Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Kikujiro

(1999/2000)
5,0
Oceń tytuł:
Michał Turkowski | 28-12-2008 r.

Nominowany do Złotej Palmy w Cannes, Kikujiro w reżyserii Takeshi Kitano jest filmem niezwykłym. Ta słodko – gorzka, przesiąknięta dobrem i optymizmem opowieść o chłopczyku, który w czasie wakacji poszukuje matki, to jeden z najwspanialszych filmów, jakie miałem okazję widzieć. Jest to kino zdecydowanie inne niż dokonania reżyserów amerykańskich. Kikujiro to opowieść o przemianie człowieka i o miłości, jednak mówiąca o tym w sposób odmienny niż w produkcjach z Hollywood. To, co najbardziej przykuwa uwagę w filmie, to rewelacyjna, powiem jeszcze raz – rewelacyjna kreacja Takeshi Kitano, który film wyreżyserował, napisał scenariusz i zagrał w nim znakomitą rolę główną. Film jest bardzo osobisty, a przy tym pozostaje także dziełem niezwykle oryginalnym i wzruszającym. Historia, w której mały chłopiec w towarzystwie zgryźliwego hazardzisty przemierza kraj w poszukiwaniu matki, jest równocześnie zabawna i wzruszająca. Chyba tylko Kitano potrafi tak dobrze oddać proporcje pomiędzy różnymi sferami filmu – zarówno wzruszającymi, jak i mającymi za zadanie rozbawić widza. Muzyką do tego obrazu zajął sie przyjaciel i częsty współpracownik reżysera – Joe Hisaishi. Ten niezwykle utalentowany kompozytor, znany głównie z partytur do kina Kitano i znakomitych ścieżek do filmów anime (wspomnieć należy przede wszystkim Princess Mononoke) stworzył do Kikujiro muzykę natchnioną niezwykłą magią, stanowiącą jedno z największych dzieł w jego karierze.

Album z muzyką jest stosunkowo krótki, trwa bowiem 40 minut, lecz w tym czasie zawiera się pełna partytura, jaką na potrzeby filmu Kitano napisał Hisaishi. Płytę otwiera Summer, stanowiący swoistą suitę tematyczną, bowiem to na nim opierać się będzie znaczna część muzyki. Motyw przewodni to maestria optymizmu, muzyki szalenie radosnej, zniewalająco dziecinnej, lecz zupełnie pozbawionej kiczowatej cukierkowości, o jaką nie trudno w hollywoodzkiej muzyce filmowej. Już pierwszy utwór zdradza nam konwencję całej płyty: rolę dominującą odgrywać będzie fortepian (na którym gra oczywiście sam Hisaishi), towarzyszyć mu będą z kolei smyczki, cymbałki i dzwoneczki. Joe Hisaishi porzuca tutaj całkowicie jakiekolwiek instrumenty dęte, które mogłyby doprowadzić do zatracenia niewinnośći tej partytury. Motywy z Summer przewijają się przez cały score, słychać je w kilku innych utworach – w nieco poważniejszych Going Out, Kindness, Angel Bell, Two Hearts czy też w lekkim, relaksującym Mad Summer ze świetnie zaaranżowanym, smyczkowym pizzicato. Warto w tym miejscu wspomnieć też, że Summer w fortepianowej aranżacji było (i jest!) prawdziwym przebojem, Hisaishi wykonywał ten cudowny utwór na każdym swoim koncercie.

Kolejnym przepięknym tematem i niezwykle nacechowanym emocjonalnie utworem – przebijającym nawet Summer – jest The Rain. W instrumentacji nie ma tutaj zmiany, nadal smyczki i fortepian uzupełniają się wzajemnie, lecz melodia, jaką wygrywają kolejno solowe skrzypce, a później solowa wiolonczela, jest tak piękna, tak rozszarpująca serce, że nie sposób oddać tego słowami. Hisaishi osiąga tu apogeum emocji, tak silne wlewa w swoją muzykę uczucia, że słuchając jej, mimowolnie płyną nam łzy z oczu. Utwór ma strukturę upodabniającą go do piosenki (zwrotka plus refren), co tym bardziej ułatwia słuchaczowi komunikację z dziełem Hisaishiego. Aby jednak smutek i liryzm rozwiać, jeszcze w końcówce tego utworu kompozytor przytacza motyw przewodni na skrzypcowe solo. Temat z The Rain pojawia się także w utworze Mother, jednak to jego „deszczowa” wersja najsilniej wpływa na emocje. Majstersztyk.

Podobny w sile emocji jest także Real Eyes. Funkcję dominującą w tym utworze pełni sekcja smyczkowa, wykonująca skromny, lecz mocno liryczny temat, znakomicie ilustrujący scenę rozczarowania i smutku chłopczyka. Chwała należy się kompozytorowi za oddanie prawdziwych ludzkich uczuć w sposób bardzo wymowny, a przy tym nieprzesadzony i pozbawiony sztuczności. Temat z tego utworu, od swojego pierwszego pojawienia się, będzie również później zaznaczał swoją obecność na albumie w kilku innych momentach. Muzyka liryczna Hisaishiego nie jest tak plastikowa jak to często bywa w Hollywood, lecz zupełnie osobista. Uczucia w muzyce są tak silne i mocno odczuwalne, że zastanawiamy się, co też tak bardzo mogło wpłynąć na kompozytora przy pisaniu tej partytury – historia zawarta w filmie, jakieś magiczne słowa natchnienia od Kitano czy też może osobiste wspomnienia, przeżycia z dziecięcych lat?

Spójność partytury burzy nieco Night Mare, utwór pozbawiony jakiejkolwiek melodyki, oparty na ponurych dźwiękach syntezatorów. Z całą pewnością ten typ brzmienia był niezbędny do ilustracji mrocznego snu chłopca, lecz w kontekście całego score’u nie pasuje on do pięknej, muzycznej całości. Album finiszuje w niezwykły sposób – zarówno świetnym River Side, będącym kolejną, być może najlepszą wariacją wokół tematu przewodniego, a także bardziej emocjonalnym Summer Road, z klasą wieńczącym wędrówkę dwojga bohaterów.

Słowo „magiczna” jest najtrafniejszym odzwierciedleniem muzyki japończyka. Ta bardzo osobista, kameralna, skromna od strony instrumentalnej partytura jest bowiem niezwykle bogata w tematy, emocje i uczucia. Chwała należy się Hisaishiemu za to, że zaklął on w swojej muzyce tęsknotę za czasami dzieciństwa, a także młodzieńcze, pełne optymizmu spojrzenie na świat, który pozbawiony jest barier, przeszkód i problemów. Nietrudno zauważyć, że w filmie muzyka przejmuje punkt widzenia małego chłopca, toteż i słuchacz, rozpływając się w muzyce japończyka, patrzy na świat przez pryzmat dzieciństwa. Muzyka jest niezwykle melodyjna, znakomicie słuchalna, świetnie wykonana (brawa zwłaszcza dla Hisaishiego za fenomenalną grę na fortepianie) i pomimo dużej częstotliwości pojawiania się się tematu przewodniego z Summer nie ma tu mowy o jakimkolwiek znużeniu. Siła emocjonalna, jaka bije od tej partytury, urzeka niesamowicie. Równie wzorcowo score spełnia swoje zadanie w połączeniu z obrazem Kitano.

Za swoją pracę Joe Hisaishi w 2000 roku zasłużenie otrzymał nagrodę Japońskiej Akademii Filmowej w kategorii „Najlepsza muzyka”. Taką partyturę mógł napisać tylko Joe Hisaishi – Kikujiro, to jego najbardziej osobista muzyka. Arcydzieło. Polecam każdemu.

Najnowsze recenzje

Komentarze