Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Max Steiner

Helen of Troy (Helena Trojańska)

(1956/1995)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 06-07-2016 r.

Homerowska Iliada to bez dwóch zdań jedno z najsłynniejszych dzieł starożytnej literatury. I choć była wielokrotnie brana na warsztat przez filmowców (pierwsze ekranizacje datowane są jeszcze na epokę kina niemego), to jednak mało kto tak naprawdę próbował oddać faktyczną treść oryginału. O ile dobrze znamy wątek porwania Heleny przez Parysa, walki Achillesa z Hektorem, czy konia trojańskiego, o tyle w wielu adaptacjach zupełnie pomijana jest rola bogów, których działania wpływały na losy głównych bohaterów. Dokładnie taką koncepcję mogliśmy chociażby oglądać w popularnej Troi Wolfganga Petersena, wyczyszczonej niemal zupełnie z wszelakich elementów fantastycznych. Nie był to jednak pierwszy film oparty na Iliadzie, który starał się urzeczywistnić historię wojny trojańskiej. Tego samego spróbowano prawie pół wieku wcześniej, w 1956 roku. Wtedy o to wkroczyła na ekrany superprodukcja Helena Trojańska (oryg. Helen of Troy) w reżyserii Roberta Wise.

W przeciwieństwie jednak do blockbustera Petersena, nie konflikt pomiędzy Grecją a Troją – i wszelkie wydarzenia z nim związane – są tutaj osią fabularną filmu. Przez sporą część ekranowego czasu skupiamy się bowiem na perypetiach Parysa i Heleny (akcja pierwszej połowy obrazu toczy się głównie w Grecji na dworze króla Menelaosa). Dopiero kolejne sekwencje zbliżają widzów do punktu kulminacyjnego, jakim jest słynna wojna tocząca się pod murami Ilionu.

Muzykę do Heleny Trojańskiej skomponował jeden z ojców muzyki filmowej, Max Steiner. Po bardzo łaskawych dla niego latach 30. i 40., które przyniosły mu min. trzy statuetki Oscara, jego kariera zaczęła stopniowo zwalniać. I choć koniec następnej dekady zaakcentował słynnym
tematem z filmu A Summer Place, to jednak lat 50. na pewno nie można zaliczyć do najbardziej udanych w jego karierze. Do trochę już zakurzonych partytur Steinera z tamtego okresu należy właśnie Helena Trojańska.

Score Steinera czerpie z dobrze kojarzonych wzorców typowych dla ścieżek dźwiękowych z golden age’u, by wspomnieć tu chociażby twórczość Miklosa Rozsy. Jak przystało więc na epickie, starożytne widowisko, Austriak rozpisał swoją muzykę na pełną orkiestrę. Moc symfonicznego brzmienia usłyszymy od samego początku (zarówno w przypadku seansu, jak i odsłuchu oficjalnego soundtracka). Potężne, majestatyczne trąby intonują fanfarę, wprowadzając nas w antyczną historię. Do podobnych stylizacji Steiner odwołuje się na przestrzeni niemal całej partytury. Jako że jednak Helena Trojańska jest także romansem, to też maestro przygotował również liryczny materiał, na którego natkniemy się przede wszystkim w pierwszej części albumu.

Za melodię przewodnią recenzowanej ścieżki dźwiękowej służy oczywiście temat miłości Parysa i Heleny. Jest to ładny, uczuciowy motyw, czerpiący trochę z tuzów romantyzmu i neoromantyzmu. Słyszymy go już podczas napisów początkowych (w końcu to właśnie ten wątek można uznać za wiodący). Steiner aranżuje ów temat zazwyczaj w bardzo tradycyjny sposób, zasadniczo wykorzystując do tego tylko sekcję smyczkową. Warto adnotować, że poświęcony mu zostaje bodaj najlepszy utwór z płyty, Love Theme, który jako jedyny nie nosi znamion ilustracyjności.

Jednak to nie temat miłosny jest w moim odczuciu najlepszą sferą partytury z Heleny Trojańskiej. Dużo ciekawiej prezentuje się bombastyczna akcja, w której wir zostajemy rzuceni począwszy od utworu The Gathering of Forces, tworzącego coś na wzór marszu. Muszę przyznać, że tak jak materiał liryczny trąci już nieco myszką, tak owe dynamiczne kompozycje do dziś prezentują się całkiem okazale, pomijając słabą jakość dźwięku. Steiner pokazuje się tutaj jako doskonały orkiestrator i aranżer – wszystkie instrumenty są na swoim miejscu, a niektóre fragmenty potrafią wręcz zachwycić słuchacza. Niestety jest też druga strona medalu. Muzyka zdaje się pędzić na łeb, na szyję, jest szalenie intensywna, skutkiem czego po pewnym czasie sprawia wrażenie wręcz natarczywej i męczącej. Tym bardziej, że począwszy od wspomnianego wcześniej kawałka stosunkowo rzadko będzie nam dane złapać trochę oddechu w postaci bardziej stonowanych utworów.

Przez długi czas score Steinera był dostępny jedynie na wydaniach, na których dzielił miejsce z innymi dziełami Austriaka. Jednak w 1995 roku do oryginalnych taśm dotarły dwie niemieckie wytwórnie, Tsunami i Mythus, które wypuściły na rynek własne edycje. Na pierwszej nich, omawianej w niniejszym tekście, znalazło się nieco ponad 60 minut muzyki, zgrabnie zebranego w 11 utworów. Album Mythus złożony jest natomiast z dwóch płyt, prezentujących kompletny zapis ilustracji Steinera. Trwa on jednak prawie półtorej godziny, a zatem dla nieobeznanych z tą pracą na początek przystępniejszy będzie na pewno krążek Tsunami.

Helena Trojańska Maxa Steinera to partytura wręcz doskonała od strony czysto technicznej, przez co na pewno znajdzie ona poklask wśród amatorów wysmakowanych orkiestracji i harmonii. Znakomity warsztat to jednak jedyne oręże, którym Austriak może zawojować gust miłośników muzyki filmowej. Temat miłosny jest ładny, emocjonalny, lecz nieszczególnie wyróżniający się na tle podobnych, lirycznych melodii, a imponująca i okazała muzyka akcji na dłuższą metę zwyczajnie nuży. To oczywiście nie skreśla w żaden sposób tej muzyki, wciąż jest to filmówka wysokiej próby, aczkolwiek ze ścieżek dźwiękowych z wielkich widowisk lat 50-tych, polecałbym najpierw dzieła Miklosa Rozsy, który w tego typu kinie jawił się jako ciekawszy i bardziej kreatywny kompozytor.

Najnowsze recenzje

Komentarze