagrań. Zawsze byłem pełen podziwu dla precyzji z jaką dokonywał tego wszystkiego przy wielkim zaangażowaniu Miklos Rózsa Society. Filmowy program ścieżki dźwiękowej do Króla kończymy bonusowo dołączoną do wydania, suitą tematyczną zaaranżowaną na orkiestrę i solowe skrzypce. Piękny dodatek, który z wielką klasą zamyka to ważne dla historii muzyki filmowej dzieło.



Być może w kontekście całej twórczości Miklosa Rózsy, Kól królów nie wydaje się aż tak wielkim osiągnięciem, ale bez wątpienia ta muzyka zasługiwała na godziwe wydanie. Na nowe nagranie, które odsłoni wszelkie detale aranżacyjne tej monstrualnej pod względem wielkości, ale jakże przyjaznej w obyciu kompozycji. Z niecierpliwością czekam na kolejne tego typu przedsięwzięcia, choć zdaję sobie sprawę, że te najbardziej pożądane przez fanów trafiły już w ich ręce.


Najnowsze recenzje

Komentarze