Christopher Nolan znowu zamknął usta wszystkim krytykom. Jego najnowszy film, opowiadający o włamywaczu do ludzkich snów, który ma dokonać tytułowej incepcji, czyli zakiełkować ideę (w odróżnieniu od kradzieży, której zwykle dokonuje) zebrał świetne recenzje i powszechnie uznawany jest za film roku. Będący najinteligentniejszym dziś twórcą, Nolan wziął oryginalny pomysł i włożył go w gatunkowe konwencje Hollywood, niejako łącząc typowy film o napadzie (zwykle na bank – sceny zbierania ekipy, badania obiektu…) z kinem akcji odwołującym się do klasyki serii o Jamesie Bondzie (nawiązania do W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości są oczywiste). O ile osobiście spodziewałem się czegoś bliższego Łowcy androidów, film naprawdę mi się podobał, zwłaszcza precyzja scenariusza. Aktorstwo jest świetne – udało mu się zebrać znakomitą ekipę, w której najlepiej wypadają Leonardo DiCaprio i znakomita Marion Cotillard, która kradnie show za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie (typowa femme fatale, której imię – Mal – wskazuje na zło i ból). Godne polecenia są także zdjęcia stałego współpracownika reżysera – Wally’ego Pfistera
Po raz kolejny za muzykę odpowiedzialny był Hans Zimmer, tym razem jednak bez Jamesa Newtona Howarda. Proces powstawania muzyki był bardzo interesujący z kilku powodów. Pierwszą decyzją było oddanie bardzo ważnej dla fabuły piosenki Edith Piaf, Non, je ne regrette rien Zimmerowi a nie specjalistom od efektów dźwiękowych. Drugą sprawą było to, że kompozytor pracował nad filmem od początku – od lektury scenariusza (jest zachwycony jego jakością literacką), był na planie, ale kiedy Nolan montował film, Zimmer nie obejrzał ani sekundy. Pisał swoją impresję do scenariusza. Kiedy wreszcie obejrzał film, zorientował się, że po pierwsze, muzyka jest zmontowana naprawdę głośno, po drugie, reżyser wykorzystał wszystko, co on napisał, łącznie z demami. Kiedy podszedł do niego i spytał, Nolan odpowiedział mu, że tak ma być.
Już pierwszy utwór na albumie wskazuje, że mamy do czynienia z muzyką atmosfery. Nie jest to jednak czysty dark ambient, który mieliśmy np. w przypadku ścieżek do obu filmów o Batmanie. Mimo, że Zimmer współpracował z orkiestrą (miał ok. 20 wykonawców dętych blaszanych – z powodu tej ilości i głośności tych partii kompozytor nagrał obie grupy oddzielnie), partytura jest głównie elektroniczna. Chciał, by orkiestra brzmiała jak instrumenty elektroniczne. Brzmienie zostało stworzone z wielkim pietyzmem. Uderzenia dętych blaszanych i brzmienie elektroniki to coś, co wyróżnia tę ścieżkę (o źródłach tych brzmień opowiemy poniżej). Do tego dołączył gitarzysta zespołu The Smiths, Johnny Marr. Jak zwykle w muzyce, a zwłaszcza w przypadku Hansa Zimmera, należy to traktować jako całość. Po raz pierwszy od dłuższego czasu można powiedzieć, że Niemiec stworzył coś, co wyróżnia ilustracyjnie film od innych. Oczywiście nawiązań do reszty twórczości nie uniknął. Warto jednak zwrócić uwagę, że jest to brzemienie rozpoznawalne i kojarzone właśnie z filmem Christophera Nolana. Wyróżnia się utwór Mombasa, dynamiczny, szybki, mocno rytmiczny, jeden z najlepszych utworów akcji w karierze Hansa Zimmera. Godne polecenia są zwłaszcza partie gitarowe. Nie są one może zbyt skomplikowane, ale np. wygrywane flażoletami dwunutowe ostinato po prostu zachwyca.
Zimmer stworzył także dwa główne tematy i zwłaszcza jeden z nich będzie kojarzony właśnie z tym filmem. Mowa tutaj o melodii (czy raczej progresji akordowej), którą pierwszy raz słyszymy w świetnym Dream Is Collapsing. Świetne połączenie orkiestry, elektroniki i gitary- bardzo proste, ale zarazem bardzo efektywne. Można by spokojnie powiedzieć, że od dłuższego czasu jest to najlepszy temat Niemca i zawiera wszystko to, czym charakteryzuje się ścieżka – zorientowanie na brzmienie i harmonię, partie gitarowe i uderzenia dętych blaszanych. W filmie służy to, co ciekawe, głównie jako muzyka akcji. Jest to być może jeden z dwóch elementów, które twórca Gladiatora wziął z serii filmów o Jamesie Bondzie – zamiast szybkiego tempa otrzymujemy bardziej wypracowaną wolniejszą ilustrację muzyki akcji i bardziej zgraną z efektami dźwiękowymi, co ostatecznie jest dowodem wielkiego sukcesu, jaki ta partytura odnosi w filmie. Drugi temat jeszcze bardziej ujawnia, jakie zadanie postawił swojemu dźwiękowemu pejzażowi (ang. soundscape) Hans Zimmer. Służy on jako swojego rodzaju temat miłosny, temat bardzo dwuznacznej relacji w jakiej są postaci grane przez Leonardo DiCaprio i Marion Cotillard. Bezpośrednim źródłem tego utworu jest Night at the Opera Davida Arnolda z Quantum of Solace. Mimo że faktycznie, oba brzmią prawie identycznie, chyba obaj twórcy doszli do nich innymi drogami. Zimmer odwołuje się raczej bezpośrednio do samego Barry’ego. Drugim wzorcem, którego nie można pominąć i na pewno wpłynął na linię melodyczną jest Vangelis. Powolne, przypominające kino noir brzmienie zainspirowane jest na pewno klasyczną ścieżką do Łowcy androidów. Kompozytor tłumaczy tutaj, że wrócił do źródeł – Vangelis był bardzo ważnym modelem dla wszelkich twórców elektronicznych w latach 80. i na pewno jest nim do dziś. Moim zdaniem jest jeszcze jeden powód takiej, a nie innej inspiracji. Łowca androidów to, jak sam o tym mówił wielokrotnie, ulubiony film Nolana. To on był puszczany całej ekipie Batmana: Początku przed rozpoczęciem zdjęć (Nolan miał powiedzieć: „Tak będzie wyglądało nasze Gotham”). Podobieństwo do utworu Arnolda pozostaje jednak zagadką. Ze względu na proces powstawania muzyki do Incepcji można uznać, że Zimmer nie miał żadnego temp-tracku i był pozostawiony sam sobie.
Poza nawiązaniami do Arnolda/Barry’ego i Vangelisa, pozostaje jeszcze kwestia twórczości samego Zimmera. Wspomniana już Mombasa to połączenie Mission: Impossible 2, Why So Serious z Mrocznego Rycerza oraz Synchrotone z Helikoptera w ogniu. Główne wzorce to oczywiście mroczniejsze ścieżki kompozytora, są więc dysonanse z Hannibala, kolejne krótkie odwołanie do Góreckiego (a la Am I Not Merciful?. Trudno powiedzieć, że jest to niejako podsumowanie jego twórczości, ale na pewno nie jest to najbardziej oryginalna śćieżka w jego karierze. Pojawiają się także nawiązania do Cienkiej czerwonej linii, tym razem Stone in My Heart (niektóre minimalistyczne motywy), a także… Journey to the Line. Ponoć Zimmer powiedział Nolanowi coś w stylu: „Słuchaj, tyle osób skopiowało już moje Journey to the Line, że ja też mogę”. Co też uczynił w kończącym album utworze Time. Jest jednak coś oryginalnego, i to bardzo. Poza tym, że mimo tych wszystkich nawiązań, ścieżka jest jednak charakterystyczna, zainspirowane są te momenty ścieżki, w których wykorzystywane są fragmenty piosenki Edith Piaf. Najbardziej oczywiste „wsamplowanie” wokalu piosenkarki w Waiting for a Train na albumie trochę kiksuje, nie przekonuje do końca, jednak to, co Zimmer zrobił w utworze pierwszym zakrawa na geniusz. Wziął wstęp do Non, je ne regrette rien (swoją drogą z tej piosenki prawie zrezygnowano, kiedy okazało się, że rolę Mal zagra Marion Cotillard, podobno to Zimmer przekonał Nolana, by ją pozostawić jednak), obniżył o kilka oktaw i zwolnił. Pomysł ten słychać w A Half-Remembered Dream.
Do niedawna abonenci firmy Verizon mieli dostęp do dwóch dodatkowych utworów z Incepcji – Projections i Don’t Think About Elephants. Wywołało to na tyle duże kontrowersje, że kiedy kompozytor się o tym dowiedział od fana, wymusił na Warnerze wydanie tych utworów za darmo na stronie ścieżki dźwiękowej (wystarczy podać swój adres mailowy). Materiał ten nic nowego nie wnosi. Najciekawsze jest Projections, które pokazuje, jak ścieżka została zmiksowana w filmie (jedyna nowość to lekko przedłużona wersja Dream Is Collapsing). Drugi z tych utworów to czysty Hans Zimmer, typowy utwór akcji, który da się porównać z np. Psychological Recovery… Six Months z Sherlocka Holmesa. Jego bardzo niska oryginalność i wariacyjność pozwala mi podejrzewać, że jest to wkład Lorne’a Balfe’a. Oczywiście nie ma tu żadnej niespójności. Ściągnięcie tych dodatków polecam jednak tylko zagorzałym miłośnikom ścieżki.
Muzyka wypada w filmie znakomicie. Można się zastanawiać, czy jest za głośno, czy nie ma jej za dużo. Moim zdaniem jednak nie. Zimmer bardzo blisko współpracował z dźwiękowcem Richardem Kingiem, tak blisko, że kompozytor włączył niektóre efekty do muzyki i vice versa. Podobno nie było tego problemu, jaki miał twórca efektów do Helikoptera w ogniu, kiedy brzmienie startujących do bitwy helikopterów stworzył Mel Wesson. Dlatego uważam, że trzeba traktować muzykę i dźwięk Incepcji jako jedną całość. Tak, muzyka uderza. Ale także buduje specyficzną atmosferę. Sam z siebie Zimmer może nie stworzył muzycznego świata snów. Za dużo tu nawiązań do przede wszystkim własnej twórczości. Jako muzyka filmowa jest to jednak jedna z najlepszych ścieżek jakie słyszałem w ostatniej dekadzie, a na pewno najlepsza w karierze kompozytora od dziewięciu lat. W ostatnich latach popełnił on kilka wielkich gaf ilustracyjnych, czego najbardziej jaskrawym dowodem wydaje mi się Kod da Vinci, świetna kompozycja, która film czasem wręcz niszczy. Tym razem jednak Hans Zimmer pokazał to, co najlepsze. Ciekawe jest także to, że album i muzyka w filmie to dwie zupełne różne rzeczy. Album się broni, nie jest jednak wybitny. Wolne tempo i monotonia mogą nużyć. Słychać jednak, że Zimmer włożył w ten projekt całe serce. Tematy są naprawdę dobre, widać dużą koncentrację nad stworzeniem względnie unikalnego (dla filmu!) brzmienia, kompozytor sam, wraz z Howardem Scarrem, programował elektronikę. Nie boję się powiedzieć, że od dłuższego czasu jest to najlepsze dzieło twórcy Hannibala. I na koniec ciekawa refleksja. Po raz kolejny muzyka, która znakomicie wypada w filmie, powstała bez znajomości kontekstu. Czy jest w tym jakaś nauczka dla Hansa Zimmera?