Alexei Aiguia jazz usłyszał bardzo późno. W końcu do lat 80. dostęp Rosjan do zachodniej muzyki był mocno ograniczony. Zresztą znamy to uczucie. Płyty sprowadzane zza granicy, wspólne słuchanie i muzyczna kontrabanda, na którą mogła pozwolić sobie tylko garstka. Możliwe, że w tym gronie swego czasu znalazł się również Andrey Gontcharov – trębacz i zaufany kompan Aiguia, który jako jedyny był w stanie tchnąć odrobinę stylistyki w najnowszy projekt Aiguia. Znalezienie odpowiedniego muzyka to była pierwsza rada reżysera I Am Not Your Negro, Raola Pecka. Drugą było osłuchanie się z jazzem, bo ten stanowi fundamentalny element jego filmu. Kompozytor postawił zatem na Milesa Davisa, a jakże inaczej.
I Am Not Your Negro to dokumentalna próba uchwycenia historii rasizmu w Stanach Zjednoczonych. Jej punktem zaczepienia jest niedokończony tekst Jamesa Baldwina Remember This House, w którym Baldwin przybliża sylwetki afroamerykańskich aktywistów – Martina Luthera Kinga, Malcolma X oraz Medgara Evarsa. Wszyscy trzej oni stali na straży praw czarnoskórych w USA, sprzeciwiając się segregacji rasowej. Wszyscy trzej również zginęli z rąk zamachowców, płacąc za swoje działania najwyższą cenę. Archiwalne materiały z czasów ich aktywności oraz pozakadrowy głos Samuela L. Jacksona odczytującego fragmenty biografii spinają się w filmowy esej Raola Pecka. Reżyser buduje historyczną narracje i odświeża założenia czarnoskórego pisarza, konstruując przy tym alarmującą wizję społeczeństwa Ameryki, które tylko pozornie poradziło sobie z problemem rasizmu na przełomie kliku dekad, również tego widocznego na ekranie kin. Całości przygrywają piosenki z epoki oraz oryginalna muzyka Alexeia Aiguia.
Przy produkcji I Am Not Your Negro Rosjanin mógł polegać na swoim zespole Ensemble 4’33’’ , którego nazwa nawiązuje do słynnego minimalistycznego utworu Johna Cage’ a. Proces twórczy był jasny – Aiguia pisze poszczególne fragmenty, potem wraz z bandem improwizuje na ich temat, a to co uzna za stosowne, przekłada na potrzeby filmu. Całość zamyka się w jazzowych ramach, którym jednak nie brakuje nutki wyciszenia i refleksji, zwłaszcza gdy ekran przejmuje proza Baldwina.
I choć Aigui używa wielu skrótów myślowych i często bywa dosłowny, jego modus operandi daleki jest od banału. Partie jazzowe są twarde i sugestywne, poczynając od agresywnego otwarcia, utworu I Am Not Your Negro i następującego po nim chaotycznego Demonstration. Jazz w języku kompozytora jest bezskładny, opiera się na trąbce i powolnie sunącej melodyce, przywodzącej na myśli duchotę nocnych klubów. Takie wtórowanie dokumentalnej materii ma za zadanie wydobyć z obrazu cechy charakterystyczne dla społecznej rewolty, a dokładniej opresji z jaką zmagają się czarnoskórzy. Oprawa Rosjanina w wielu miejscach przywołuje zatem konwencje kryminalną, niosącą realne zagrożenie idące z ulicy – tak jak w FBI Memorandum czy dynamicznym Paying My Dues. Nie ma w tej ścieżce jednak wzniosłości czy akcentów naznaczonych patosem – wszystko wydaje się tłamszone i nieregularne.
Nie powinniśmy również doszukiwać się w niej inspiracji gigantami filmowego jazzu, takimi jak Bernard Herrmann czy David Shire. Zresztą Aigui z rozbrajającą szczerością przyznał, że nie podpatrywał niczyjego stylu, a swoją kompozycje oparł na wskazówkach reżysera i ich długoletniej współpracy. I choć można dopatrywać się w tej muzyce analogii do Chinatown Jerry’ego Goldsmitha czy jazzujących oprawach kina blaxploitation, będą to porównania ciut na wyrost. Aigui nie przeszukuje historii jazzu w filmie, by złapać wspólny język z którymkolwiek twórcą. A mimo to wydaje się rozumieć wszystkie niuanse rewolty – nawet wówczas, gdy jego jedynym zadaniem jest uzbroić słowa pisarza wyczytującego fragmenty swojego manuskryptu. Tu pojawia się miejsce na zwolnienie narracji i uruchomienie refleksji nad Ameryką. Muzyczne odzwierciedlenie tego stanu są Purity, Letter oraz Reconcilliation – spokojne, nostalgiczne połączenie klasyki i jazzu, będące najbardziej emocjonalne w całym rozdaniu.
I Am Not Your Negro to ścieżka będąca udanym dopełnieniem dokumentu Raola Pecka, i to nie tylko ze stylistycznego puktu widzenia. Oczywiście naczelną warstwą dźwiękową w filmie jest songtrack, będący bezpośrednim komentarzem do ekranowych wydarzeń. Jednak tam gdzie kończy się granica tej dosłowności, pojawia się oprawa Rosjanina. Jej znaczenie wspomaga przesłanie tekstu Baldwina, a sama muzyka dobrze wypada poza obrazem, gdzie może służyć jako, o dziwo, nietrudno przyswajalna jazzowa kompilacja. Ciekawy projekt i bardzo dobry rezultat.