Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Andy Garfield

I.M.P.S. – The Relentless

-,-
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

Z reguły tzw. projekty fanowskie nie należą do zbyt udanych. Ale cóż począć, kiedy twórcy rodem z fabryki snów raz po raz zawodzą swoich fanów i tworzą filmy, które nie potrafią usatysfakcjonować widza? Zdarza się również tak, że pojawia się seria/saga tak kultowa, że bez względu na ilość otrzymanego materiału fanom ciągle mało. Wtedy do akcji wkraczają ambitni zapaleńcy, którzy na swoje szczęście (a nasze nieszczęście) dostali pod choinkę kamerę video. Pół biedy, jeśli taki jegomość kręci motylki na łące, albo zaprasza koleżanki w celu nagrania filmu instruktażowego dla gimnazjalistów. Problem pojawia się wtedy, gdy zbierze się grupka takich fanów-reżyserów i porywają się oni na projekty, które przekraczają ich pojmowanie. Najgorzej sprawa ma się wtedy, kiedy na warsztat zostaje wzięte coś, co nie tylko wymaga serca i oddania, ale również niemałych funduszy. Powiedzmy np… Star Wars. Kije od miotły zamiast mieczy świetlnych, kaski motocyklowe zamiast hełmów i sukienka mamy zamiast togi… to tylko nieliczne przykłady asortymentu młodych filmowców. Ale życie byłoby nudne bez wyjątków. Takim na pewno jest I.M.P.S.

Imperial. Military. Personnel. Stories., bo tak brzmi pełna nazwa, to nic innego jak film fanowski. Powinienem napisać serial, ale jako iż do tej pory zrealizowano tylko jeden odcinek (a kolejnych niestety nie widać na horyzoncie), postanowiłem zastosować tutaj umowną nazwę ‘film’. Żeby nie było żadnych wątpliwości, z ekranu nie wieje tandetą. Twórcy IMPSów (wybaczcie ten pieszczotliwy skrót), dysponują małym budżetem, ale posiadają dostęp do komputerów, przy których nasze skromne agregaty same spakowałyby się do pudeł i wystawiły na śmietnik. Takie maszyny plus ludzki talent pozwoliły stworzyć bardzo dobre wizualnie widowisko. W tym miejscu czeka wszystkich miła niespodzianka, bo nie musicie się obawiać o fabułę i dialogi (co nie raz już pokpił sam George Lucas). IMPS to zbudowana na kanwie słynnego w USA serialu COPS opowieść o Imperialnych Szturmowcach. Wiodą oni bardzo ciężki i niebezpieczny żywot raz po raz narażając swoje życie w obronie naszej wolności. Siłą wprowadzają imperialny pokój wszędzie tam, gdzie takowego jeszcze nie ma. A że galaktyka jest dosyć rozległa, to pracy jest nie mało. Absolutnie rewelacyjne poczucie humoru, świetne dialogi, zakręcone pomysły, to tylko niektóre cechy opisywanego tu filmu. Jak wcześniej już pisałem, zdjęcia, kostiumy czy też efekty specjalne stoją na bardzo przyzwoitym poziomie. Muzyka…

I właśnie muzyce chciałbym poświęcić trochę więcej uwagi (chociażby dlatego, iż obliguje mnie do tego charakter portalu). Odejście od kolokwialnie mówiąc Williamsowskiej wizji Gwiezdnych Wojen wymagało nie lada odwagi. Jednakże okazało się to strzałem w dziesiątkę. Nie jesteśmy po raz tysięczny atakowani najsłynniejszym w historii kina Main Tiltles, a w zamian otrzymujemy coś bardzo intrygującego. O samej muzyce zaraz pojawi się słów kilka, na początku jednak wypada przedstawić samego jej autora. Któż zrobi to lepiej, niż on sam? Mój przyjaciel, Geoff Zanelli był przymierzany do IMSPów od samego początku. Jednak z czasem stawał się co raz to bardziej zajęty pisaniem muzyki do PRAWDZIWYCH filmów (…) Wtedy to zainteresował mnie tym projektem. W tym czasie byłem pogrążony we wstydzie i frustracji tworząc całkowicie beznamiętną muzykę dla Discovery i Travell Channel. Szukałem wtedy wyzwania. IMPS brzmiało obiecująco. Naturalnie nie było żadnej pensji, ale bez względu na wszystko, to biło na głowę pisanie inspirującej muzyki do wycieczek po parkach rozrywki, nieudanych zapłodnień i operacji pediatrycznych. Tak oto o swoich początkach opowiada Andy Garfield.

Przechodząc do samej muzyki, również wyręczę się słowami kompozytora. (…) Twórcy potrzebowali w przybliżeniu dwóch minut muzyki na próbę. Rozmawialiśmy o tym, czego oczekują. W temp tracku na podkładzie był Crimson Tide i Lord of the Rings. Dowiedziałem się, że chcą, abym napisał muzykę w tym stylu, tylko że… lepszą. Taaa… No i faktycznie słyszymy mix tych dwóch score’ów. Action score brzmi jak Media Ventures, zaś niektóre wstawki przynoszą na myśl Władcę Pierścieni. Rzecz jasna jest tutaj też cała masa innych zapożyczeń, co jednak w najmniejszym stopniu nie obniża poziomu tej muzyki. Z obrazem wypada absolutnie rewelacyjnie, a to jest najważniejsze. Film otwiera mniej więcej siedmiominutowy prolog i w całości jest on ilustrowany muzyką. Wtedy to też słyszymy to, co najlepsze. Pojawia się dostojny temat przewodni, który towarzyszy nam przez cały album (to określenie również pada na wyrost, ale o tym na końcu recenzji). Wielkie słowa uznania należą się dla kompozytora, który stworzył kawałek idealnie komponujący się z obrazem i zarazem tak spójny poza nim. Nie było to takie łatwe i wymagało pewnych poświęceń ze strony twórców filmu. (…) Moment prowadzący do odsłonięcia według mnie powinien być cichy i nie powinien zawierać żadnych efektów dźwiękowych. To załatwiało dwie rzeczy: tworzyło niepowtarzalny klimat i nie musiałem tworzyć efektów dźwiękowych dla pięćdziesięciu statków kosmicznych przelatujących przed kamerą (…).

Z braku funduszy i czasu wszystko mamy oparte na syntezatorze. Jednakże sample, na których opierał się Garfield (nie mylić z pewnym kotem), są z najwyższej półki. Mamy np. świetny rosyjski chór dla podkreślenia totalitarnego charakteru misji szturmowców. Zapewne wielu tzw. ekspertów będzie narzekało, jednak dla mnie brzmi to rewelacyjnie i chyba nie zamieniłbym tego na żadne inne brzmienie. Poza prologiem, który notabene stanowi większość muzyki, mamy też krótki kawałek akcji Stop This Ship, który również mocno czerpie z tematu przewodniego. Reszta albumu to bonusy uzupełniające Overture & Entry into Davenport, tudzież krótkie przerywniki takie jak Did You Hear That.

Z oczywistych względów nie można tej muzyki kupić. Za to można ją mieć za darmo. Jest to zbiór wszystkiego tego, co można usłyszeć w IMPSach, plus dodatki. Wszystkich chętnych zapraszam do ściągnięcia tego ’albumu’ w formacie mp3. Również serdecznie zachęcam do ściągnięcia pierwszego epizodu IMPS. Każdy kto ma choć odrobinę poczucia humoru i zna świat Gwiezdnych Wojen, będzie miał przedni ubaw oglądając tą perełkę. A przy okazji będzie można zobaczyć/usłyszeć, jak opisywana tu muzyka radzi sobie z obrazem.

Zamieszczona okładka nie jest oficjalna

Pod tym adresem dostępne są polskie napisy do I.M.P.S.

Najnowsze recenzje

Komentarze